Była jakiś czas temu taka głośna sprawa z fatalną sytuacją kasjerek marketów w roli głównej. Że wykonują pracę ponad swoje siły, że nie otrzymują wynagrodzenia za nadgodziny (liczone w setkach), że siedzą na kasach w pampersach, bo nie mogą nawet skorzystać z toalety w trakcie zmiany itd. Mowa była o wielu znanych sieciach handlowych, m.in. o Biedronce. W filmie Sadowskiej żadna z tych głośnych nazw własnych wprawdzie nie pada, ale skojarzenia z tą ostatnią są nad wyraz czytelne (z nazwą w pierwszej kolejności). Fabuła jest prosta: oto Halina (Katarzyna Kwiatkowska), samotna matka bojowo dojrzewającej nastolatki, otrzymuje awans na kierownika sklepu. Sytuacja, jak nietrudno się domyślić, stwarza spory dystans między nowa szefową a jej koleżankami, z którymi dotychczas trzymała mocno sztamę, i rodzi sporo konfliktów. Tym bardziej, że Halina jest pod groźbą utraty stanowiska zmuszana przez „górę” do manipulacji i podejmowania decyzji, których nigdy by nie podjęła. Aż do przekroczenia granic prawa, etyki pracy i własnej moralności. Sądowa walka, którą kobieta podejmuje w celu zmiany chorego systemu, szybko obraca się przeciwko niej, odbierając jej to „niewiele”, które jeszcze jej zostało.
To wcale nie jest takie łatwe zrobić dobrze film z ciekawą, ważną społecznie historią. Wielu reżyserów wychodzi z założenia, że w takich przypadkach fabuła intryguje wystarczająco, by wciągnąć widza w ciąg akcji i nie warto już dbać o jej stronę formalną. Co, naturalnie, psuje zwykle efekt – sposób podania jest równie istotny, co sama treść i aż żal ściska, gdy potencjał jest marnowany przez niedostatki techniczne. Całe szczęście, Maria Sadowska nie poszła tą drogą. Off-owa krew, płynąca w jej intertekstualnych żyłach, dała o sobie znać choćby w doborze zespołu – za zdjęcia i montaż filmu odpowiedzialny jest duet Ładczuk & Kamiński, który z powodzeniem pracował m.in. przy świetnie zrealizowanym serialu Bez tajemnic; obaj maja też na koncie naprawdę dobre tytuły, które mogą się podobać bardziej lub mniej, ale o których nie można powiedzieć, że są nieudane. To bardzo dobrze o niej (Sadowskiej) świadczy zabawki.
Tym bardziej, że sama historia jest napisana i przedstawiona bardzo realistycznie. A przecież wcale nie jest oparta na faktach. Nawet inspiracje wydarzeniami, o których krzyczały swego czasu media, są tu wpisane tylko umownie. Losy uwikłanej w żelazne ramiona korporacji Haliny są zresztą bardzo uniwersalne, bezlitosna polityka firmy i siatka zależności wewnątrzkadrowych – dziwnie znajome, a walka z nadużyciami to takie niezrealizowane marzenie wielu polskich pracowników. Dzień kobiet to kolejny dowód na to, że strach (tu: przed zwolnieniem, biedą) jest silniejszy od godności. Dojmująco smutne, ale jakie bliskie.
Świetnie zagrany (cudownie naturalna Kwiatkowska!), bardzo przyzwoicie zrealizowany (jeszcze ta oprawa muzyczna! oczywiście Sadowska, again), zupełnie niesłusznie pominięty (znów sprawdza się teoria, że co słabo wypromowane, to dobre), zdecydowanie wart uwagi (mimo pewnej tendencyjności i przedramatyzowania). Nadrabiajcie.
Czy polecam? Tak.