Rate this post

Myślę i myślę, co by tu napisać o tym Jezioraku i mam w głowie pustkę. Taką samą, z jaką wyszłam z kina po seansie, podczas którego studiowanie z uwagą procesu rozwiązywania kryminalnej zagadki przeplatało się ze znużeniem. Dziś – po kilku dniach od tego momentu – wciąż zastanawiam się, czy ten stan ospałego odrętwienia nie był celowym zabiegiem reżysera, lokującego akcję swojej historii w miejscu, które swą mroczną, tajemniczą i przygnębiającą atmosferą odurza jak najlepszy narkotyk. Bo Jeziorak siedzi we mnie uparcie i świetnie broniąc się przed jakimikolwiek zarzutami, po prostu przekonuje.

 

Nie wiem, co takiego jest w Jezioraku, że gdy myśli się o nim jako o pewnej historii, czuje się dyskomfort. Nie ma w niej przecież nic, co w wyraźny sposób odklejałoby się od logicznej linii fabularnej, nie ma wiele pomyłek, a nawet te, które są, nie wpływają w żaden sposób na rozstrzygnięcie. Może chodzi bardziej o sposób jej prowadzenia – typowy (co w przypadku kryminału nie jest jednak żadnym zarzutem), smętny, zmierzający w bardzo konkretnym, niewygodnym kierunku. Zbiegające się w jeden wątek zagadki, zajmujące policjantów z małej komendy, odsłaniają bowiem tajemnicę, która nie jest już dla nikogo z nas tajemnicą, a mimo to wciąż zdumiewa i przytłacza.

 

Otłowskiemu udało się stworzyć idealny klimat prowincjonalnego kryminału. Jest tu kilka wybornych smolistych lokacji, od osnutych gęstą mgłą jezior, przez opuszczony pensjonat i leśne, rozpadające się baraki, aż po ciasne, ciemne i duszne mieszkania i pokoje służbowe. Reżyser wpuścił w nie bohaterów niejednoznacznych, wycofanych, trochę jakby zamroczonych, uwikłanych w sieć zależności, na które nie mają wpływu. Te cechy świetnie oddaje główna bohaterka Jezioraka – enigmatyczna i surowa w obejściu policjantka, której przychodzi przedrzeć się przez tę pajęczynę tajonych kłamstw i niedopowiedzeń. Jowita Budnik, wcielająca się w tę postać, portretuje Izę Dereń z wyczuciem: nie czyni ze swojej bohaterki wykonującej swoją pracę mechanicznie twardzielki, wykorzystuje potencjał, jaki stwarza historia podkomisarz Dereń, i stawia delikatny akcent na eteryczność bohaterki. Bohaterki, która jest przecież kobietą, która – jak często podkreśla się w kontekście tego filmu i kryminałów w ogóle – jest w tego typu grach wciąż jeszcze bardziej marionetką niż pierwszoplanowym graczem. Kobiecość w ogóle jest u Otłowskiego odrębnym, subtelnie, ale wymownie zarysowanym wątkiem, a widoczna ciąża bohaterki jest tylko pretekstem do dotknięcia tematów wielkiego kalibru (choćby motyw dyskryminacji zawodowej czy choroby psychicznej w historii z przeszłości).

 

Bardzo udany debiut. Prosimy o więcej.

 

Czy polecam? Tak.