Rate this post

Jak nie chcesz pomóc, to stul ryja

Ten nie nazbyt elegancki tytuł notki odnosi się do sytuacji bardzo w Internecie rozpowszechnionej, którą spotkali chyba niemal wszyscy: oto gdzieś w blogu, portalu społecznościowym czy na forum pojawia się czyjaś prośba o pomoc – dla siebie lub kogoś innego. Reakcje czytających są dwojakie: jedni piszą „tak, tak, tu trzeba pomóc, już lecę”, inni wyrażają rozmaite wątpliwości. I wtedy pojawia się to wszechobecne zdanie: „jeżeli nie chcesz pomóc, to przynajmniej nie przeszkadzaj!”
Mężczyzna zadaje cios pięścią

Fot. joschka knoblauch / pixelio.de

W tłumaczeniu na bardziej zrozumiały język oznacza to mniej więcej: stul mordę, cholerny egoisto – skoro sam jesteś skąpy / nieczuły na ludzką krzywdę / obojętny / … / – to się nie wypowiadaj!

By nie być gołosłownym, podam przykład tekstu, który mnie zainspirował (choć już wiele razy zabierałem się do napisania na ten temat). Drogi Czytelniku, proponuję Ci taką procedurę:

przeczytaj najpierw wpis na blogu „Jeśli nie chcesz pomóc, po prostu nie przeszkadzaj”,
w tymże wpisie znajduje się odnośnik do innego tekstu – kliknij, przeczytaj wpis i komentarze
…a potem wróć tu, przeczytaj resztę moich rozważań i – jeśli zechcesz – wyraź swoje zdanie. OK?

*
Szukasz pomocy w Internecie? To idź do diabła! Nie żartuję: diabeł może Ci pomóc… Niech Cię internetowe piekło pochłonie!

Gotowe? To teraz ja.

Z podobną sytuacją spotkałem się już w Sieci wiele, wiele razy. Czasem sam byłem malkontentem, wyrażającym rozmaite wątpliwości: a to, że się komuś samemu nie chce poszukać (gdy była to prośba o adresy stron/firm etc.), a to, że pachnie naciągactwem (rozmaite prośby o pomoc finansową), a to, że ktoś idzie moim zdaniem na łatwiznę etc. Czasem obserwowałem cudze malkontenctwo i cudze wątpliwości. Z czasem natomiast nauczyłem się, że jeśli mam wątpliwości, to lepiej dla mnie, żebym milczał, bo „dobre dusze” (także te, które same palcem w bucie nie kiwną, by pomóc) rozjadą mnie jak walec drogowy, resztki zbiorą do wiadra i rzucą szczurom na pożarcie.

Lecz mimo to, moim zdaniem ludzie, którzy w danej sytuacji nie chcą pomóc lub wątpią w sens albo uczciwość danego apelu, mają prawo się wypowiedzieć tak samo jak ci, którzy są „za”. Pisząc ten tekst zdaję sobie sprawę, że w ew. komentarzach mogą się pojawić, a nawet przeważyć opinie Czytelników, którzy się w tym miejscu ze mną nie zgodzą. Bo tak to już w Internecie jest: każdy wpis, który można skomentować lub na który można odpowiedzieć, będzie miał swoich zwolenników, ale i przeciwników. Kto nie ma odwagi stawić czoła mówiącym „nie”, chyba nie powinien się w ogóle odzywać…

Blog, do którego Cię, Czytelniku, na chwilę odesłałem, ma charakter sportowy. Jego Autorka zapewne zajrzy tu, bo zobaczy wejścia z mojej notki. Chciałbym Ją zatem zapytać, używając sportowych okoliczności: czy wyobraża sobie np. mecz piłkarski, na którym grę obserwują kibice gospodarzy i kibice gości, ale dopingować, krzyczeć i śpiewać wolno tylko tym pierwszym albo tylko tym drugim?

Oczywiście może ktoś powiedzieć, że gdy idzie o „szlachetną sprawę”, to nie ma dyskusji: racja jest tylko po jednej stronie. Nie jestem tego taki całkiem pewien. Ale przede wszystkim: każdy człowiek ma prawo do wątpliwości lub co najmniej niepewności co do tego, czy dana sprawa jest aby rzeczywiście słuszna, szlachetna i bez najmniejszej skazy. I wydaje mi się też, że jesteśmy – przynajmniej w zasadzie, bo nie do końca – ludźmi wolnymi, a więc takimi, którzy w granicach prawa mogą bez ograniczeń artykułować swoje przekonania i poglądy. Także wtedy, gdy te poglądy komuś, może nawet: większości, nie odpowiadają.

Nie chcę się wypowiadać na temat konkretnego przypadku p. Pełki, bo nie o jego jednostkową sprawę mi chodzi, lecz o wolność przekonań i prawo do ich wyrażania. Zarówno dla tych, co są za pomocą, jak i dla jej przeciwników.

A Ty, Czytelniku? Co o tym sądzisz? Czy ktoś, kto nie chce w jakiejś sprawie pomóc, powinien zamilknąć, czy też może wypowiedzieć swoje zdanie?