Ale siadło! Czy w Internecie zaczął się wielki kryzys?

Niemal każdego dnia obserwuję kolejne symptomy wielkiej klapy. Wyraźnie widać, że w Internecie podaż przerosła któregoś dnia popyt, co w końcu doprowadziło do sytuacji, w której internetowa „produkcja” przestaje się opłacać i jest coraz bardziej zaniedbywana. Dotyczy to zarówno dużych i małych firm, jak i serwisów internetowych, w tym blogów. W tym tekście chcę pokazać symptomy, które – moim zdaniem – świadczą o poważnym kryzysie w polskiej Sieci.
Kryzys w Internecie

Fot. ilco / sxc.hu

Na początek ot, taki sobie drobiazg: RSS-y. Od dawien dawna rozpoczynam dzień przy komputerze od przeglądu wiadomości. Mam w pasku zakładek dział „Aktualności”, a w nim linki do kanałów RSS iluś internetowych serwisów informacyjnych. Odkąd pamiętam, każdego ranka witały mnie nowe. Obecnie nic z tego: co rano widzę tytuły newsów wczorajszych, ciut już nieświeżych. Musi upłynąć ileś godzin, zanim pojawią się bieżące. Najwyraźniej w redakcjach redukcje, albo po prostu ludzie doszli tam do wniosku, że nie ma sensu się starać i spieszyć, bo i tak nic to nie daje.

Wyraźnie „siadło” w domenach i hostingu. W firmach, których działalność obserwuję od lat, od dawna nic nowego: zupełni, jak gdyby informatycy wyjechali na saksy do Bangladeszu, a zostali tylko marketingowcy, starający się upychać stary towar w nowym, często coraz bardziej tandetnym, opakowaniu. Co z tego, że zewsząd atakują reklamy, skoro towar ten sam, ani o jotę lepszy?

Włosy mi dęba stają, gdy zaglądam na moje ulubione blogi. Niektóre, niegdyś bardzo popularne i chętnie odwiedzane, dziś wieją pustką: brak nowych wpisów od wielu tygodni, czasem od miesięcy. Na placu boju pozostają tylko nieliczni. To zresztą nie tylko moje subiektywne odczucie: nad „zmierzchem i upadkiem blogów” zastanawiali się uczestnicy debaty w blox.pl jeszcze w lutym. Sama debata zresztą też już ledwie dyszy.

Ba, platforma blox.pl to już wręcz podręcznikowy przykład zmarnowania potencjału. A tak pięknie mogło być: blogerom obiecywano np. możliwość dostania się do „Syndykatu”, a w ślad za tym ruch, popularność i …pieniądze:

„Blogi należące do Syndykatu zostaną objęte programem emisji płatnych linków. Autorzy blogów, na które zostanie wykupiona emisja tych reklam, otrzymają 50% wpływów. W tej chwili trwają przygotowania do uruchomienia tej usługi. Kiedy tylko zostaną zakończone, będzie ona automatycznie włączona, o czym poinformujemy właścicieli blogów oraz zamieścimy nową wersję Regulaminu uwzględniającą tą zmianę. Po pozytywnym przyjęciu płatnych linków przez autorów blogów i reklamodawców, rozpoczniemy prace nad wprowadzeniem innych form reklamy”. Zostały tylko obietnice, a ostatni wpis na blogu Syndykatu nosi datę …23 listopada 2007. Na forum o blox.pl łatwiej spotkać Yeti niż administratora, rozpaczliwe wołania o usunięcie pozycjonerskich bredni, zaśmiecających platformę trafiają w próżnię – słyszy je chyba tylko echo…

Nawet moi ulubieni „zarabiacze w Internecie” wyraźnie spuścili z tonu i mało co już tworzą. Jeden z nich, klasyk gatunku, uruchomił ostatnio u siebie forum. Gdyby wierzyć temu, co jeszcze nie tak dawno pisywał o popularności swoich dzieł, powinno się tam aż roić od dyskutantów, tymczasem na forum – pustki. Pomysły na fortunę z AdSense i innych „tombakowych myśli” chyba się skończyły, a w oczy zajrzała prawda: poza nielicznymi wyjątkami, wydawca internetowej witryny może dziś być co najwyżej darmowym słupem ogłoszeniowym i daremnie wypatrywać groszodajnych kliknięć.

Czemu tak się dzieje? No cóż, Internet jest tylko formą komunikowania się i przekazywania treści, dotyczących świata realnego. Gdy w „realu” kryzys, w „wirtualu” nie może być inaczej. Poza tym bezwzględne podporządkowanie niemal wszystkiego wymaganiom jednej amerykańskiej wyszukiwarki nie może wyjść Sieci na dobre: tylko patrzeć, a „zaplecza” rozrosną się tak, że będzie ich więcej niż witryn, które mają promować.