Bo taki oto dzidziuś. Małe ciałko, małe rączki, nóżki małe, wszystko małe, maluteńkie. Jedyne co w nim wielkie to chęć poznania. I truchtasz maleńki, po wielkim mieszkaniu, zaglądasz w każdy kącik, dziurkę każdą, liczysz w myślach fugi i szukasz czegoś, czego nawet nie wiesz. Ale szukasz wytrwale. Pamiętam, Twój pierwszy uśmiech lub grymas, który w moim matczynym mniemaniu uśmiechem właśnie był. Potem chwytałeś grzechotki. Twe małe paluszki, badały przedmioty, tak słodko, ospale, po stokroć, a za każdym razem chwyt Twój był tak samo głodny jak ten pierwszy, poznawczy, „od którego wszystko się stało”. Pamiętam pierwszy płacz, tak silny, tak głośny, że wręcz nieprawdopodobny. Już w szpitalu przez wszystkie położne, zostałeś okrzykniętym nowym Pavarottim.
Wszystko czym zaskakiwałeś w kolejnych, krótkich miesiącach, było tak nagłe, tak niespotykane. Robiłeś to pierwszy raz, a ja za każdym razem ze łzami w oczach podziwiałam cud jakim niewątpliwie jesteś. Obserwowałam każdy Twój ruch, tak by zapamiętać jak najwięcej z każdej z Twych maleńkich chwil i to nic, że mam tysiące zdjęć, kilka godzin filmu. To nic, w porównaniu z obrazem, który wyrył się w mej pamięci przepełnionej miłością do Ciebie.Pamiętam dzień, kiedy Twoje pierwsze ząbki nadały Ci wygląd małego gryzonia. Twój uśmiech, od tej pory jest zupełnie innym, ale nie mniej uroczym, nie mniej kochanym. Rośniesz, a ja mam swoistą, maminą schizofrenię. Chciałabym chwile Twej cudnej maleńkości, zatrzymać i cieszyć się nimi dłużej niż mogę. Cudownie, że rośniesz, szkoda mi tylko, że czas odkąd jesteś, począł nagle płynąć dwa razy szybciej, a ja w swej panice chłonę każdą chwilę jak spragniona wody.Jeszcze niedawno byłeś niczym mały, mięciutki placuszek. Nie umiałeś nic, nie wiedziałeś nic, poza pierwotnym instynktem, który nakazywał Ci wierzyć. Wierzyć we mnie i we wszystko co robię, że robię to po to, by było Ci dobrze. Dziś, już decydujesz, masz własne poglądy. Nie lubisz banana, uwielbiasz się kąpać, a najbardziej bawi Cię gonitwa za moimi kapciami w kotki. Potrafisz już pełzać, gadasz po swojemu i choć nie rozumie Cię nikt, ja swym szóstym zmysłem wiem, co chcesz mi powiedzieć. I przytulasz się tak mocno, tak czule…
Od samego rana witasz mnie uśmiechem, psocisz po swojemu, jesteś ciekaw dnia, a ja nie potrafię okazać Ci tego jak bardzo Cię kocham, bo kocham tak mocno, że musiałabym Cię schrupać, a i to byłoby niewystarczająco wymowne.
W końcu, wymęczony codzienną eksploracją zasypiasz. Na podłodze, w bujaczku, huśtawce, to nic, bo najważniejsze, że na Twojej twarzy widać, że masz w głowie tylko dobre sny.