Zalały Polskę niczym fala Tsunami. Wciągnęły niczym bagno, odbierając rozum, niszcząc rodziny, nieodwracalnie pozbawiając kuszące się na nie osoby zdolności logicznego myślenia. W nieświadomości, w swej głupocie,  zostali złapani w sidła, w spętane sieci bez ucieczki, uwięzieni w pętli własnego nałogu.

Na początku były sklepy

Sklepy z dziwnie brzmiącymi nazwami nasuwającymi trop dobrej zabawy. „Smileshopy”, „funshopy”, stworzone wyłącznie po to, by w legalny wówczas sposób zrobić z klienta uzależnionego ćpuna. Kolorowe woreczki, tabletki, proszki w ampułkach, zioła, kadzidła, nawozy do kwiatków, ostatnio sole piorące lub też kadzidełka. Dla niewtajemniczonych, bo target wie od dawna, że sklep jest dilerem, który spod lady wydobywa „Mocarza”, „VooDoo” czy „Cząstkę Boga”, które jedyne co robią, to prowadzą klienta na samo dno życiowego piekła.

 

Niewiele wśród znanych nam narkotyków, uzależnia od pierwszego kontaktu z nim. Niewiele spośród znanych nam narkotyków zabija w tak bezlitosny sposób. Dopalacze, są wiedzą dla chemików tajemną. Nie wykryją ich tradycyjne testy, nie wiadomo czym leczyć zatrucia nimi, a sami lekarze rozkładają ręce, opisując objawy z jakimi spotkali się na swoich oddziałach. Chemiczne śmieci wwiercają się w mózg, niszcząc tlące się życiem komórki nerwowe, które jako nieliczne w naszych organizmach nie mają zdolności regenerowania się. Mózg człowieka przyjmującego dopalacze, z każdą kolejną dawką coraz bardziej przypomina ser szwajcarski. Człowiek traci zmysły, wspomnienia, traci wszystko czym i kim był, zanim zdecydował się sięgnąć po to GÓWNO. Niestety edukacja czy strach przed skutkami, w wielu przypadkach przegrywają z ciekawością, naciskami ze strony rówieśników czy tez zwyczajnym nastoletnim buntem, który przecież dotyczył kiedyś każdego z nas.

 

Była zakochana po uszy, jej miłość wybrała śmierć. W tamtym czasie był dla niej całym światem. Zbudowała w głowie ich różową, wspólną przyszłość. Nie wiedziała, że jej ukochany zdradził ją z substancją o nazwie coccolino, popularnym dopalaczem, który łatwo można było dostać w każdym sklepie z tymi substancjami. Mefedron – substancja, która zniszczyła ich związek, odbierając dziewczynie jej  chłopaka. W swej naiwności postanowiła go ratować. Wierzyła w niego, chciała mieć nadzieję, niestety jej miłość nie była wystarczającą motywacją dla ukochanego. Środki chemiczne wyżarły jego mózg, przez co z dnia na dzień utracił on zdolność logicznego myślenia. Przegrał swe życie, a swymi kłamstwami udało mu się przez chwilę, ściągnąć dziewczynę na samo dno jej otchłani rozpaczy.

 

Mieli 16 lat, poważne problemy z prawem, a ich najbliższe życie miało toczyć się w ośrodku uzależnień. Miało, gdyż pewnego dnia jeden z nich postanowił podciąć sobie żyły wykrwawiając z siebie ostatnie tchnienia. Substancja, którą jego organizm pokochał jak swoją własną, nie pozwoliła mu dożyć upragnionej dorosłości. 

 

Miał 13 lat. Pochodził z bogatej rodziny, w której nie brakowało niczego, prócz miłości. Były wakacje, drogie ciuchy, najnowsze gadżety. Nie było matki, która całymi dniami rozwijała karierę w jednej z korporacji,nie było tez ojca, który jako ważny dyrektor zajmował się wszystkim tylko nie własnym domem. Był zupełnie sam, dlatego z łatwością wpadł w szpony złego towarzystwa. Był łatwym łupem. Osamotniony, szukał przyjaciół, kolegów, kogokolwiek kto poświęciłby mu chwile uwagi. Tamci szukali „leszcza”, który w łatwy sposób stanie się ich sponsorem. Chęć zaimponowania nowym kolegom, była silniejsza niż zdrowy rozsądek. Przepadł w czeluściach nałogu na wyciągnięcie ręki. Przestał znać go ojciec, wyparła się go własna matka. Po raz kolejny został zupełnie sam, tym razem dosłownie.

 

Idealnie pamiętał dzień, gdy na świat przyszła jego córka. Była to też jedna z ostatnich chwil z córką, którą pamiętał. Chemia stopniowo wyniszczyła jego mózg, pozbawiając go tlących sie resztkami sił wspomnień. Z przystojnego, wesołego faceta, stał się obleśnym wrakiem, którego wszystkie pragnienia niczym bezmyślny pęd, opierały się o sposoby zdobycia śmiercionośnej substancji. Za wszelką cenę, kosztem bycia ojcem, kosztem dawnej miłości, którą żywił do żony. Teraz kochał plastikowe ampułki, których sproszkowaną zawartość, codziennie aplikował sobie do nosa. Na pytanie, czy chcesz z tym skończyć? – odpowiada, chciałbym, ale przez nie straciłem wszystko co mogłoby mnie podtrzymać przy pozbawionym dopalaczy życiu.  

Skąd wiem tak wiele na ten temat?

Pierwsza z powyższych historii była moją historią. Historią zaślepionej miłością dziewczyny, która przez dopalacze straciła w tamtym czasie prawie wszystko, na czym jej zależało. Dzięki rodzicom pozbierała się na nowo. Na nowo odbudowała wiarę w ludzi i po wielu latach od tamtej historii drży jako matka, że tego typu substancje dalej są tak łatwo dostępne.
Co gorsza, nie raz spotykałam się z opinią, że sięgają po nie „najsłabsze ogniwa” i jest to coś w rodzaju współczesnej selekcji naturalnej. W takim razie pytam, czy to samo radykalne zdanie utrzyma osoba, w chwili, gdy problem dotknie jej dziecka? Sięgające po dopalacze dzieci, najczęściej robią to cierpiąc na tzw. „ból istnienia”, brak akceptacji wśród rówieśników, problemy w szkole, problemy sercowe i całą masę problemów charakterystycznych dla ich grupy wiekowej. Winą powinno obarczyć się rodziców, którzy nie dając odpowiedniego wsparcia, w swej krótkowzroczności, doprowadzili do uzależnienia się swojej pociechy. Rodziców, którzy doprowadzili do sytuacji, w której dziecko zamiast do rodziców, udało się do sklepu, kupiło to świństwo, tylko po to by na chwile zapomnieć. To ten rodzic powinien zostać nazwany najsłabszym ogniwem, którego postawa pociągnęła za sobą niewinną ofiarę w postaci jej dziecka właśnie. Problem dopalaczy nie dotyka wyłącznie środowisk patologicznych. Coraz częściej dotyka tzw. „dobrych rodzin”, które dobrymi okazują się być wyłącznie na pokaz.

 

Nie znajduję słów na opisanie tragedii z jaką przyszło się mierzyć współczesnym rodzicom. Dziś na życie czy zdrowie naszych pociech czekają zagrożenia, o których dawniej czytaliśmy w książkach science fiction, a i tak wydawało się to bardziej fiction niż science. Niestety, o ile narkotyki istniały od dawna, o tyle dopalacze są wytworem współczesności i jako substancje wciąż jeszcze niepoznane, są od tych pierwszych o wiele bardziej niebezpieczne. Pamiętam rozmowę z pewną Psycholog w ośrodku Monar, która bez ogródek oznajmiła, że od dopalaczy nie ma ucieczki, a uzależnienie od nich jest tak silne i nieswoiste, że nawet nie wiadomo jak pomóc uzależnionemu od nich człowiekowi i czy sposób prowadzenie terapii jest skuteczny i wystarczający. Pamiętajmy, choć dopalacze, to substancje psychoaktywne, to ich zagadkowość i pewnego rodzaju innowacyjność (choć nie wiem czy to dobre słowo) nie pozwala na zaliczenie ich do znanych substancji o podobnym działaniu. Dla zobrazowania „dopalaczowego” problemu posłużę się cytatem z wikipedii:

 

„W Polsce dopalaczami są nazywane produkty zawierające związki stanowiące pochodne zakazanych substancji psychoaktywnych (np. amfetaminy) lub preparaty ziołowe zawierające związki halucynogenne, m.in. kannabinoidy. Stopień ich szkodliwości dla zdrowia i potencjał uzależniający jest przedmiotem badań i analiz, które jednak ze względu na liczbę znanych i ciągle wynajdowanych substancji psychoaktywnych, nie nadążają za zmianami ich składu przez producentów.  Dodatkowo, dopalacze wprowadzono do obrotu jako „produkty kolekcjonerskie, nienadające się do spożycia”, w związku z czym z czysto formalnego punktu widzenia nie podlegały one kontroli Państwowej Inspekcji Farmaceutycznej. Substancje w nich zawarte nie znajdowały się na liście środków zakazanych ustawą o przeciwdziałaniu narkomanii, więc mogły być sprzedawane w legalnie działających sklepach.  Na temat składu dopalaczy sprzedawanych w Polsce niewiele wiadomo, gdyż, jak stwierdziło Ministerstwo Zdrowia, przed 14 października 2010, nigdy nie przeprowadzano, ani też nie zlecano przeprowadzenia żadnych systematycznych badań w tym zakresie. Dopiero po akcji zamykania sklepów z dopalaczami w październiku 2010 służby państwowe weszły w posiadanie znacznej liczby próbek tych preparatów, których jednak do 18 października 2010 zdołano przebadać ok. 130, a wyniki tych badań nie zostały dotąd opublikowane”.
Producenci śmieją się nam w twarz, oferując produkty „nie do spożycia”, które właśnie do spożycia powstały i to właśnie o to spożycie najbardziej im chodzi. Jak okrutnym jest otaczający nas świat, że niektórzy uciekają przed nim do jeszcze większego horroru?