Lego: Przygoda, 300: Początek imperium, Godzilla – Warner Bros nie pozostawia wątpliwości: w tym roku postawił na blockbustery, filmy głośne, efektowne i piekielnie drogie. Na skraju jutra – firmowana śnieżnobiałym uśmiechem Toma Cruise’a i warta 178 mln dolarów produkcja – doskonale wpisuje się w ten trend. I doskonale też w tej roli wypada.
Za każdym razem, gdy oglądam uzbrojonych (nad)ludzi walczących z dziwacznymi potworkami, które przejmują władzę nad światem, zastanawiam się, jak taka historia może wciągnąć. No bo przecież wszystkie te mimiki, autoboty, kaiju i walczące z nimi jaegery to tylko tona wygenerowanego komputerowo żelastwa, wyposażona w najgorsze możliwe cechy ludzkie i z tego powodu stanowiąca największe dla człowieka zagrożenie. I taka kreacja występująca samodzielnie zwyczajnie by się nie sprzedała. Dlatego twócy superprodukcji tego typu prześcigają się w pomysłach, jak dodać do tych fantastycznych opowieści czynnik ludzki, historię, która poruszy, emocje, o jakich roboty mogą tylko marzyć.
W Na skraju jutra o te emocje dba człowiek, któremu w mundurze – choćby żelaznym – było zawsze (i często) dobrze. Tom Cruise może irytować, może nudzić, ale nie da się mu odmówić czaru, który wyzwala na ekranie. Jego grę ogląda się z przyjemnością, a bohaterowie, w których się wciela, nigdy nie są bezpłciowi. Tak jak Bill Cage – gość wpadający w tę samą pułapkę co Jake Gyllenhaal w Kodzie nieśmiertelności, z tą różnicą, że bywa całkiem zabawny, a to jego przeżywanie na nowo tego samego dnia i związane z tym sensacje wciągają jak niegłupia akcyjka. Ale co w tym dziwnego – rzecz wyreżyserował Doug Liman, facet, który popełnił Tożsamość Bourne’a i Mr. & Mrs. Smith, rasowe i naprawdę dobre filmy akcji.
Jest czerwiec, jest ciepło, umysł zaczyna pracować na wolniejszych obrotach – czy może być lepszy czas na lekki, nieangażujący, dobrze zagrany i całkiem zabawny blockbusterek? To czysta, warnerowska rozrywka. Trochę momentami przesadzona, trochę zbyt efekciarska, trochę niepotrzebnie – jak większośc filmów – dopieszczona udawanym 3D, ale nadal bardzo przyzwoita. Na raz – w sam raz.
A najlepszą częścią filmu był poprzedzający seans zwiastun Interstellar. Cudo.
Czy polecam? Można.