Pewnie niewiele z Was jest ze mną od mojego blogowego początku, dlatego pewnie nikt nie pamięta, że u zarania chciałam stać się jedną z blogerek kosmetycznych. Temat chciałam ugryźć bardziej ambitnie, gdyż jako biolog (dla niektórych biolożka) darzący miłością zagadnienia fizykochemiczne, chciałam by blog mój miał bardziej naukowy pazur.

Dlatego gdzieś ok. 6 może 7 lat temu założyłam bloga kosmetycznego, w którym regularnie analizowałam składy, porównywałam formuły, szukałam alternatyw i dopuściłam do sytuacji, w której kompletnie mi odbiło. Zapatrzona w rynkową różnorodność, zmotywowana licznymi „darami” od producentów, zatraciłam się w swej „misji” i uczyniłam z siebie bezkrytycznego królika doświadczalnego, który kupuje, testuje i analizuje bez opamiętania.

Pewnego dnia, po ok 1,5 roku prowadzenia bloga zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym i był to początek końca mojej kosmetycznej fascynacji. Całe szczęście, gdyż dopiero ciąża pozwoliła mi odzyskać zdrowy rozsądek.

Przestałam kupować kosmetyki z ciekawości, przestałam chcieć produkty, których ceny nie mają związku z ich jakością, a są wynikiem napompowanej kosztami kampanii reklamowej ze światowej sławy modelką na czele. Zaczęłam kupować wtedy kiedy potrzebuję, a nie wtedy gdy wydaje mi się, że chcę i pożytkiem dla portfela, zaczęłam stosować produkty, które pomimo niskiej ceny są dla mnie produktami z najwyższej półki jakościowej.

1. Pupa Luminys Silky Baked Face Powder (puder wypiekany)

Opis produktu:

Wygładza cerę, maskuje drobne niedoskonałości, delikatnie rozświetla twarz. Innowacyjna technologia wypiekania zapewnia maksymalną trwałość pudru i niezwykle delikatną konsystencję. Zawiera nawilżający i ochrony olejek Jojoba. Opakowanie 9 g / cena ok. 90 zł

Moja cera nie sprawia większych problemów, dlatego jej pielęgnacja nie należy do trudnych, ale miewam momenty mocnego przesuszenia skóry, w związku z czym nie przepadam za produktami typowo matującymi. Na powyższy puder skusiłam się podczas promocji -49 % w rossmannie, dzięki czemu zapłaciłam za niego bardziej strawną kwotę niż wyjściowe ok. 90 zł. Puder na pewno nie spodoba się osobom, które poszukują w makijażu mocnego krycia, matu i nieskazitelności. Ja lubię gdy moja skóra jest delikatnie odpimpowana, a nie namalowana od nowa, dzięki czemu cenię go za jego właściwości. Sprawia, że skóra wygląda ładnie, ma piękny porcelanowy odcień i jest nieprawdopodobnie wydajny, dzięki czemu posłuży mi jeszcze bardzo, bardzo długo. Ma bardzo solidne i wygodne opakowanie, dzięki czemu bez ryzyka można nosić go w podręcznej kosmetyczce w torebce.

2. Golden Rose – Longstay Liquid Matte Lipstick – Matowa pomadka do ust w płynie

Opis produktu:

Pomadka w płynie gwarantuje perfekcyjne, pełne pokrycie ust matowym kolorem przez wiele godzin, bez uczucia przesuszenia i lepkości.  Lekka formuła wzbogacona w witaminę E i olej z awokado sprawia, że usta stają się niezwykle nawilżone i gładkie.  Elastyczny aplikator i kremowa konsystencja zapewniają wygodne rozprowadzanie produktu.  Po aplikacji należy odczekać chwilę, aby uniknąć rozmazania. Opakowanie 5,5 ml / cena 19,90

Posiadam kultowy kolor nr 10, który moim zdaniem jest mocno specyficznym kolorem. Daje na ustach nieco „trupi” efekt, przez co nie jest on kolorem uniwersalnym dla każdego typu urody, niemniej jednak u mnie się sprawdza i bardzo lubię jej efekt wizualny. Nie jest tak trwała jak stara nam się to udowodnić producent, ale na pewno lepiej utrzymuje się na ustach niż jej tradycyjne koleżanki. Nie wysusza, co przy produkcie matującym jest miłym zaskoczeniem i niewątpliwym plusem. Uwielbia podróżować, w związku z tym tuż po aplikacji należy odczekać chwilę, aż „przylgnie” do naszych warg, a następnie starannie usunąć ją z zębów, w przeciwnym przypadku można rozśmieszyć otoczenie śladami szminki na uzębieniu. Ma przyjemny zapach, nie klei się i jest na prawdę dobrym produktem w bardzo przystępnej cenie. Nie rozstaję się z nią odkąd zawitała w moich kosmetycznych zbiorach czyli od mniej więcej 1,5 miesiąca.

3 i 7 Alverde – Krem i olejek do twarzy z serii różanej

Krem zakupiłam w niemieckim DM. Już tak mam, że gdy tylko znajduję się poza granicami naszego kraju, dorywam tamtejszą drogerię i buszuję w poszukiwaniu kosmetyku idealnego. Alverde to jedna z moich ulubionych firm. Widać to nawet na załączonym zdjęciu. Jest nie tylko przystępna cenowo, ale składy proponowanych przez producenta kosmetyków na prawdę chwytają za serce do tego stopnia, że można ich używać bez strachu i wyrzutów sumienia, że robimy sobie krzywdę. Seria różana nie jest zapewne serią, którą pokochają osoby z odwodnioną skórą, gdyż jej właściwości nawilżające są dość umiarkowane. Nie polubią jej  także osoby, którym zapach róż kojarzy się z nadzieniem w pączku. Krem pachnie baaaardzo różanie i nie ma tu mowy o zapachu różanym serwowanym nam przez większość producentów. To prawdziwa róża z płatków i kolców :p a nie jej duszna, syntetyczna odmiana jaką znamy choćby z pomadek firmy NIVEA. Zarówno krem jak i olejek dają uczucie delikatnego i niezwykle przyjemnego nawilżenia. Krem idealnie nadaje się pod makijaż, a olejek zaaplikowany na skórę kilkadziesiąt minut przed położeniem się spać, sprawia że rano nasza skóra jest jedwabista jak pupcia niemowlaka. Produkty te nie zapychają i są moimi nierozłącznymi ulubieńcami od długiego czasu.

4. Lovely – silver Highlighter

Opis produktu:

Rozświetlacz do twarzy Lovely Gold Highlighter o chłodnym odcieniu. Subtelnie rozjaśnia twarz. Ma srebrny odcień, nie osypuje się, wytrzymuje na twarzy wiele godzin. Opakowanie 6g / cena ok. 9 zł

Bardzo dobry rozświetlacz za niewielkie pieniążki. Kolejny produkt, który trafił w moje ręce po zapoznaniu się z ogromną ilością pochlebnych, wyczytanych w sieci recenzji na jego temat. Daje bardzo naturalny efekt, trudno z nim przesadzić i ma piękny chłodny odcień dzięki czemu cudnie zgrywa się z chłodnym odcieniem mojej skóry. Jedyne co pokpił producent to opakowanie, które praktycznie rozpadło się po kilku użyciach.

5. Balea – Pianka pod prysznic

Kolejne trofeum z polowania po DM. Pianka za niecałe 3 euro, pachnie i umila czas jak cudo za wiele większą sumę z asortymentu Bath & Body Works. Produkt pochodzi z letniej edycji limitowanej 🙁 więc zapewne jest to moje pierwsze i ostatnie opakowanie.

6. Catrice 3D Lash Multimizer

Opis produktu:

Zwielokrotnij Swoje Rzęsy. Pełne, pięknie podkreślone i rozdzielone rzęsy to efekt, który z łatwością uzyskasz z maskarą 3D Lash Multimizer Effect. W zgodzie z najnowszymi trendami, nowa maskara sprawi, że rzęsy będą przypominać pięknie rozpostarty wachlarz. Łatwa w użyciu elastyczna plastikowa szczoteczka wraz z głęboką czarną formułą zapewni efekt otwartego oka i pełny objętości trójwymiarowy look, jak po wielokrotnej aplikacji.

Nie jest to tusz idealny, ale tak bliski ideału, że musiałam zamieścić go na swojej liście ulubieńców. Niestety po tym jak Catrice wycofano z asortymentu rossmana zmniejszyła się też jego dostępność. Tusz ten ma dość dużą, tradycyjną szczoteczkę i na prawdę ładny, nieprzesadzony czarny kolor. Idealnie sprawdza się dla blondynki, która nie chce uzyskać zbytnio teatralnego efektu na oczach. Produkt robi to, co dobry tusz robić powinien. Podkreśla, wydłuża, nadaje ładny kolor, szczoteczka ładnie rozczesuje i znacząco podkręca rzęsy, do tego jest trwały, nie powoduje efektu pandy (nawet w upalne dni) i długo zachowuje swoje właściwości. Bardzo dobry tusz, za na prawdę nieduże pieniądze.

8. Garnier – Płyn micelarny

Opis produktu:

Garnier Skin Naturals Płyn micelarny 3 w 1 do skóry wrażliwej to prosty sposób, by usunąć makijaż oraz oczyścić i ukoić całą skórę (twarz, oczy, usta) za pomocą jednego gestu. Nie wymaga spłukiwania. To pierwszy inteligentny produkt oczyszczający od Garniera, w którym została zastosowana technologia miceli. Nie musisz już trzeć, by pozbyć się zanieczyszczeń i makijażu – micele wiążą je niczym magnes. Efektem jest idealnie czysta skóra bez pocierania. Bezzapachowy.

Płyn micelarny od kilku lat stanowi absolutny must have w mojej codziennej pielęgnacji. Stosuję go do demakijażu, a także podczas porannej pielęgnacji, tuż przed nałożeniem kremu. Używałam wielu płynów, różnorakich, droższych i tańszych firm, ale ten jest moim ulubieńcem. Na prawdę świetnie zmywa makijaż, jest niezwykle delikatny nawet dla bardzo wrażliwej skóry, pozostawia miłe uczucie świeżości i jest bardzo wydajny. Kolejnym plusem jest jego cena i dostępność, gdyż regularnie dorywam go w dwupaku na promocji w Biedronie. Czy jest tak samo dobry jak osławiona Bioderma? Na pewno dla naszego portfela, a i efekt uzyskany po jego zastosowaniu jest jak dla mnie identyczny jak w przypadku produktu prawie 3 razy droższego.

9. Batiste – suchy szampon

Opis produktu:

Nr 1 w Wielkiej Brytanii – bez siarczyn, parabenów, silikonów, sztucznych barwników, nietestowane na zwierzętach i odpowiednie dla wegetarian oraz wegan. Suche szampony Batiste pozwalają na ekspresowe odświeżenie włosów gdy brakuje czasu, ochoty lub możliwości na ich tradycyjne umycie. Batiste błyskawicznie odświeża fryzurę bez użycia wody, włosy zyskują na objętości, stają się miękkie oraz pachnące. Wyjątkowa formuła oparta na skrobi ryżowej nie wymaga wyczesywania – wystarczy spryskać i wmasować. Batiste oferuje najszerszą gamę zapachów, wersje dostosowane do koloru włosów, szampon z dodatkiem lakieru ułatwiający stylizację oraz poręczne opakowania mini, które można przewozić w bagażu podręcznym.

Nie wyobrażam sobie bez niego życia i bynajmniej nie dlatego, że nie myję włosów na mokro, tradycyjnym szamponem, a przez efekt objętości, jaki można tym szamponem uzyskać. Nie wiem jak produkt ten sprawdza się na ciemnych włosach, ale jak dla mnie (blondynki) jest niedostrzegalny, a efekt uniesienia włosów od nasady jest nieprawdopodobny. Absolutny nr 1!!!

10. Alverde – Balsam do ciała z avocado

Kolejny produkt niemieckiej sieci drogerii, który choć trudno dostępny, totalnie skradł moje serce. Genialnie nawilża, cudnie koi podrażnienia po goleniu, a pachnie… przedziwnie. Tak, produkty alverde z tego co zauważyłam nie rozpieszczają nas w tym względzie. Olfaktoryczne doznania są mniej więcej tym samym czym jest normalne wsmarowywanie w siebie papki z avocado, niemniej jednak balsam wart jest zauważenia, bo jest genialny. Dość długo się wchłania, co z pewnością zdyskwalifikuje go w oczach wielu osób, ale efekt nawilżenia wart jest tych kliku minut spędzonych na golasa przed lustrem :p Najlepszy balsam z jakim miałam do czynienia.

11. Alverde – żel do kąpieli dla dzieci

Nie rozumiem ani słowa na opakowaniu, ale wiem że jest na bazie olejków i ma genialny skład. Pachnie przedziwnie, ale sprawdza się nie tylko na skórze mojego trzylatka, ale także idealnie wspólgra ze skóra mojej twarzy,m dlatego z powodzeniem stosuję go w trakcie wieczornej pielęgnacji. Pomimo dość bogatej konsystencji nie zapycha porów i świetnie nawilża. Nie pozostawia nielubianego przez wszystkich uczucia ściągnięcia. Rewelacja.