Każdemu, kto poznał X muzę, choćby raz przemknęło przez myśl pragnienie zacieśnienia tej więzi – sięgnięcia do źródeł, przeanalizowania jej ewolucji, zrozumienia rządzących nią mechanizmów. Ja też tego chciałam, ale jedyny bogaty w treść nośnik tych informacji – książki – były poza moim zasięgiem z prozaicznego braku czasu. Co innego film. Co innego filmowa odyseja, zbierająca w piętnastu 60-minutowych odcinkach całą historię kina. Ciekawe to?
Jeszcze jak! Projekt Marka Cousinsa to pod względem strategicznym prawdziwa odyseja. Ukazać w ciągu zaledwie kilkunastu godzin ponad 100-letnią historię dynamicznie rozwijającej się sztuki, zaprezentować wszystkie najważniejsze jej etapy, nie pominąć niczego, co miało wpływ na ten rozwój – to gigantyczne wyzwanie, któremu można podołać tylko wtedy, gdy ma się do pracy cierpliwość, a przedmiot swojego zajęcia po prostu kocha. A Cousins jest w kinie szaleńczo zakochany – i to widać w każdej części projektu.
Oczywiście, część części nierówna. Były w końcu w kinie okresy ciekawsze i mniej ciekawe, dalsze lub bliższe ciekawości i sercom odbiorców, a i też samemu autorowi, bo ten szczególny zapał do wybranych fragmentów tej opowieści jest odczuwalny w samej narracji. Atutem Odysei filmowej jest umiejętne kontrastowanie. Cousins nie boi się stawiać obok siebie ikon kina niezależnego i mainstreamowych, świetnie opłacanych twórców, filmów autorskich, artystycznych i/lub społecznie ważnych, i blockbusterów, pomyślanych wyłącznie dla zysku. Nie ma w tym żadnego odkrycia, ale harmonia między tymi kategoriami czyni przekaz szczerym, nastawionym na coś więcej niż efekt i patos.
Moja ulubiona część dotyczy, oczywiście, kina najnowszego – opowiedzenia na nowo historii, którą jeśli nie znam, to przynajmniej kojarzę. Nie mogę jednak nie docenić fundamentu, który historia – i Cousins za nią – podłożyła pod to, co możemy podziwiać dziś. To dzięki odcinkom poświęconym kinu dwudziestolecia międzywojennego i czwartym dziesięcioleciu ubiegłego wieku zrozumiałam, jak wielkim krokiem milowym było uzyskanie głębi ostrości i jak wielką różnicę w przekazie zrobiły wciąż udoskonalane techniki montażu, a wielkość znanych chyba każdemu ikon kina światowego jak Kubrick, Fellini czy Peckinpah, w tym kontekście nabrała nowego znaczenia. Wszystko to oglądane w kameralnej sali kina studyjnego (u mnie akurat Kino Pod Baranami) okazało się szczególnym doświadczeniem.
The Story of Film. Odyseja filmowa to wyjątkowa podróż po kinie, które znamy, tak mało o nim… wiedząc. Pozycja obowiązkowa dla każdego, kto lubi wi(e)dzieć więcej.
Czy polecam? Tak.