W Edwardzie zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Był taki biedny, taki słodki, taki kochany, że najchętniej wgramoliłabym się do niego przez ekran i mocno przytuliła. Wrócić do tych ciepłych emocji, jakie towarzyszyły mi podczas pierwszego seansu, zawsze miło. Tym milej, gdy mogłam ich doświadczyć w tak szczególnych okolicznościach i miejscu. Edward Nożycoręki na wielkim ekranie, tuż po zmierzchu, w samym środku parku miejskiego – takie rzeczy tylko podczas Letniego Projektora:)
Oglądając film Burtona po raz kolejny, zastanawiałam się, co właściwie sprawia, że po 24 latach od premiery, ten film wciąż bawi i wzrusza z jednakową siłą. Prosta historia o „niedokończonym chłopcu”, nakreślonym na kolanie, gdzieś między jedną nudną lekcją a drugą, przez młodziutkiego Tima Burtona, okazała się uniwersalną opowieścią o samotności, wykluczeniu, inności i tolerancji (a właściwie jej braku) – problemach, z którymi nie radzimy sobie także dzisiaj. Burton, stawiając swojego nieporadnego bohatera naprzeciw – nomen omen – stada cywilizowanych mieszkańców pobliskiego osiedla, odkrywa gorzką prawdę: wyuczone emocje, nabyta dobroć może mieć większą siłę niż podlewane codzienną rutyną, chorobliwym wścibstwem i krótkowzrocznością akty filantropii. Że nienaturalna, niedokończona istota może być lepsza, mieć większą wartość niż pełnoprawny, kompletny twór, szumnie nazywany człowiekiem.
Dziś na Edwarda Nożycorękiego spoglądamy z tak dużym sentymentem z jeszcze jednego powodu. To czas, gdy Tim Burton wprost fruwa na skrzydłach swojej wyobraźni, Danny Elfman jeszcze muzycznie zaskakuje, Winony Ryder nie kojarzy się z kradzieżami w sklepach, a o Johnnym Deppie nikt jeszcze nie słyszał i nie miał okazji fuknąć z oburzenia, że – och, on znowu zagrał tak samo i och, ile można być krzyżówką zombie i Jacka Sparrowa. To tak jakby sięgnąć pamięcią do czasów dzieciństwa, kiedy wszystko jeszcze było takie nowe, świeże i pachnące. Jak powietrze w Parku Wyspiańskiego, gdzie Edward miałby naprawdę dużo pracy:)
Czy polecam? To mój ulubiony film Tima i jeden z najukochańszych filmów w ogóle, jakżeby inaczej?