Rate this post

AAAAA szukam firmy, co mnie pozwie

Biorąc pod uwagę sławę, jaką zyskał vloger, dworujący sobie z mielonego mięsa, postanowiłem uczyć się od najlepszych i też trafić na czołówki gazet. O ile jednak w przypadku piewcy niekorporacyjnego tatara, skarżąca firma poniosła (tak twierdzą niektórzy) straty wizerunkowe, ja proponuję układ wini-win. Firma, która złoży przeciwko mnie pozew kontrolowany, zyska nie mniej, niż ja.
Nagłówek „Superstar” w gazecie

Fot. D.Gast / pixelio.de

Oto szczegóły mojego planu:

Po dogadaniu się i spisaniu odpowiedniej umowy, wezmę na warsztat jakiś produkt i nie zostawię na nim suchej nitki, wykazując wady i słabości, których produkt de facto nie posiada, co najwyżej w mojej subiektywnej opinii. Następnie zaczniemy z firmą wymianę ciosów:

firma mi napisze, żebym sprostował
ja jej odpiszę, że nie sprostuję
firma mi napisze, że jak nie sprostuję, to podejmie kroki
ja jej odpiszę, że jestę blogerę i w związku z tym może mi skoczyć
firma mi napisze, że przygotowuje pozew i żąda dużej kwoty
ja napiszę o tym w blogu, na fejsie i do wybranych gazet, nie wyłączając superekscesów
internety ujmą się za mną, przy czym część wskaże, że jestem patałach, bo firmie można było dokopać lepiej, a firma też jest patałach, bo mogła lepiej zarządzać kryzysem wizerunkowym niż straszyć biednego blogera sądem
jak skontaktują się ze mną pismaki, to im powiem, że w sumie to byłbym gotów się dogadać z firmą, ale ona nie chce. Pismaki to napiszą
firma wystosuje w związku z tym oświadczenie, że ona też by się chętnie dogadała, tylko nie wiedziała, że ja chcę się dogadać
w końcu się dogadamy: ja przyznam, że to, co napisałem o produkcie, to moja subiektywna opinia, zresztą z czasem zaczynam się do niego przekonywać, bo wcale nie jest do dupy (w tej sytuacji oczywiście produktem nie może być papier toaletowy). Z kolei firma napisze, że jak tak, to nie złoży pozwu, bo przyjmuje moje wyjaśnienia do wiadomości, a nie jest krwiopijcą, polującym na blogerów
internety skomentują sytuację tak: dzielny bloger nie ugiął się przed firmą, mądra firma nie zajechała blogera, lecz wyszła z twarzą – oto modelowa współpraca na linii biznes – internety.

Będzie więc głośno i o firmie, i o mnie. Produkt się obroni i w sumie zareklamuje, ja zyskam fejm – obie strony będą więc zadowolone. Koszty? Praktycznie żadne. Buzzz? Gigantyczny.

Czytelniku – może masz rodzinę lub znajomych w dziale marketingu jakiejś dużej firmy? Zapodaj im temat, szykuje się świetny interes!