Rate this post

Ciasteczkowy idiotyzm: czy przestrzegasz prawa na swojej stronie WWW?

„Kdyby hloupost nadnášela, vznášela byste se tady jako holubička” – tyle mam do powiedzenia Unii Europejskiej, która wydaliła z siebie tę dyrektywę. Obowiązująca od dziś także w Polsce konieczność informowania internauty, że strona, na którą wlazł, używa cookies, czyli ciasteczek, to pomysł równie dobry jak informowanie przechodnia, że ulicą mogą jechać samochody. Ciasteczek używa miażdżąca większość witryn internetowych na świecie i każdy jako tako rozgarnięty użytkownik Sieci o tym wie. To nic – trzeba go o tym poinformować, bo jak nie, to kara.
Ciasteczka

Fot. bosontwerp / sxc.hu

Ale prawo jest prawem, więc wczorajszy wieczór spędziłem na mozolnym uzupełnianiu moich blogów i rozmaitych innych witryn internetowych stosowną informacją, a gdzieniegdzie także „Polityką cookies”, żeby się nikt nie przyczepił. A że przy okazji zauważyłem długo oczekiwaną polską wersję najnowszej aktualizacji WordPressa, przyszła kolej i na nią, co zaowocowało nie tylko grzebaniną w plikach (szablon ma pewien drobny feler, który muszę usuwać po każdej aktualizacji), ale i pięknym „padem” administracyjnej części InterJAK-a. Być może pod wpływem źle wybranej wtyczki do cookies.

No właśnie – niestety, w blogach też trzeba tę cookie-bzdurkę instalować, bo nawet tak banalna rzecz jak dopuszczenie autora raz opublikowanego komentarza do zamieszczania kolejnych komentarzy bez moderacji już wymaga zapisania w jego komputerze „ciasteczka”. I w tym miejscu uprzedzam: wtyczek do „cookie law” jest masa, ale większość z nich jest niekompatyblina z WP 3.5.1. Jeśli tak, którą wybrałem, nie bije za mocno po oczach, to zdradzę: jest to „Cookie warning” autorstwa Marie Manandise. Można ją znaleźć poprzez Wtyczki –> Dodaj nową –> cookie law. Wystarczy zmienić na polski tekst informacji, przetłumaczyć „akt zgody” bądź niezgody i gotowe.

Mogłem więc położyć się spać spokojny o to, że nikt nie wejdzie mi do domu minutę po szóstej razem z drzwiami, by powalić mnie na glebę, zakuć w kajdany i rozpocząć „czynności” w celu ukarania za to, że nie uprzedzałem. Żeby być całkiem spokojnym, dodam jeszcze, że tutaj czai się na Czytelnika cała masa innych potwornych niebezpieczeństw, a wśród nich:

wredne reklamy, w tym m.in. autoreklamy
perfidnie zakonspirowany niewidoczny obrazek, powodujący, że na pewnej stronie ze statystykami mogę ustalić, kto i skąd tu trafił, a nawet, jakiej frazy użył w wyszukiwarce
o wrednym złodzieju prywatności pn. Google Analytics też chyba trzeba wspomnieć
ba, niezależnie od tego wszystkiego na serwerze mam jeszcze Webalizera i AWStats
dybię na Czytelników tu i ówdzie linkami partnerskimi
…a poza tym sączę cichcem jad, hejt, zgorszenie wszelakie i niechęć do Tuska.

Więcej grzechów sobie na tę chwilę nie przypominam.

Dużo gorzej mają właściciele witryn, dla których nie ma w Sieci gotowych pluginów. Widziałem, co prawda, anglojęzyczną stronę ze skryptami Java, ale na widok instrukcji implementacji zdębiałem i szybko uciekłem. Natrafiłem też na gotowy skrypt dla właścicieli sklepów internetowych – jakaś firma sprzedaje go za kilkadziesiąt złotych, co dowodzi, że nawet na głupocie (eurokratów) można zarobić, jak się chce i umie.

Na koniec dodam może, że w uporaniu się z ciasteczkowym idiotyzmem niemałą pomocą może być strona IAB Polska „Wszystko o ciasteczkach”, podająca m.in. wzór „Polityki cookies”, dzięki któremu można się obejść bez prawnika, by stworzyć własną stronę z informacjami, czyli, pardon, dupokrytkę (sensowną moim zdaniem na stronach typowo komercyjnych).

Całe szczęście, że nie przepadam za wyrobami cukierniczymi – po wczorajszym dniu chyba by mi ochota na ciastka przeszła na dłużej…