Już trzeci raz wspólnie z Szymalanem z Filmowe Konkret-Słowo przygotowaliśmy ranking muzyki filmowej ubiegłego roku. To coroczne pochylanie się nad każdą wydaną oficjalnie ścieżką dźwiękową do filmów, które miały polską premierę w 2014 roku, przesłuchiwanie ich, często wielokrotne, to dla nas ogromne wyzwanie, ale przede wszystkim cudowna przygoda. Zakochani w muzyce filmowej, czerpiąc olbrzymią frajdę z oczekiwania na nowe projekty gigantów tej dziedziny i odkrywania tych zupełnie świeżych, nikomu nieznanych, a zwiastujących wielki talent kompozytorów, nie możemy oprzeć się pokusie podzielenia się tym pięknem.
Rok 2014 był rokiem nieoczekiwanym pod dwoma względami. Pierwszy widzicie już w tytule wpisu. Nasz ranking „zubożał” – utworów jest mniej niż dwa lata temu (60) i zdecydowanie mniej niż rok temu (80). Czy to oznacza, że filmy w ubiegłym roku nie były tak obficie oprawiane muzyką? W żadnym razie. Powód jest tyle prosty, co przykry: wielcy kompozytorzy, z drobnymi wyjątkami, zwyczajnie postanowili trochę odetchnąć i zrobili to w niewybaczalny sposób: zamiast zupełnie na chwilę zniknąć i poszukać weny, siedli do kilku prac jednocześnie, nie przykładając się porządnie do żadnej, a większość po prostu olewając, popełniając okrutny i bezczelny autoplagiat. Taki zarzut kierowany jest przede wszystkim w stronę Jamesa Newtona Howarda, którego wyczekana ścieżka do pierwszej części Kosogłosu okazała się niemalże kalką tej z drugiej części Igrzysk śmierci. Na podobną łatwiznę poszedł także Howard Shore, którego trzecia część Hobbita – choć nadal ładna i przyjemna w odbiorze – nie ma w sobie ani świeżości, ani oryginalności, które charakteryzowały poprzednie odsłony wyprawy krasnoludów. Zarówno JNH, jak i Shore nie popisali się też w drobniejszych projektach – Wolny strzelec pierwszego to zlepek pourywanych, tylko z pozoru energicznych brzmień, a Mapy gwiazd drugiego to grupa przedziwnych, niefajnych do słuchania utworów. Rozczarował też Thomas Newman, autor tak przecież świetnego Skyfall, którego Sędzia to „tylko” miły temat główny i niewiele poza tym.
Ale miniony rok był też niespodzianką z innego, już bardzo miłego powodu. I jest to powód do wielkiej dumy. Ten powód ma na imię Polska i występuje w naszym rankingu wielokrotnie pod czterema nazwiskami bardzo zdolnych, rodzimych kompozytorów. Podczas jednej z naszych dyskusji na temat ostatecznego kształtu rankingu Damian stwierdził, że ten rok był rokiem dwóch kompozytorów. Nazwiska pierwszego na razie nie zdradzę, choć każdy, kto choćby w małym stopniu zwraca w kinie uwagę na muzykę, doskonale wie, kto zmiażdżył w 2014 absolutnie wszystkich. Drugim jest Bartosz Chajdecki, którego brak w dzisiejszej dziesiątce potwierdza tylko fakt, że jego ubiegłoroczne kompozycje oceniamy bardzo wysoko.
Ponadto, jak zawsze postawiliśmy na różnorodność. Tym jednak, co wybija się nawet w bardzo kameranych, intymnych utworów jest ogromna moc. Te kompozycje kipią od radości tworzenia i mam nadzieję, że ta emocja zostanie z Wami także po przesłuchaniu całej pięćdziesiątki tegorocznego rankingu.
Kolejne odsłony będą pojawiać się co tydzień, w niedzielę wieczorem u mnie i u Szymalana (Damian pisze mądre rzeczy we wstępach, więc warto zajrzeć), natomiast na samym końcu będzie też muzyczna niespodzianka dla fanów dobrej filmowej piosenki. Warto wytrwać:)
A jeśli Wam mało, zachęcam do przesłuchania naszych poprzednich list przebojów muzyki filmowej. Playlisty znajdziecie na moim kanale YT tutaj i tutaj.
Miłego słuchania!
MIEJSCE 50. „Ivan Locke” (Locke) – Dickon Hinchliffe
Klapserka: Bardzo dyskretne brzmienia Hinchliffe’a stanowią idealne tło do mikrodramatu rozgrywającego się wewnątrz auta, w którym dzieje się akcja filmu. Nic nie odwraca uwagi od dialogów, na których opiera się fabuła i ładnie zamyka momenty ciszy w ujęciach z zewnątrz. Dobra robota.
Szymalan: Nie jest to partytura wybitna, ale z pewnością to własnie dzięki muzyce Locke nie sprawia wrażenia tak teatralnej produkcji, W połączeniu z niezłym montażem ta kameralna historia (facet cały czas jedzie autem) nabiera filmowości.
MIEJSCE 49. „Planes: Fire &Rescue – Main Title” (Samoloty 2) – Mark Mancina
Szymalan: Zaskakująco udany temat z Samolotów. Jest energia, charyzma i uczucia wynikające z możności wzniesienia się ponad ziemię. Bardzo ładne.
Klapserka: Daleko Mancinie do Powella, ale trzeba przyznać, że animacje układają mu się w nutach wyjątkowo ładnie.
MIEJSCE 48. „All We Have Done With It” (Lucy) – Eric Serra
Klapserka: Nieoczekiwane? Cała ta ścieżka dźwiękowa jest kompletnie dzika. I o wiele ciekawsza od samego filmu…
Szymalan: Nie widziałem filmu, ale teraz jestem naprawdę ciekaw, jaką scenę może taki utwór ilustrować.
MIEJSCE 47. „Maleficent Is Captured” (Czarownica) – James Newton Howard
Szymalan: James Newton Howard może innnymi ściezkami nas rozczarował, ale w Czarownicy pokazał klasę. Rozbuchane baśniowe słuchowisko, w tym utworze zachwycające głównie motywem akcji.
Klapserka: O, tak – zdecydowanie Czarownica wyszła JNH w tym roku najlepiej. Tu przypomina momentami Królewnę Śnieżkę i Łowcę, ale to tylko kolejny dowód na to, że takie fantasy action piszą mu się równie dobrze, co melancholijne, znane choćby z drugiej części Igrzysk śmierci brzmienia.
MIEJSCE 46. „The Kyln Escape” (Strażnicy Galaktyki) – Tyler Bates
Klapserka: To taki trochę mix muzyki do akcji i motywów fantasy, jakby ktoś przygodówkę chciał doprawić Jamesem Newtonem Howardem i Brianem – nomen omen – Tylerem. Kimkolwiek jesteś, Bates, idziesz w dobrym kierunku.
Szymalan: Wygląda na to, że i Tyler Bates potrafi napisać coś naprawdę ciekawego. Po Thorze. Mrocznym świecie Bryana Tylera, to najlepsza ścieżka do marvelowskiej adaptacji komiksu i jednocześnie kawał bardzo klasycznego grania z heoriczno-patetycznym zacięciem kina przygodowego. Słucha się tego z radością.
MIEJSCE 45. „Armored Freaking Transport” (Niezniszczalni 3) – Brian Tyler
Szymalan: Nikt w Hollywood tak nie komponuje na perkusję jak Bryan Tyler. Mało tego, Bryan świetnie też potrafi na niej grać. Do kina akcji a la Niezniszczalni taki utwór, jak znalazł.
Klapserka: Tyler to jedyny człowiek na tej ziemi, który jest w stanie przekonać mnie do filmów akcji i związanej z tym superbohaterskiej łupaninki. Przecież to ma temat, to ma klimat, to ma moc!
MIEJSCE 44. „The Two Faces of January” (Rozgrywka) – Alberto Iglesias
Klapserka: Wydawałoby się, że Iglesias jest stworzony do pisania muzyki dla Almodovara, ale i tu, w tym skromnym temacie, słychać głęboko emocjonalne nuty, które charakteryzują jego twórczości. Nie tak genialne jak w Chłopcu z latawcem czy kameralnym i niezwykle nastrojowym Szpiegu, ale i tak całkiem przyjemne.
Szymalan: Uwielbiamy Iglesiasa za emocjonalność jego tematów, które potrafią wycisnąć maksimum dramaturgii z każdej opowieści. Kilka minut i już można się poczuć bardziej melancholijnie.
MIEJSCE 43. „Enough Monkeying Around” (Ewolucja planety małp) – Michael Giacchino
Szymalan: Kino współczesnej, „nowszej” przygody muzyką Michaela Giacchino stoi. Facet nie ma hamulców: rozmach, wyraziste aż do przesady tematy główne, przedramatyzowanie scen. Ale przede wszystkim nerdowska radość z tworzenia i bawienia publiczności. Pod tym względem temat do nowej Planety małp jest wręcz imponujący.
Klapserka: Małpy, małpy, wszędzie małpy… Nie ma w świecie muzyki filmowej kompozytora bardziej dosłownego od Giacchino. Założę się, że w jego kajecie z muzyką do tego filmu zamiast nut po pięciolinii latały małpoludy. Bardzo sugestywny utwór.
MIEJSCE 42. „Make Thee An Ark” (Noe: Wybrany przez Boga) – Clint Mansell
Klapserka: Że Mansellowi nie zawsze wychodzi? Proponuję włączyć ten utwór na ripicie. Po kilku razach zaskoczy, a po kilkunastu zaczniecie słyszeć w nim motywy z The Fountain. Tak, to nadal ten sam niepowtarzalny Clint. Nie mogło gu to zabraknąć.
Szymalan: Jeżeli jest coś, co spina rozczłapaną konstrukcję narracyjną Noego, to jest to na pewno spójna i bardzo zydscyplinowana ścieżka dźwiękowa Clinta Mansella. Nieco stojąca w opozycji do typowych blockbusterowych soundtracków, szukająca magii w pomniejszych scenach, aby za chwilę zamienić się w bombastyczne słuchowisko biblijne. Niniejszy utwór się chyba najlepiej sprawdził w sali kinowej.
MIEJSCE 41. „To The Death” (Hobbit: Bitwa Pięciu Armii) – Howard Shore
Szymalan: Ostatnie wielkie muzyczne „Hurra!” w świecie Sródziemia. Ostatnia scena walki, wieńczące tytułową bitwę pięciu armii finałowe potyczki. Dzieje się, jest głośno, jest epicka wariacja tematu orłów z pierwszego Hobbita, są potwórki mocarnych bitewnych tematów z Powrotu króla. Długie, ale wciąga.
Klapserka: Jackson nie zaniedbał żadnej z tytułowych armii i każdej dał swoje pięć minut na ekranie. Shore musiał się nieźle napocić, żeby te wszystkie pojedyncze walki oprawić odpowiednio energicznymi brzmieniami. Chciał dobrze, wyszło jak zwykle – jak zwykle dobrze:)
Druga część zestawienia najlepszych utworów muzyki filmowej 2014 roku. Wraz z Szymalanem z Filmowe Konkret-Słowo zapraszamy do wsłuchania się w kolejną dziesiątkę propozycji. To utwory z zupełnie różnych bajek, a tym, co je łączy jest wykorzystanie szerokiej gamy instrumentów: od smyczków, przez fortepian i akordeon, aż po perkusję czy gitarę elektryczną w wydaniu elektro i dubstepu oraz mnóstwo basowej mocy. Znów pojawiają się znane nam już nazwiska, ale są też debiutanci, przynoszący utwory niezwykłe, które swoją oryginalnością (Magnificent Six), szaleństwem (Fenton), umiejętnością zgrabnego czerpania z dorobku geniuszy muzyki filmowej (Eshkeri) i po prostu pięknem (Maalouf) zdobyły nasze serca. A dziś – mamy nadzieję – zdobędą i Wasze.
Część pierwszą rankingu znajdziecie tutaj. Miłego słuchania!
MIEJSCE 40. „Procedural” (Zaginiona dziewczyna) – Trent Reznor & Atticus Ross
Szymalan: Chyba nigdy nie znudzą mi się te śledcze, „prodeduralne”, tematy pisane przez Reznora i Rossa na potrzeby thrillerów Finchera.
Klapserka: To ciekawe, jak z monotonnego, zupełnie niespektakularnego tematu duet Reznor & Ross potrafi skonstruować dynamiczny, interesujący, a nade wszystko intrygujący utwór.
MIEJSCE 39. „Air Raid Drill” (Igrzyska śmierci: Kosogłos. Część 1) – James Newton Howard
Klapserka: Płodny i zdolny kompozytor w tej pracy się zdecydowanie nie popisał. „Air Raid Drill” jest jednym z nielicznych utworów, które nie są kopią żadnej kompozycji z poprzednich części Igrzysk…, a przy okazji działają także poza obrazem. Dopiero jednak z nim nabierają znaczenia, tym bardziej, że scena, którą ilustruje jest też jedną z najlepszych w tej części historii Katniss.
Szymalan: Dokładnie tak jak napisała Klapserka: mimo wielu słabości tej partytury nie da się Howardowi odmówić intuicji w kwestii łączenia z dramaturgii z liryczną warstwą całej ścieżki dźwiękowej.
MIEJSCE 38. „Leth On the Street” (Teoria wszystkiego) – George Fenton
Szymalan: Pokręcone jak filmy Terry’ego Giliama. Nie da się oderwać uszu.
Klapserka: Jedno z największych odkryć ubiegłego roku. Zupełnie niespodziewanie odjechany utwór.
MIEJSCE 37. „My Enemy” (Niesamowity Spider-Man 2) – Hans Zimmer & Magnificent Six
Klapserka: Utwór reprezentujący najdziwniejszą ścieżkę do filmu o superbohaterach ever. Hans zdecydowanie dał swoim młodym kolegom sporo luzu. Zaskakujące jest jednak to, że te elektryzujące (i elektryczne) brzmienia całkiem nieźle ilustrują akcję drugiej części nowej odsłony przygód Spider-Mana. Zdecydowanie nie tak dobrze, jak poprzednio, gdy nad projektem pracował James Horner, ale wystarczająco, by przykuć uwagę i ucho – do głośnika.
Szymalan: Różne już miał Hans pomysły w swojej karierze, ale żeby pójść w taki disco dubstep w połączeniu z orkiestrą i sześcioma znanymi muzykami (m.in. Junkie XL, Pharell Williams), to jest to rzeczywiście zaskoczenie. Różne można mieć zdanie na temat takich eksperymentów, ale w tym przypadku – tematu Electro – efekt jest, nomen omen, elektryzujący.
MIEJSCE 36. „Maleficent Flies” (Czarownica) – James Newton Howard
Szymalan: Wszystko za co kochamy Jamesa Newtona Howarda.
Klapserka: Śliczny temat, momentalnie przywołujący na myśl baśniową scenerię. Aż się chce wskoczyć do tego piękna i być jego częścią.
MIEJSCE 35. „Ironfoot” (Hobbit: Bitwa Pięciu Armii) – Howard Shore
Klapserka: Nic w tej ścieżce nie przenosi w klimat Śródziemia lepiej od tego fantastycznego tematu.
Szymalan: Najbardziej wyrazisty dodatek do całej listy świetnych tematów napisanych na potrzeby Śródziemia.
MIEJSCE 34. „63″ (Powstanie warszawskie) – Bartosz Chajdecki
Szymalan: Bardzo niezwykła ścieżka do bardzo niezwykłego projektu. Chajdecki korzysta tu z tak różnorodnego intrumentarium, że nie wiadomo czym zaatakuje w kolejnej nucie. W tym utworze świetnie łączy tempo z prawdziwymi emocjami.
Klapserka: W polskiej muzyce filmowej Chajdecki jest bezkonkurencyjny. Jego kompozycje do wyjątkowego projektu, jakim było odtworzenie powstania warszawskiego, są niezwykle melodyjne, a przy tym nie są ubogie w czynnik akcji. „63″ to piękny, patetyczny i dynamiczny utwór, w którym tli się nuta nostalgicznego smutku.
MIEJSCE 33. „Kira’s Wedding Quartet” (47 Roninów) – Ilan Eshkeri
Klapserka: Bardzo wschodnie, bardzo nastrojowe, bardzo ezoteryczne.
Szymalan: Może powiem tylko, że przypomniały mi się Wyznania gejszy Williamsa. A to już naprawdę duży komplement pod adresem ścieżki do filmu akcji.
MIEJSCE 32. „Batcuada Pagode” (Rio 2) – John Powell
Szymalan: Niby animacja o śpiewających papugach z Rio, ale, jejku, jakie to rytmiczne!
Klapserka: Energiczny, taneczny utwór rodem z… Rio. Pasuje jak ulał.
MIEJSCE 31. „Défilé 1962″ (Yves Saint Laurent) – Ibrahim Maalouf
Klapserka: To jedyna ścieżka dźwiękowa w 2014 roku, która skłoniła mnie do wybrania się na film, którego zobaczyć nie planowałam. Przepiękne, jazzowe utwory Libańczyka nie tylko wspaniale tworzą atmosferę Francji lat 70. i 80., ale i wprowadzają w sentymentalny, rozkoszny wręcz nastrój. I to bez względu na porę roku. Muzyczne chwile, którymi mogłabym upajać się całymi dniami.
Szymalan: Chcecie mnie kupić utworem kompozytora, którego nie znam, z filmu, którego nie widziałem i którego jakoś obejrzeć nie zamierzam? No to dajcie mi coś na fortepian. Cudo.
Trzecia część zestawienia najlepszych utworów muzyki filmowej 2014 roku wg mnie i Szymalana z Filmowe Konkret-Słowo. Dobiegamy do połowy rankingu, ujmując w poniższej dziesiątce po raz kolejny utwory różniące się od siebie niemal wszystkim. Jest kolejna hipnotyzująca melodia od Reznora i Rossa, jest niezastąpiony w energicznej łupaninie Tyler, surowy w tym roku Price i pierwszy temat w zestawieniu z genialnego Interstellar. Nie zabrakło, oczywiście, melodii łapiących prosto za serce, a te serwuje choćby nasz Bartosz Chajdecki, moje odkrycie roku, czyli Ibrahim Maalouf, kompozytor muzyki do Yves Saint Laurent, a także Hisaishi, przynoszący pierwszy z dwóch pięknych tematów muzycznych animacji Zrywa się wiatr. Kogo jeszcze nie zabrakło w połowie stawki? Sprawdźcie sami!
Część pierwszą rankingu znajdziecie tutaj, a drugą tutaj. Miłego słuchania!
MIEJSCE 30. „Sugar Storm” (Zaginiona dziewczyna) – Trent Reznor & Atticus Ross
Szymalan: Reznor i Ross sprawili, że historia związku głównych bohaterów wydaje się częścią całej intrygi, częścią śledztwa, jakie przeprowadza widz, aby dowieść prawdy. Działa na zmysły i na umysł zarazem.
Klapserka: Słodki i niepokojący jednocześnie utwór genialnie ilustruje scenę, którą kontekst ogałaca z wszelkiego romantyzmu. Kto to widział, żeby scena takiego pocałunku zamiast rozczulenia wywoływała dreszcze…
MIEJSCE 29. „Refugees” (Furia) – Steven Price
Klapserka: Po wspaniałej Grawitacji Price idzie na wojnę. Nie ma tu spektakularnych, mocarnych brzmień, bo i makroprzestrzeń kosmosu zmieniła się na mikroprzestrzeń ciasnego czołgu. Są za to szemrzące, złowrogie i dostojne dźwięki, doskonale reprezentowane w tym utworze. Gdyby Oscar wszystkich motywował do takiej pracy…
Szymalan: Price’a nie dotknęła klątwa kompozytora, który dostał Oscara. Nie zniknął z pola widzenia, pisze do wielkich projektów i przy okazji broni honor naprawdę solidnym soundtrackiem. Bardzo ładne, wydawałoby się wręcz klasyczne pod względem melodyjnym słuchowisko wojenne z typową dla Price’a zabawą sound designem.
MIEJSCE 28. „Naoko (Crossing paths)” (Zrywa się wiatr) – Joe Hisaishi
Szymalan: Cóż mogę rzecz, w Hisaishim podkochuję się już od lat. Nie da się nie myśleć o tej muzyce, oglądając filmy Miyazakiego, nie można się nie dać też oczarować, gdy za każdym razem zaskakuje tematycznym bogactwem i nowym zestawem dźwięków. W ostatnim filmie japońskiego mistrza dostaliśmy dwa piękne tematy: miłosny i ten związany z marzeniami o lataniu. Obydwa melancholijne i urocze zarazem. To pierwszy z nich.
Klapserka: Nie trzeba znać animacji Miyzakiego, by poczuć ich klimat. Joe Hisaishi komponuje przepięknie, a takie utwory jak ten każą wręcz zamknąć oczy i odpłynąć w krainę marzeń.
MIEJSCE 27. „Mały labirynt” (Bogowie) – Bartosz Chajdecki
Klapserka: Druga świetna ścieżka Chajdeckiego w tym roku, ilustrująca najlepszy polski film 2014 roku. Każdy pojedynczy utwór i wszystkie razem wypadają tak dobrze, że wybranie spośród z nich jednego najlepszego graniczy z cudem. To jedna z niewielu ścieżek dźwiękowych do filmów, które są fantastyczne od samego początku do samego końca. Must have na mojej półce z muzyką filmową.
Szymalan: Jedna z najlepszych polskich ścieżek dźwiękowych do kina w ostatnich latach. Rywalizujące o siebie tematy buntu wobec nie tyle systemu, co historii, obojętności i braku działania. Ścieżka świetnie oddaje Religę prawdziwego i filmowego: skupiona jest na tu i teraz, na konkretnych celach i konkretnych środkach. Nawet tak sentymentalny i romantyczny utwór jak ten wydaje się być „ciągle w biegu”. Świetna, bardzo przemyślana muzyka.
MIEJSCE 26. „Coward” (Interstellar) – Hans Zimmer
Szymalan: Kosmos. 8 minut imponującej, monumentalnej walki fortepianu i organów, zbudowane na nieustannie narastających dźwiękach, które idealnie wpasowują się w kilka równolegle prowadzonych sekwencji filmu Nolana. W finale uderzenia po całej skali intrumentów klawiszowych sprawiają, że napięcie sięga apogeum i nagle ostrożny utwór Niemca zamienia się w coś, co dominuje totalnie nad obrazem i montażem filmu. Geniusz.
Klapserka: Nigdy mi się nie znudzi słuchanie tej ścieżki dźwiękowej. Brzmi wspaniale tu, jeszcze lepiej w dobrych głośnikach, wprost z krążka, a najlepiej – w kinie, z ilustracją, będącą jednym z najlepszych epizodów tego spektakularnego, a jednocześnie intymnego widowiska.
MIEJSCE 25. „Faith” (Syn Boży) – Hans Zimmer & Lorne Balfe
Klapserka: Znany nam już doskonale z Biblii temat w tej wersji zyskuje jeszcze więcej wzniosłości. Prawdziwa potęga wiary.
Szymalan: Kto by pomyślał, że rytm „Deshi, deshi-basara” z Mroczny Rycerz powstaje przyda się Hansowi tak świetnie w ekranizacji Biblii? 🙂
MIEJSCE 24. „Philomena” (Tajemnica Filomeny) – Alexandre Desplat
Szymalan: Taki karuzelowy motyw, że wyobraźcie sobie go podłożonego pod scenę epickiego dokowania obracającego się statku kosmicznego w Interstellar 😉 A tak w ogóle to kolejny, niezwykle schludny, porządny temat Francuza. Ujmujący jak zawsze.
Klapserka: Nie ma chyba w świecie muzyki filmowej drugiego kompozytora, któremu z taką łatwością przychodziłoby komponowanie lekkich, słodkich tematów i złowrogich, tajemniczych i pełnych mocy motywów wojennych. „Philomena” stwarza wrażenie, jakby była muzycznym puchem, ale Francuz nie zapomina, jak potężny dramatyzm leży w tej niepozornej historii. I ten smutek w tej delikatnej kompozycji jest jednak doskonale odczuwalny.
MIEJSCE 23. „Paris” (Yves Saint Laurent) – Ibrahim Maalouf
Klapserka: Piękne.
Szymalan: Prawda.
MIEJSCE 22. „Napisy końcowe” (Jack Strong) – Jan Duszyński
Szymalan: Dobrze pamiętam tę muzykę z napisów końcowych Jacka Stronga – wychodziło się jak z dobrego amerykańskiego thrillera. Szkoda, że album jest tak kruzioalnie wydany przez przeplatanie muzyki z dialogami z filmu (kiedy się wreszcie ta głupia moda skończy?), bo słuchana w całości ta ścieżka potrafi naprawdę zaczarować. Dusznym klimatem i staroświeckim podejściem do budowania dramaturgii kina wojennego.
Klapserka: Jedyny „normalny” utwór na tej całkiem niezłej zresztą ścieżce, niestety złożonej z utworów rozpoczynających się… dialogami z filmu (?!). Zgrabnie spaja tę historię, przynosząc na myśl stare opowieści detektywistyczne i kryminalne: niby wszystko jest już jasne, ale ta nutka niepokoju… Brr!
MIEJSCE 21. „Teenage Mutant Ninja Turtles” (Wojownicze Żółwie Ninja) – Brian Tyler
Klapserka: Żółwie są okropne, ale ten temat nie potrafi wyjść z głowy. Kolejny raz muszę ustąpić i zaakceptować fakt, że w kinie sci-fi tego typu coś potrafi mnie zachwycić. Brian, you bastard.
Szymalan: Tyler rozwija się w atomowym tempie: kiedyś nie potrafił pisać tematów, skupiał się na łupaniu w perkusję. Teraz dalej łupie w perkusję, ale wychodzą z tego chwytliwe motywy główne (czego najlepszym przykładem do tej pory był Thor: Mroczny świat). Teraz jest dłużej, ostrożniej, napięcie budowane jest skrupulatnie, ale efektownie. A już w finale prawdziwe fajerwerki, po których chce się wstać i bić brawo.
Powoli dobiegamy do podsumowania rankingu utworów muzyki filmowej 2014 roku, który już trzeci rok z rzędu przygotowuję wraz z Szymalanem z Filmowe Konkret-Słowo. Druga dziesiątka naszego zestawienia to kompozycje, których pozycja wynika tylko i wyłącznie z faktu, że nie uznajemy miejsc ex aequo. Wyselekcjonowanie top 20 było arcytrudnym zadaniem choćby z tego względu, że o ile znów zgodziliśmy się co do podium, pozostałe miejsca były okupione długimi dyskusjami i kompromisami. Dzięki temu jednak pierwsza dwudziestka to karuzela różnorodności, utwory imponujące zarówno technicznie, jak i emocjonalnie.
Brakuje wśród nich tylko jednego, o którym czas najwyższy wspomnieć. Temat przewodni Bardzo poszukiwanego człowieka w wykonaniu Herberta Grönemeyera stał się dość szybko w sieci nieosiągalny, a fakt, że udało mi się odsłuchać ścieżki poza filmem graniczył z cudem. Jeśli kiedykolwiek się z nią spotkacie, pamiętajcie, by przyjrzeć jej się uważnie – to zdecydowanie jeden z lepszych motywów tego roku.
A tym, co cieszy mnie w poniższej dziesiątce najbardziej jest obecność debiutantów w naszym rankingu. Junkie XL, Nias Diasamidze czy znany nam już z poprzednich odsłon tegorocznego zestawienia Ibrahim Maalouf mogą być z siebie dumni – ich kompozycje śmiało mogą konkurować z tym, co spłodzili w tym roku Shore, Desplat, Powell i Zimmer. Oczywiście, traktujemy to jako pewne nominacje, bo zwycięzca może być tylko jeden, ale zawsze jestem szczęśliwa, gdy uda nam się z bogatego repertuaru wydanych ścieżek dźwiękowych wyłowić tematy mniej znane, a zasługujące nie tylko na uwagę, ale i oklaski. Nie szczędźcie ich, oni naprawdę na nie zasłużyli.
Część pierwszą rankingu znajdziecie tutaj, drugą tutaj, a trzecią tutaj. Miłego słuchania!
MIEJSCE 20. „Fire and Water” (Hobbit: Bitwa Pięciu Armii) – Howard Shore
Klapserka: Pierwszy i zdecydowanie najlepszy utwór ścieżki do ostatniej części przygody życia Bilbo Bagginsa. Podobnie jak w Pustkowiu Smauga Shore nie bawi się tu w grę wstępną, zapraszając nas w samo centrum akcji. Jest gorąco i orzeźwiająco – dokładnie tak jak w tytule utworu.
Szymalan: Rewelacyjnie dynamiczny początek do ostatniego filmu. Całkiem słusznie Shore wraca tu do wszystkich motywów związanych ze Smaugiem z Pustkowia…, tworząc zupełnie niezły koktajl muzyki akcji, nerwowo budującej napięcie pierwszej sceny. Po takiej rozbiegówce film nie mógł okazać się nudny.
MIEJSCE 19. „მანდარინები” (Mandarynki) – Niaz Diasamidze
Klapserka: Niech Was nie zmyli wdzięczny tytuł tego utworu (i filmu). Oba niosą za sobą potężny ładunek dramatu i trudnych emocji. Reprezentowane przez kompozycje Diasamidze subtelne, smutne piękno dodaje temu skromnemu, wojennemu filmowi pewną nieuchwytność i wprowadza w stan bezkresnej nostalgii. Nie potrafi wyjść z głowy na długo po seansie.
Szymalan: Bardzo nostalgiczne, bardzo smutne, bardzo dobre. Teraz trzeba tylko film nadrobić.
MIEJSCE 18. „Photograph” (Ona) – Arcade Fire
Klapserka: Fenomen w świecie muzyki filmowej. Niby zwykły, indierockowy zespół, żyjący na co dzień w zupełnie innej bajce, a gdy jest potrzeba, potrafi stworzyć tak klimatyczne kompozycje. W Her te delikatne, melancholijne brzmienia są niezastąpionym tłem rozważań o kondycji współczesnego, do bólu stechnicyzowanego świata.
Szymalan: Takie subtelności lubię w dramatach najbardziej. Arcade Fire, serio? Brawo.
MIEJSCE 17. „Stoich’s Ship” (Jak wytresować smoka 2) – John Powell
Klapserka: W komponowaniu muzyki do animacji Powell nie ma sobie równych. Jego kompozycje mają wszystko, co potrzebne, by oczarować i wpaść w ucho. To mądre, przemyślane, radosne i wzruszające utwory, które działają nawet w zupełnym oderwaniu od obrazu.
Szymalan: Emocjonalny cios w podbrzusze. Kto by pomyślał, że do animacji o smokach przyjaźniących się (ale nie tylko) z ludźmi powstanie tak dostojna, gigantyczna w skali, intymna w emocjach ścieżka dźwiękowa? Lepiej nie spolierować co dzieje się w scenie, którą opisuje ten utwór, ale powiem tylko tyle: swego czasu myślałem, że tylko Pixar potrafi porwać się na tak odważne pomysły. Może by tak wreszcie dać Powellowi Oscara?
MIEJSCE 16. „Hunted” (Transformers: Wiek zagłady) – Steve Jablonsky
Klapserka: Jablonsky i ja oglądamy zdecydowanie inne filmy, ale ten utwór powalił mnie na kolana. Jak to to się rozkręca, jak walczy o uwagę! Jest pomysł, jest energia, jest moc. No, nie spodziewałam się.
Szymalan: Jablonsky zerwał z bazą tematyczną do poprzednich części Transformers i napisał kilka nowych, zupełnie niezłych kawałków. Zwłaszcza ten: dający sobie czas, aby się rozwinąć i zbudować napięcie wokalizami, wreszcie zamieniający się w prawdziwe monstrum akcji. Michael Bay stoi w miejscu, ale jego kompozytor zaczyna nadrabiać muzyczne braki.
MIEJSCE 15. „Godzilla!” (Godzilla) – Alexandre Desplat
Klapserka: I to jest właśnie cały Desplat. Najpierw mydli oczy słodką Filomeną, potem bawi się w budapesztańskim hotelu z ekipą Wesa Andersona, a za chwilę mruga do nas okiem i z szelmowskim uśmiechem kozaczy takim zwariowanym tematem i muzyką do… Godzilli. Człowiek-orkiestra, doprawdy.
Szymalan: Najpierw myślałem, że decydenci z Warnera zwariowali: Desplat i Godzilla, wy tak na serio? Ale już pierwsze dwie minuty rozwiały moje wątpliwości, że mimo wszystko eksperyment był to udany (nawet jeśli cała ścieżka jest daleka od zachwytu). Szkoda, że już się tak mało robi takich rzeczy: klasyczny, staroświecki sposób otwarcia filmu, z czołówką i pierwszymi napisami i z tematem głównym, który słyszymy zaraz z początku filmu, irocznie-poważnie wprowadzającym nas w klimat całej opowieści. W filmie zagrało to fenomenalnie i gdyby istniał Oscar za najlepsze intro, to Desplat z Edwardsem powinni się takim podzielić.
MIEJSCE 14. „Dust” (Interstellar) – Hans Zimmer
Klapserka: W całej tej epickiej ścieżce dźwiękowej mam trzy utwory, których mogłabym słuchać dniami i nocami – tak są znakomite. Dust jest jednym z nich. Zakrada się do uszu jak tajemniczy nieznajomy, by za moment wybuchnąć pełnią mocy. Nomen omen – kosmiczne brzmienie.
Szymalan: Zimmer fenomenalnie wyczuł metafizykę Interstellar. Pierwsze chwile tego utworu to czysta magia muzyki filmowej. „It’s a ghost…” – mówi córka głównego bohatera . „It’s not a ghost. It’s gravity” – słyszy w odpowiedzi ojca. A przed nami jeszcze jakieś 150 minut przygody, w czasie której ta relacja zdań zredefiniuje się jeszcze z kilkanaście razy.
MIEJSCE 13. „Retrospekcja” (Bogowie) – Bartosz Chajdecki
Klapserka: Orkiestrowy utwór z rockowym zacięciem? Czemu nie. W tej wyrazistej, odważnej ścieżce takich hybryd jest więcej. I wszystkie brzmią tak dobrze, jak ta.
Szymalan: Nieco już napisaliśmy o tej ścieżce w naszym rankingu i właściwie wszystkie nasze uwagi i zachwyty są aktualne także w przypadku tego – najlepszego utworu na płycie Bogów.
MIEJSCE 12. „Les quais” (Yves Saint Laurent) – Ibrahim Maalouf
Klapserka: Jak na pierwszy, duży projekt dla filmu artysty, który na co dzień komponuje jazz i gra na trąbce, ta subtelna, ale wyrazista ścieżka to naprawdę ogromne osiągnięcie. A fortepianowo-smyczkowe motywy ilustrujące rozterki Yvesa po prostu zniewalają.
Szymalan: Nie mam przygotowanej żadnej intelektualnej obrony tego utworu: albo kogoś to rusza, albo nie. Nie widziałem filmu, nie znam kompozytora, Yves Saint Laurent nie jest mi wybitnie bliską postacią. Ale muzyka mnie rusza.
MIEJSCE 11. „History of Artemisia” (300: Początek Imperium) – Junkie XL
Klapserka: Wiem. 9-minutowy kolos w rankingu, w dodatku tak wysoko. Też nie byłam przekonana. I w życiu bym się nie zgodziła na to, gdyby nie fakt, że za którymś razem po prostu wpadło mi do głowy i nie wychodzi do tej pory. Junkie XL? Czy to aby nie szkoła Hansa Zimmera?
Szymalan: Epicka 9-minutowa suita poświęcona postaci granej przez Evę Green, Artemizji. Byłbym wręcz skłonny odważnie stwierdzić, że od czasu Gladiatora Hansa Zimmera nie powstał żaden utwór w temacie ścieżek sandałowo-starożytnych, który potrafiłby tak kompletnie zahipnotyzować w trakcie słuchania. W tym przypadku, typowymi dla gatunku zawodzącymi wokalizami i rytmem perkusji, przypominającym marsz wielkiej armii. Przesłuchałem tego chyba z 200 razy w tym roku, serio.