Nakręcenie dobrej komedii to nie lada wyzwanie. Biorąc pod uwagę fakt, jak wiele nas różni, w jak rozmaite ramy wkładamy nasze poczucia humoru, jak inne rzeczy, zjawiska, sytuacje nas bawią, stworzenie historii uniwersalnie zabawnej wydaje się wręcz niemożliwe. Twórcy gatunku dwoją się więc i troją, by nadać taki komunikat, który dotrze do jak najszerszej grupy widzów, ci ambitniejsi dodatkowo taki o walorach ponadczasowości, z żartami, które bawią całe pokolenia. Znamy mnóstwo takich komedii, ale nie o nich dziś mowa. Dziś o tych, którym powyższe… nie wyszło.
Oczywiście, wszelkie tego typu zestawienia są z zasady subiektywne. Nawet bardziej niż inne, do których można przyłożyć pewne kryteria i rozsądnie wytłumaczyć. W tym wypadku chodzi przecież o coś, co jest bardzo osobiste, niestałe, podatne na czas i miejsce, w którym dochodzi do spotkania z filmem, na nasz nastrój, towarzystwo, atmosferę, która panuje wokół seansu i wiele innych czynników. To dlatego wiele z komedii, które balansują na granicy przyzwoitości, podob nam się – bo pojawiły się w odpowiednim miejscu i czasie naszego życia, odpowiedziały na aktualną potrzebę – zrelaksowania się, wyłączenia czy inną.
Poniższe tytuły to komedie, które nie tylko rozczarowują i wywołują uczucie straconego czasu. One ogłupiają, zniesmaczają, szokują swoją głupotą, niskim poziomem, załamują przekroczeniem granic dobrego smaku w we wszelkich możliwych wymiarach, gwałcą intelekt i pozostawiają z ogromnym niesmakiem. Nie jest ich dużo, bo do komedii w repertuarze kinowym podchodzę bardzo ostrożnie i zwykle udaje mi się uniknąć największych klap, ale intuicja czasem zawodzi. To skutki tego znajdziecie poniżej. Przy części z tych tytułów, być może, bawiliście się świetnie, przy innych moje komentarze mogą wydać wam się zbyt powściągliwe, z pewnością do listy dopisalibyście niejeden tytuł. Jaki? Czekam na wasze komentarze. W imię wspólnego dobra i zdrowia psychicznego – chrońmy się przed tym, co niegodne naszego śmiechu, czasu i pieniędzy;)
Movie 43 (2013)
Na przedpremierowy seans Movie 43 trafiłam spontanicznie i zupełnie przypadkiem jako towarzystwo znajomych z wejściówkami. Nie wykręcam się i przyznaję, że pierwsza nowela – ta z Kate Winslet i Hugh Jackmanem – całkiem mnie ubawiła, choć gdy o niej myślę, jestem pewna, że chodziło wyłącznie o wyborną grę aktorską. Cała reszta filmu była nie do zniesienia – i to zarówno pod względem estetycznym, jak i intelektualnym. Doprawdy, nie wiem, kto normalny wymyśla takie filmy, kto normalny wykłada na nie pieniądze i – najsmutniejsze – kto normalny, niczym nie szantażowany – chce w nich grać (a gdy pomyślimy, ile ciekawych nazwisk się tam pojawiło, robi nam się jeszcze smutniej). Śmiało i głośno: to najgorsza komedia, jaką w życiu widziałam. Więcej o filmie pisałam tutaj.
Tower Heist: Zemsta cieciów (2011)
Wypociny polskiego tłumacza tym razem nie powinny iść na marne. Film, do którego oryginalnego członu ktoś dopisuje „zemsta cieciów” nie może być fajny. Zaufajcie tłumaczowi. Ja nie zaufałam i straciłam przez to czas i wiarę w wybory aktorskie Bena Stillera.
Śluby panieńskie (2010)
Filip Bajon dokonał niemożliwego: z fantastycznej i przezabawnej komedii pomyłek stworzył drewnianą, nudną, żenującą i w ogóle nie śmieszną produkcję, której oglądanie jest istną katorgą. Fredro pewnie w grobie się przewróca, ilekroć ktoś ogląda ten film. Nie róbcie mu tego.
Ted 2 (2015)
Film, który stał się motorem napędowym dyskusji na temat komedii, które należy omijać szerokim łukiem, pisałam o nim kilkanaście dni temu (tutaj). Marny, przeciągnięty, nieciekawy i bardzo nudny los misia, który na pewno wolał spocząć na laurach po sukcesie pierwszej części swoich przygód, zamiast psuć dobre wrażenie, powtarzając stare gagi.
Sąsiedzi (2014)
Jeśli chcecie zabrać kogoś na fajną komedię, zastanówcie się dwa razy, czy to na pewno odpowiedni film dla tej osoby. Ja zabrałam na Sąsiadów moją teściową, na szczeście bardzo równą babkę. Tylko dzięki jej dystansowi i podejściu „nieważne co i gdzie, ważne z kim” nie zapadłam się pod ziemię ze wstydu, słuchając w jej towarzystwie idiotycznych gagów i oglądając seksistowskie żarty sąsiedzkiej młodzieżówki. Brr.
Niewierni (2012)
Francuzi potrafią nakręcić fantastyczną komedię, ale czasem wpadają w pułapkę własnej pychy i zapominają, że nie mają monopolu na dobry żart. W Niewiernych z tymi żartami bardzo się zapędzili. Humor w filmie jest nie tylko dość hermetyczny, ale przede wszystkim przekracza granice logiki: chcemy być tak bardzo śmieszni, że napiszemy takie sytuacje i dialogi, które pozwolą nam to zaprezentować. No nie, tak się nie robi. Więcej o filmie tutaj.
Pani z przedszkola (2014)
Jeśli miałabym wymienić komedię, przy której nie zaśmiałam się ani razu, Pani z przedszkola przyszłaby mi na myśl chyba jako pierwsza. Siedzieć w kinie na oficjalnej premierze filmu, w towarzystwie twórców i aktorów, i zastanawiać się ze skonsternowaną miną, czy naprawdę oglądam ten sam film, na który zaproszenie trzymam w ręku. Zachowując kamienną twarz i wielkie „serio?!” w głowie od pierwszej do ostatniej sceny. Straszne uczucie. Bo i film straszny. O pisałam o nim jeszcze tu.
Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie (2014)
Styl Setha MacFarlane’a w pigułce, z przekroczeniem wszystkich możliwych norm przyzwoitości i dobrego smaku. Ordynarne, seksistowskie, rasistowskie, antysemickie, antyklerykalne i homofobiczne żarty, ozdabiane obficie kloacznymi (dosłownie) ilustracjami, a wszystko to włożone w ramy opowieści głupiej jak but i w ogóle nie ciekawej. Fatalna produkcja.
Druhny (2011)
Na zachętę – do dyskusji, bo wiem, że czytają to osoby, które na Druhnych bardzo się uśmiały. Cóż, ja nie. I wcale nie chodzi mi o scenę w salonie sukien ślubnych. Nie rozbawiło mnie tam zupełnie nic, a wszystkie bohaterki, dialogi i sceny okrutnie mnie irytowały. Bardzo mnie ten seans zmęczył.