Rate this post

W Konkursie Głównym OFF Plus Camera zdecydowana większość filmów prezentowała najwyższy poziom. Niezależne, wyprodukowane niemal za grosze, zaangażowane społecznie kino nie tylko zachwycało realizacją, ale i wyzwalało mnóstwo emocji, nigdy nie pozostawiało obojętnym. Ombline – debiut fabularny młodziutkiego Stéphane Cazesa – dobrze wpisuje się w ten schemat. Subtelnie podana, angażująca historia na zasłużenie zdobyła OFF-ową nagrodę stowarzyszenia europejskich krytyków.

 

20-letnia Ombline (znakomita Mélanie Thierry) trafia do więzienia za agresywną napaść na funkcjonariusza. Tam dowiaduje się, że jest w ciąży. Narodziny dziecka zmuszają ją do okrzesania swojego agresywnego zachowania i skupienia się na przekazaniu swojemu synkowi tyle miłości, ile jest w stanie mu dać w czasie, którym im pozostał.

 

Niepozorna to historia. Przewidywalna, a jednak zaskakująca, subtelna, a przecież ostra i cierpka, emocjonująca i stateczna zarazem. Cazes z niezwykłą u debiutanta intuicją rozkłada jej akcenty, precyzyjnie wskazując kontekst wydarzeń. Tytułowa Ombline jest delikatną, kruchą dziewczyną, którą życie już w dzieciństwie pozbawiło fundamentów. Wyzwanie, jakie musi podjąć, nie różniłoby się niczym od tradycyjnych obowiązków rodzicielskich, gdyby nie miejsce zmagań. Zamknięta, duszna i ascetyczna przestrzeń to niewłaściwe miejsce nie tylko dla małego dziecka, ale także dla młodej kobiety, u której  poniesione straty, braki emocjonalne i konieczność zachowania najwyższej czujności na polu walki, jakim jest więzienie, rodzą kolejny bunt, uniemożliwiający wyciszenie i zduszenie agresji. Agresji, która w oczach urzędników czyni ją matką niezdatną do opieki nad dzieckiem. A przecież historia Ombline to nie tylko macierzyństwo. To także jej relacja z ojcem, przepięknie sfinalizowana w scenie odwiedzin, małe portrety strażniczek i współwięźniarek, komentarz do polityki socjalnej i resocjalizacyjnej i wiele innych, niepozornych i tylko zasygnalizowanych problemów, które mogłyby być materiałem na zupełnie inną opowieść.

A do snucia odmiennych stylistycznie historii Stéphane Cazes ma wyobraźnię. Kiedy na OFF-owym spotkaniu po seansie opowiadał o swoich filmowych planach, wielu kiwało głową z niedowierzania, że jeden, w dodatku tak młody reżyser, ma odwagę iść w tak różnych kierunkach. Jest to wprawdzie domeną i prawem młodości – w swych poszukiwaniach odpowiedniej dla siebie drogi Cazes na pewno w końcu zarzuci kotwicę, ale z pewnością nie przestanie czarować. W tym Francuzie tkwi ogromny potencjał – jest niezwykle pracowity (do Ombline przygotowywał się i zbierał materiały przez – uwaga – 6 lat!), skromny i ciekawy świata, a to pozwala mieć nadzieję, że taki zdrowy perfekcjonizm, precyzja w treści i formie i, co najważniejsze, pasja do kina niezależnego, może dać tylko kolejne perły.

Czy polecam? Tak. Ombline to świetny debiut. Autentyczny, szczery, poruszający i doskonale zrealizowany. Wypolujcie go, gdziekolwiek i kiedykolwiek się pojawi.