Rate this post

Ocena horrorów opierających się na klimacie to niesamowicie trudna sprawa, bo o tym co nas przeraża decyduje milion czynników. Od tego jak zostaliśmy wychowani i gdzie spędzaliśmy wakacje, aż po to, co śniło nam się wczorajszej nocy. Nie raz powtarzałem jak bardzo przerażał mnie pierwszy sezon American Horror Story. Na drugi czekałem w przerażeniu, licząc na to, że nie pozwoli mi zasnąć. Zobaczcie jak było.

Ciężko mi sobie wyobrazić miejsce straszniejsze niż azyl dla obłąkanych. Zawsze uważałem, że trafiając do takiej instytucji raz, możesz się już nigdy z niej nie wydostać. Granica zdrowia psychicznego bywa czasami tak cienka, że ciężko powiedzieć, kto jest normalny, a kto nie. Sprzyja to oczywiście nadużyciom.

Akcja American Horror Story przenosi nas do jednego miejsca, ale dwóch czasów. Stary szpital psychiatryczny pokazywany jest zarówno z perspektywy lat ’60 jak i współczesnych. Zacznijmy od prostszego wątku współczesnego. W zasadzie jest on jedynie przerywnikami w wątku głównym i nie wiem nawet czy będzie powracał  w kolejnych odcinkach. Młoda para w trakcie miesiąca miodowego, odwiedza najbardziej nawiedzone miejsca Ameryki. Śmieją się i wygłupiają, nie wiedząc, że tym razem nie będzie tak zabawnie jak poprzednio. Oczywiście zagrożenie przychodzi kiedy my już wiemy, że nadejdzie, a postaci nadal beztrosko czekają na najgorsze.

Ten wątek jest typowo horrorowy i prawie nie zawiera elementów fabularnych. Jego zadaniem jest jedynie nastraszyć widza, tak jak to tylko możliwe. I tutaj muszę powiedzieć, że oczekiwałem więcej. Nieco zbyt przewidywalnie i trywialnie została poprowadzona ta historia. No, ale nic to, mamy przecież jeszcze główny wątek fabularny.

Przenosimy się do lat ’60, kiedy to kościół przekształcił stary szpital gruźliczy w azyl dla obłąkanych. Warto umiejscowić kulturowo tamten okres. Ci, którzy oglądają Mad Mena, mogą sobie wyobrazić, że skoro Nowy Jork wygląda tak jak wygląda w tamtym czasie, to w na południu USA jest jeszcze znacznie gorzej. Rasizm istnieje w najlepsze, prawa pacjenta za to nie istnieją wcale. Kościół jest wyznacznikiem moralności, a termin etyki w nauce jeszcze nie istnieje.

Sam budynek szpitala jest upiorny. Wysokie drewniane schody, długie, kręte korytarze i pacjenci wyglądający co najmniej przerażająco (‚dziewczynka’ z kucykiem na łysej głowie… Brrr…).

Do tak przedstawiającego się miejsca trafia Kit Walker (Evan Peters – w zeszłym sezonie Tate), oskarżony o zamordowanie i obdarcie ze skóry kilkunastu kobiet. Problem polega na tym, że sam Kit uważa, że jest niewinny, a za jego zbrodnie odpowiadają obcy. Media nadały mu przydomek ‚Bloody Face

Chłopak szybko przekonuje się, że nikogo nie interesuje jego wersja historii, a w miejscu, w którym się znalazł sprawiedliwość nie istnieje.

W międzyczasie dziennikarka Lana Winters, próbuje dostać się do ośrodka pod fałszywym pretekstem, aby porozmawiać chwilę z Bloody Face, jednak siostra Jude (w tej roli Jessica Lange), szybko odczytuje jej intencję i ucina szybko całe przedsięwzięcie. Lana nie poddaje się jednak, co kończy się dla niej fatalnie.

Ostatnim głównym wątkiem przedstawionym w pierwszym odcinku American Horror Story, jest osoba doktora Arthura Ardena, który działa w piwnicach kompleksu, eksperymentując na pacjentach. Nikt (nawet siostry), nie wie dokładnie czym doktor się zajmuje, ale można być pewnym, że prowadzi iście diaboliczne eksperymenty. Siostra Jude próbuje przyłapać Arthura na czymkolwiek, ale jak do tej pory nie udaje jej się to.

Fabularnie jak widać jest nieźle. Dzieje się sporo i wydawałoby się, że powinien budować się gdzieś klimat. Przyznam jednak, że ja jakoś go nie poczułem. Sądziłem, że azyl dla obłąkanych zadziała na mnie mocniej niż opuszczony dom. Pamiętam jak bardzo przerażająca była córka Jessici Lange z pierwszego sezonu. Pamiętam jak przerażała mnie opuszczona piwnica i jak bardzo bałem się Tate’a oraz gosposi i to już w pierwszym odcinku.

Tutaj póki co nie bałem się niczego. Poza paroma niespodziewanymi hukami, czy zgaszonymi światłami, ani razu nie podskoczyłem i ani razu nie czułem jak moje serce przesuwa się w stronę gardła.

Być może takie jest zamierzenie twórców. Najpierw zbudować fabułę, wokół której powstanie coś strasznego, bo jak do tej pory, po prostu nie wydarzyło się nic paranormalnego i związanego z duchami, czy potworami (no, dobra, coś się zdarzyło, ale to zdecydowanie za mało).

Czyżby tym razem AHS miał nas straszyć bardziej ludźmi niż duchami? Miejmy nadzieję, że nie, bo chce zobaczyć tyle zjawisk paranormalnych ile tylko możliwe. Kompletnie nie przeraża mnie sam szpital. Nie wiem dlaczego, ale po prostu nie kupuję tego…

Pierwszy odcinek 2 sezonu American Horror Story nie przestraszył mnie w ogóle. Liczyłem na klimaty rodem z egzorcysty, a dostałem obsługę znęcającą się nad pacjentami. Nie ma w tym nic strasznego, chyba, że kiedyś sam byłeś pacjentem, nad którym się znęcano. Miejmy nadzieję, że kolejne odcinki AHS będą bardziej nawiedzone i straszne, bo inaczej z serialem będę musiał się pożegnać.

PS. Brakuje mi Connie Britton . Jednak sporo wnosiła do serialu…

American Horror Story – Sezon 2 – Nie taki straszny jak go malowałem