Każdy z nas ich ma. Porywają nas swoją historią, czarują wdziękiem, wzbudzają podziw swoimi działaniami i wyborami, wzruszają, bawią, przerażają. Współczujemy im, cieszymy się ich szczęściem, chcemy się z nimi zaprzyjaźnić i czerpać z nich jak najwięcej, bo inspirują nas i często dają konkretne wskazówki, jak żyć i decydować o sobie, byśmy byli szczęśliwi lub po prostu nie byli nieszczęśliwi. Dzięki dobremu rysunkowi postaci i doskonałej grze aktorów wcielających się w ich role są jacyś – i dlatego tak bardzo nas zajmują i zapadają w pamięć na całe lata. Bohaterowie filmowi, którzy są ze mną, odkąd ich poznałam? Bardzo proszę.
Elle Woods (Legalna blondynka, 2001)
Każdy, z kim miałam przyjemność podyskutować dłużej o kinie wie, że Legalna blondynka to moje największe guilty pleasure. Nikt jednak, że to nie lekkość i słodycz tej infantylnej dla wielu komedii romantycznej sprawiły, że mogłabym ją oglądać każdego dnia, a właśnie jej główna bohaterka. Gdy byłam młodsza, Elle Woods była dla mnie ucieleśnieniem kobiecej siły, pewności siebie i uporu, z jakim należy walczyć o marzenia. Film włączałam sobie zawsze, ilekroć czułam, że potrzebuję motywacji, inspiracji i skrzydeł. I zawsze, naprawdę zawsze to dostawałam. I choć szybko zrozumiałam, że postać Elle jest mocno wyidealizowana, a jej wpływ na prawo czy ludzi po prostu był przerysowany, nie zmieniło to nic w wartościach, które sobą reprezentowała. A przy okazji przyniosła mi miłość do Reese Witherspoon – aktorki, którą wtedy kojarzyłam tylko z roli w Szkole uwodzenia, a której karierę zaczęłam śledzić wtedy i śledzę do dziś.
Wolfgang Amadeusz Mozart (Amadeusz, 1984)
Amadeusz nie jest może najlepszym filmem biograficznym świata i podejrzewam, że wielu wynudziłoby się na nim zarówno w latach 80., gdy powstał, jak i dziś, po ponad 30 latach od premiery, gdyby nie odtwórca tytułowej roli. Tom Hulce oddał przysługę nie tylko Mozartowi – dzięki niemu ta postać prawdziwie o(d)żyła – ale też całemu światowi aktorskiemu, udowadniając, że w kinie jest miejsce na improwizację, że warto przekraczać granice, że „w tym szaleństwie jest metoda”. Oglądając Amadeusza, nie sposób nie popaść w zachwyt i nie pokochać tego wyjątkowego bohatera.
Poppy (Happy-Go-Lucky, czyli co nas uszczęśliwia, 2008)
Filmy Mike’a Leigha cenię za to, że są maksymalnie blisko codzienności. Wiele tu scen z pozoru niepotrzebnych, zbyt zwyczajnych, by sobą kogokolwiek zainteresowały, bohaterów, którzy na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżniają. Ale życie płynie w nich w dziwnie znajomym rytmie. I postaci – mimo swojego społecznego odklejenia – są dziwnie bliskie. Taka jest też Poppy – szalona, radosna dziewczyna, która kradnie uwagę od pierwszej do ostatniej sceny. Występująca w tej roli Sally Hawkins stworzyła postać, której nie tylko nie sposób nie polubić, ale która jest też symbolem życia, witalności, radości z samego bycia, mimo że wiele w jej codzienności nie układa się tak, jakby sobie życzyła.
Vinny Gambini (Mój kuzyn Vinny, 1992)
Kiedy w ramach przygotowań do jednego z wpisów dotarłam do filmu Mój kuzyn Vinny, byłam przekonana, że nic mnie już w kategorii law movies nie zaskoczy. Jak bardzo myliłam się, okazało się już w pierwszych minutach, gdy zorientowałam się, że film to komedia, a później, gdy pękałam ze śmiechu, obserwując kolejne sceny z udziałem tytułowego Vinny’ego. Joe Pesci, który jest odtwórcą tej roli, to jeden z moich ukochanych aktorów schyłku XX wieku i choć, jak większość dzieci lat 90., poznałam go najpierw jako Harry’ego z Kevina samego w domu, po spotkaniach z filmami pokroju Chłopców z ferajny czy Kasyno muszę sobie wciąż przypominać, że to wspaniały aktor komediowy. I jako zwariowany prawnik Vinny Gambini udowadnia to w stu procentach.
Albert Nobbs (Albert Nobbs, 2011)
Albert Nobbs od 19 lat trudni się pracą służącego i próbuje zaoszczędzić na otwarcie własnego sklepu. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że Albert tak naprawdę jest kobietą. Szokujące? Nie w XIX wieku, w którym kobiety (i służba domowa w ogóle) musiały sięgać po bardzo niekonwencjonalne narzędzia, by zawalczyć o swoje. Wspaniała, wartościowa postać, kapitalnie odegrana przez cudowną Glenn Close jest głównym bohaterem brytyjsko-irlandzkiego dramatu, który – do dziś nie wiem dlaczego – jest wciąż mało znany wśród widzów. Kto nie widział, nadrabiać!
Guido Orefice (Życie jest piękne, 1997)
Nie znam nikogo, kto lubiłby filmy o obozach koncentracyjnych. Mimo że większość z nas ogląda je z zainteresowaniem, podejście do nich wiąże się z odradzającymi się cyklicznie obawami, podskórnym lękiem przed prawdą, która jest zbyt bolesna, by ją przyjąć. Ale nikt też, kto obejrzał tę włoską hybrydę gatunkową o wdzięcznym tytule Życie jest piękne, nie może powiedzieć, że nawet o tak niewyobrażalnej tragedii można opowiedzieć inaczej, nie tracąc powagi i ostatecznego wydźwięku wydarzeń. Guido Orefice to postać absolutnie wyjątkowa, niezwykle mądra, zabawna, pocieszna, gotowa do najwyższych poświęceń dla swoich najbliższych. Nie tylko warto, ale i trzeba ją poznać!
Leigh Anne Tuohy (Wielki Mike. The Blind Side, 2009)
„Och, to kolejny amerykański film o sporcie, który kręci tylko Amerykanów” – pomyślałam przed seansem The Blind Side. Nie miałam pojęcia, że to właśnie w tym filmie poznam jedną z moich ulubionych bohaterek i – co najważniejsze – że ona nie jest absolutnie żadną fikcją, a kobietą z krwi i kości, która żyje sobie gdzieś po drugiej stronie oceanu i czyni dobro. W dodatku cudowna Sandra Bullock, której interpretacja Leigh Anne Touhy ugina kolana. Uwielbiam.
Edward Nożycoręki (Edward Nożycoręki, 1990)
Trudno nie mieć słabości do Edwarda Nożycorękiego. To jeden z najbardziej pociesznych fantastycznych bohaterów, którego chce się wprost przytulić, wziąć za rękę i poprowadzić przez świat. Że android? Ale z jakim sercem… Ja je pokochałam na amen.
Judyta Kozłowska (Nigdy w życiu, 2004)
Judytę polubiłam już podczas lektury książki Katarzyny Grocholi. Byłam wtedy w gimnazjum i komedie romantyczne były zdecydowanie moim konikiem. I jak zwykle nasza wyobraźnia lepi o wiele ciekawszych bohaterów, tak w tym wypadku Judyta Danuty Stenki przewyższyła moje najśmielsze oczekiwania. Aktorka stworzyła postać jednocześnie mądrą i pełną dziewczęcej naiwności, dotkniętą rodzinnym dramatem, ale i pełną radości życia i nadziei na lepsze jutro, ciepłą i wrażliwą, ale także twardo stąpającą po ziemi, bezkompromisową i niezwykle silną. I tak, wiem, że motyw z kupnem działki i ekspresową budową domu, jest lekko naciągnięty, ale… who cares? „Proszę się nie p-o-d-d-a-w-a-ć! Nigdy w życiu!”.
Driss (Nietykalni, 2011)
Czy jest tu ktoś, kto nie oglądał Nietykalnych i nie pokochał serca tego filmu, Drissa? To ogromne szczęście mieć w swoim otoczeniu osobę, która zaraża pozytywną energią, której twarz zawsze się śmieje, w czyich oczach zawsze czają się iskierki, a usta naturalnie układają się w szeroki uśmiech, a przy tym mają niezwykłą wrażliwość, empatię i intuicję. Czy z taką osobą można w ogóle się nie polubić? Za to, że daje nam takich wspaniałych bohaterów (a jeszcze lepiej, gdy tylko ich odtwarza, bo istnieją naprawdę), kocham kino.
A jacy są Wasi ulubieni bohaterowie filmowi?