Rate this post

Przenoszenie na duży ekran historii, które napisało życie, ma tę zaletę, że fabuła – a przynajmniej jej lwia część – broni się sama. Opowieści te, pełne dramatów i słodko-gorzkich akcentów, poruszają emocje i nie pozostawiają obojętnym. Problem z ich kinowym odpowiednikiem jest tylko jeden: trzeba bardzo uważać, by nie przekroczyć cienkiej granicy między atrakcyjnym przedstawieniem prawdy a swobodą twórczą, prowadzącą do przesady i wykoślawienia idei. Niestety, reżyserzy nagminnie i brutalnie tę granicę przekraczają, nie oglądając się za siebie i nie sprawdzając, jakie wrażenie swoim zdecydowanym i bezmyślnym krokiem wywołali. Tym brakiem zaufania do przewrotnego, ale realnego losu dwóch polskich rodzin wykazał się także Marcin Solarz. Jego Oszukane to film o ogromnym potencjale, który – jak pociąg – rozpędza się, wzbudzając ciekawość i emocje, by potem tragicznie się wykoleić.

Natalia (Karolina Chapko) i Magda (Paulina Chapko) podczas przypadkowego spotkania na dyskotece odkrywają swoje niesamowite podobieństwo. Wzajemna fascynacja prowadzi je do głębokiej przyjaźni, w którą angażują także swoje rodziny. Szybko okazuje się, że więź łącząca dziewczyny nie jest przypadkowa – wskutek błędu lekarzy przeznaczone zostały do innych domów. Obie rodziny muszą teraz odnaleźć się w nowej sytuacji i zaakceptować fakt, że nic już nigdy nie będzie takie jak kiedyś.

 

To nie jest zły film. Mówię to od razu, żebyście nie zrozumieli źle mojego krytycznego wstępu, w którym w nieudolny sposób próbuję wyjaśnić podstawowy dysonans w odbiorze takich filmów. Rzecz rozkręca się bardzo przyzwoicie, punkt kulminacyjny, jakim jest spotkanie obu rodzin i ustalenie tragicznych faktów, przejmujący, prezentacja sposobów radzenia sobie z sytuacją rodziców bliźniaczek –  realistyczna. Kłopoty nadciągają wraz z niewłaściwym wyznaczeniem środka ciężkości. Cała historia mogłaby być z powodzeniem oparta wyłącznie na dramacie rodzin (matek) i zazdrości Anety (bez szczegółów, by nie spoilerować), które okazały się i tak najciekawsze zarówno z psychologicznego, jak i czysto odbiorczego punktu widzenia. Nie było zupełnie potrzeby mnożyć tej tragedii, odmieniać jej przez wszystkie przypadki i wyjaskrawiać jej soczyście szarych barw – ona sama w sobie była już na tyle intensywna emocjonalnie, że nie potrzebowała żadnego wsparcia. Podobnie z przemianą Natalii, która, istotnie, miała prawo mieć miejsce, ale rozbuchana nagle do rozmiaru „punkowego” buntu i równie szybko wyciszona, traci na realizmie i odbiera fabule wiarygodność. To zdecydowanie najsłabsze elementy filmu, których można było uniknąć przy odrobinie zaufania do prawdziwej historii.

 

Nie zmienia to faktu, że Oszukane ogląda się z ciekawością do samego końca. Spora w tym zasługa Katarzyny Herman, fantastycznej w roli matki Natalii nauczycielki baletu, która (nie) odnajduje się w macierzyństwie jak może i która głęboko przeżywa pomyłkę lekarzy i wybór córki, będący – o czym Anna zdaje sobie sprawę – konsekwencją jej modelu wychowawczego. Świetna rola. Jej rówieśnicy – Ewa Skibińska i Artur Żmijewski – mają do odegrania role o wiele słabsze pod względem dramaturgicznym, nie wyróżniają się więc więcej niż zwykle. Z młodszej grupy na uwagę zasługują wcale nie bliźniaczki (choć ogląda się je przyjemnie, na co wpływ na przede wszystkim uroda starszych o 10 lat od swoich bohaterek sióstr), ale Aneta, w którą wcieliła się Sylwia Boroń – aktorka o bardzo specyficznej urodzie i nieco spłoszonej (idealnie pasującej do roli) grze.

 

Ostatecznie Oszukane nie są kompletnym niewypałem. Ukazują pewną jeszcze nieudolność młodych i dotychczas niewybijających się przesadnie twórców w prowadzeniu fabuły i aktorów, ale to przecież rzecz do wyszlifowania. Historia i tak ratuje film. Jeśli oddzielić ją od niefortunnego efekciarstwa, wygląda naprawdę atrakcyjnie. A jej wykolejenie jest i tak mniej bolesne niż szafowanie (nie)ulotnym pięknem młodzieńczej nagości czy innym bejbi bluesem.

 

Czy polecam? Raczej w domu, niż w kinie, ale całkiem tak.