Dużo w tej Kronice smutnych rzeczy. Smutne jest życie Andrew – szkolnego niedorajdy, który nigdy nie miał przyjaciół, a jego jedyny kumpel, to jego kuzyn. Smutne jest to, że jego własny ojciec go leje i niszczy mu psychikę, obarczając winą za wszystko, co nie idzie po jego myśli, mieszając go z błotem i jeszcze bardziej pogrążając w kompleksach. Smutna jest ta ogromna potrzeba zaistnienia, która eksploduje w chłopaku, gdy posiada nadprzyrodzone moce – tak ogromna, że niemożliwością jest utrzymać nad swoją energią kontrolę. Smutne jest to, że to, o czym się marzy – a raczej środki do osiągnięcia celu – wcale nie są takie fajne, jak się wydaje i że za wszystko trzeba zapłacić, tu: w naturze. A najsmutniejsze jest to, że z niegłupiej fabuły zrobiono tak kiepski film.
Nie wiem, jaki budżet panowie Trank i Landis mieli do dyspozycji. Nie wiem też, z jaką wiedzą (bo bez doświadczenia – dla obu Kronika jest debiutem) do kręcenia filmu stanęli. Nie wiem również, dlaczego wielkie 20th Century Fox nie uświadomiło ich, że przy kręceniu filmu sci-fi można skorzystać z takich różnych profesjonalnych sprzętów i programów, które uwiarygodnią efekty specjalne. Kronika to kino dla kategorii wiekowej 10 plus i 14 minus, dla widzów, którzy coś tam o gatunku i możliwościach technicznych słyszeli, ale bliżej im jeszcze do dziecięcych fantazji o superbohaterach niż ogarnięcia, że taki film można zrobić sto razy zgrabniej. Wszystko w Kronice jest jakieś niepoukładane, chaotyczne, głośne, jaskrawe i nachalne. Tu coś lata, tam coś wybucha, tu się coś tłucze – i ok, tak ma być, ale po pierwsze można poświęcić trochę więcej czasu na montaż, a po drugie jakoś tak to poskładać, by nie przysłaniało całkowicie tego, co w tym filmie naprawdę ciekawe i warte zobaczenia. W efekcie z 83 minut filmu do oglądania nadaje się mniej więcej 15 pierwszych, z 7 środkowych i 4-5 z tych po minięciu godziny. Reszta wieje nudą i banalnością.
Tak sobie myślę, czy ja nie jestem może już za stara na takie filmy (aż strach, bo za tydzień wybieram się na Projekt X – film twórców Kac Vegas o największym melanżu nastolatków…) i czy na pewno ogarniam konwencję. Żeby nie było – doceniam bardzo przełamanie schematu: nie pokażemy wam kolejnej historii o superbohaterach, ratujących świat od zagłady bądź bandytów (Batmanie, czekamy!), a to, jak łatwo wejść nie w te drzwi co trzeba i nie tylko zawłaszczyć moc, ale i siać dzięki niej zło jako zapłatę za osobiste krzywdy. To ma potencjał. Za dużo tu jednak dziur, nielogicznych chwytów, niekonsekwencji. Nie wiem, może o to chodziło. W końcu twórcy – na fali sukcesu, jaki film odniósł w jUeSej – planują nakręcić sequel. Może wtedy coś zaskoczy?
Czy polecam? No, niestety, nie tym razem.