Zwlekam z tą krótką relacją z tegorocznej edycji festiwalu, bo wciąż ciężko mi rozstać się z wrażeniami, które po mnie pozostawił. To był wyjątkowy czas wyjątkowego kina z udziałem wyjątkowych ludzi. Co roku tak samo ciekawy, inspirujący i emocjonujący. A przede wszystkim obdarty z hollywoodzkiego blichtru, stanowiący odtrutkę dla wszystkich chcących odpocząć od blockbusterów i mainstreamowych produkcji zależnych od wszystkiego poza realnym życiem.
Uwielbiam moment, gdy mogę poświęcić cały wieczór na studiowanie festiwalowych propozycji. Przeglądam tytuły, które nie mówią mi absolutnie nic, są podpisane zupełnie mi nieznanymi nazwiskami, a jedyna rzecz, która waży o decyzji zapoznania się z nim, leży w krótkim, dwuzdaniowym opisie. W tym roku musiałam znaleźć klucz i poszłam najłatwiejszą drogą – z drobnymi wyjątkami wybrałam filmy biorące udział w Konkursie Głównym. Wybór okazał się trafny nie tylko z punktu widzenia rozstrzygnięcia wyścigu – te 12 tytułów reprezentowało niemal wszystko, z czym kino ma na co dzień do czynienia. Był nurt LGBT (52 Tuesdays – historia kobiety zmieniającej płeć w dojrzałym już wieku, opowiadana z perspektywy jej nastoletniej córki; Something Must Break – szwedzka opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości w wydaniu drag queen, Eastern Boys o fascynacji mężczyzny w średnim wieku młodym imigrantem z wątkiem kryminalnym w tle), było kino rozliczeniowe (w wydaniu południowoeuropejskim Victoria – sieć smutnych relacji damskiej linii rodziny na tle socjalistycznych przemian), rzecz o samokontroli (She’s Lost Control – o seks-surogatce, która przekracza granicę pracy i prywatności), wreszcie pokaźna grupa filmów o pokonywaniu stereotypów i ograniczeń (Gabrielle – w temacie niepełnosprawności, Wilgotne miejsca – fizjologii i własnej seksualności, Mother of George – odwiecznie przypisanych nam ról, The Disobedient, Blind i Brides – szeroko pojętej wolności). I było nasze własne Hardkor Disko, które zupełnie wymyka się tym kategoriom – film, który miał zresztą naprawdę duże szanse na zwycięstwo.
Serdecznie współczułam jurorom, którzy musieli wybrać najlepszy z tych filmów. Każdy z nich był zupełnie inny i wart uwagi, choć nie każdy mnie zachwycił. Co ważne, wszystkie, co do jednego, były okrutnie smutne, niektóre wręcz depresyjne. Tylko jeden, mimo że również dotyczył trudnego tematu (niepełnosprawność umysłowa – Gabrielle) przyniósł pociechę, odrobinę pozytywnych odczuć. Przykre to doświadczenie, że życie – bo to ono jest tematem wszystkich tych filmów – jest tak bardzo poważne i smutne. Cieszy tylko to, że spośród konkursowych propozycji jury wybrało dokładnie ten tytuł, który na wygraną zasłużył i który podobał mi się najbardziej – Eastern Boys. Lada moment napiszę o nim kilka słów, bo film ma u nas premierę pod koniec maja – warto, byście się nim zainteresowali.
OFF to dla mnie też co roku okazja do nadrobienia polskich filmów. W tym roku nie było ich szczególnie dużo, bo po ubiegłorocznej edycji nabrałam takiej ochoty na rodzime produkcje, że byłam z nimi na bieżąco, ale udało się zobaczyć trzy filmy. Ich recenzje znajdziecie tutaj: Kamienie na szaniec, Jaskółka i Hardkor Disko.
Festiwal niczym też w tym roku nie rozczarował. Ogromna frekwencja, świetna organizacja, przemiła obsługa i fantastyczna atmosfera sprawiły, że już w połowie trwania wydarzenia zaczynało się tęsknić do jego początku. Mnóstwo ciekawych wydarzeń towarzyszących, atrakcyjnych spotkań i arcydobrych „Q&A” z reżyserami i aktorami – żal nie korzystać. Jedyną chyba usterką całego festiwalu była Gala Zamknięcia, której zabrakło werwy, dopięcia programu na ostatni guzik, najbardziej wyglądanych gości (Benedict Cumberbatch już wyjechał, Kim Catrall… zachorowała) – imprezę ratował właściwie tylko prowadzący, Marcin Prokop, sypiąc żartami jak z rękawa. Szkoda też, że seansem zamykającym galę nie był zwycięski film, a koncertem ten, który wykonano na Gali Otwarcia (Smolik z zespołem). Ale to nadal świetny festiwal i niepowtarzalna okazja zapoznania się z filmami, które wizytują w Sundance i Wenecji. Obecność za rok – obowiązkowa. Mam nadzieję, że skorzystacie razem ze mną.