Co mądrego można powiedzieć o filmie, który mówi sam za siebie, w dodatku silnym, przerażającym głosem? Co pisać o problemie, który już na wstępie wstrząsa, budzi skrajne emocje i rodzi potok myśli? Co, gdy rzecz jest tak oczywista, a zarazem tak niejednoznaczna, że jakakolwiek ocena jest niesprawiedliwa i krzywdząca? Polowanie Vinterberga nie jest dobrym materiałem na rozrywkę i relaks. To ciężkie, nieznośnie szczere kino, które wgniata w fotel i prowokuje do dyskusji.
Dziecięca wyobraźnia, brak dostatecznej uwagi poświęconej dziecku, zaufanie, prawda, kłamstwo, pomówienie, prześladowanie, okrucieństwo, zły dotyk – każdy z tych problemów jest materiałem na pełnometrażowy dramat społeczny, wszystkie razem – na historię, która – jak Polowanie – powoduje zamęt we własnym systemie wartościowania. Vinterberg dotyka tematu bardzo delikatnego, od lat aktualnego i budzącego – jak niewiele kontrowersji tego typu – bardzo jednoznaczne reakcje społeczne. Tyle że gryzie go z drugiej strony, odwraca medal i udowadnia… nie… raczej próbuje tylko pokazać, że każdy kij ma dwa końce. Nie chce przekonywać, że sytuacje, o których dowiadujemy się z mediów, nie powinny nas oburzać, że nasze oceny są nietrafne albo że to, co się dzieje, nie jest takie czarno-białe. Wskazuje raczej, że czasem – tylko czasem i jest to bardzo rzadkie czasem – mechanizm nie działa według schematu, sytuacja może się odwrócić, a to, co uważamy za pewnik okazać się totalną pomyłką. Pomyłką, która może kosztować kogoś życie.
W Polowaniu każdy właściwie element społecznych relacji mógłby podlegać osobnej analizie. Wszystko, co dzieje się wokół głównego bohatera, jest oparte na znanym schemacie, a mimo to oburza i porusza tak jak w każdym podobnym wypadku. Tym, co zdumiewa najbardziej, jest jednak stosunek społeczności do dzieci w ogóle, tu reprezentowanych przez zamkniętą w sobie, żyjącą w normalnej, kochającej, ale jednak niepoświęcającej dzieciom należytej uwagi rodzinie, Klarę. Postawienie małoletnich w centrum życia społecznego, odebranie im obowiązków, a w zamian nałożenie nań rozmaitych praw, jest znakiem czasów. W Skandynawii rzecz, jak wiadomo, posunęła się o wiele dalej niż w Środkowej Europie, jak na dłoni pokazując konsekwencje wcielenia w życie postulatów ortodoksyjnej lewicy (co niedawno przenikliwie naświetlił kolega z sąsiedztwa, poczytajcie, żeby wiedzieć, co mam na myśli: tutaj). Te działania mogą wydawać się prowychowawcze, ale jednak mocno zaburzają podstawowe więzi społeczne, wykoślawiając ich fundamenty. Historie Klary i Lucasa są może w tym względzie skrajne, ale nie tak znowu nietypowe, by nie brzmiały znajomo. Dlatego tak poruszają.
Wielokrotnie w czasie seansu w głowie pojawiają się zarzuty kierowane do najmłodszej bohaterki dramatu. Czy dzieci mogą być tak okrutne? Czy w takiej małej, niewinnej głowie może powstać tak obrzydliwy plan zniszczenia dorosłego, który – z najlepszymi intencjami, ale jednak – odrzucił dziecięce uczucie (w przypadku Klary problem ten zintensyfikował niedobór emocji rodzinnych i – być może także tym spowodowana – nerwica natręctw, przedstawiona w formie bardzo poważnej „zabawy” w omijanie linii na posadzce). Czy dziecko może być z natury złe? Jak bumerang wracają dylematy, powstałe po Musimy porozmawiać o Kevinie (czyja to wina, czy to matka nie wykrzesała z siebie na czas miłości, czy to dziecko było zaburzone, kto odrzucił pierwszy, kto się wystarczająco nie postarał?). Pytania, wydawałoby się, inne, a jednak mające wspólny mianownik.
Trudno oderwać się od scenariusza, bo pełni tu dominującą funkcję, ale nie sposób nie wspomnieć też o pozawerbalnych środkach wyrazu. Mocny wydźwięk fabularny wzmaga bowiem nie tylko świetne aktorstwo (Mikkelsen przechodzi sam siebie, bardzo dobrze wypadają też Lasse Fogelstrøm w roli syna Lucasa, Thomas Bo Larsen jako Theo i mała Klara – Annika Wedderkopp – która idealnie odzwierciedla hermetyczną naturę swojej postaci), ale też doskonałe tonowanie napięcia mimo niewielkiej akcji i oszczędne, surowe zdjęcia, przypominające, w której części globu ma miejsce dramat Lucasa, a jednocześnie wskazujące, że mógł on wydarzyć się w każdej prowincjonalnej mieścinie świata. Wszystko to bardzo mocno angażuje uwagę do ostatniej sceny.
Świetny film.
Czy polecam? Absolutnie tak.