Urban wymiata w blogosferze. Gdzie jest prokurator?

Stało się: w Internecie pojawił się wczoraj blog …Jerzego Urbana. Ponieważ zauważyły to niektóre media, czytelnicy – zarówno ci ceniący jego ostre pióro, jak i nienawidzący go z całego serca – ruszyli na łeb, na szyję…

Screenshot blogu Jerzego Urbana

Zaczęło się mocnym uderzeniem:

Chrystus, który wisi na krzyżach zawsze ze skwaszoną miną, podobno dostał na krucyfiksie drgawek ze śmiechu, kiedy Kwaśniewski podszedł do ołtarza. Stało się to z okazji ślubu małej Kwaśniewskiej.

Zaledwie jeden, krótki wpis, ale frekwencja… W chwili, gdy piszę ten tekst, po zaledwie jednym dniu obecności w Sieci licznik na blogu Urbana pokazuje 187713 wizyty, z czego ponad 80 tysięcy „z dzisiaj”. Pokażcie mi drugiego blogera w Polsce, który ma takie audytorium! A nie sądzę, by była to propagandowa sztuczka, choć, jak wszyscy pamiętają, na czym jak na czym, ale propagandzie Urban zna się wyśmienicie.

Jak nietrudno przewidzieć, w komentarzach rozpętało się piekło i tak na dobrą sprawę, gdyby Urban przejmował się niewybrednymi, wulgarnymi odzywkami pod swoim adresem, przy jego blogu należałoby zainstalować samodzielny komisariat policji (do ustalania IP i tożsamości komentujących) oraz wydzieloną jednostkę prokuratury do ścigania autorów oszczerstw i zniesławień. Mała kancelaria adwokacka, obsługująca procesy cywilne, też by się zapewne przydała.

Wygląda jednak na to, że Urban jest odporny: komentarze nie są (przynajmniej teraz, gdy piszę ten tekst) moderowane i przypuszczam, że całe plugastwo, generowane przez niektórych, kipiących nienawiścią komentatorów, pozostanie nietknięte. Ale nie brak też komentarzy przychylnych – zarówno pisanych z pozycji „Urban to zło, ale pisze celnie”, jak i zawierających pochwały dla tekstu b. rzecznika rządu. Oczywiście między popierającymi a miotającymi wyzwiska również dochodzi do ostrych starć, więc i w tym kontekście wydzielona jednostka prokuratury miałaby zapewne co robić.

*

Niech mi wybaczą ci spośród Czytelników InterJAK-a, dla których Jerzy Urban to uosobienie zła, Goebbels stanu wojennego lub ktoś jeszcze gorszy, że anonsuję (niektórzy pomyślą wręcz: reklamuję) to nowe zjawisko w polskiej blogosferze. Ale tak się składa, że Urbana, piszącego Urbana, pamiętam jeszcze z wczesnej młodości, gdy – choć niewiele jeszcze rozumiałem z otaczającego mnie świata – zaczytywałem się w felietonach „Jerzego Kibica”. Bez względu na to, co sądzę o tym człowieku, wiem jedno: pisał i pisze świetnie. Myślę, że jeśli jego blog zagości w Sieci na dłużej (pamiętajmy, że Urban ma już prawie 80 lat, ale na szczęście złego diabli nie biorą), to powinien być lekturą obowiązkową dla wszystkich blogerów, chcących doskonalić własny styl i uczyć się od najlepszych. Niezależnie od tego, czy z treścią urbanowej pisaniny się zgadzają, czy też napawa ich ona odrazą ze względu na osobę autora. Uczyć można się i od przyjaciół, i od wrogów – byle tylko byli mistrzami w swoim fachu.

A piszący Jerzy Urban to klasa mistrzowska, czy to się komuś podoba, czy nie.