Nie jestem melomanem totalnym. Nie mam słuchu absolutnego, nie wychwytuję wszystkich dźwięków, czasem muszę się wsłuchać porządnie i skupić, żeby wyczuć bass, nie wspominając o jakiś bardziej skomplikowanych riffach. Nie znam się też na historii muzyki, więc nie wymienię wszystkich ważnych wykonawców danego okresu, gdyby ktoś mnie o to pytał. Ale lubię ją, dużo słucham, chłonę, szukam, przekopuję. Na początku słuchałem muzyki na kasetach, potem były płyty CD. Następnie nastała era mp3 i muzyki z internetu. A ja od niedawna postanowiłem wrócić do korzeni ‘muzyki przenośnej’, czyli muzyki z gramofonu.
Faktycznie, słyszałem, że słuchanie z płyt winylowych staje się ostatnio coraz bardziej popularne. Chodzi tutaj szczególnie o płyty stare, jeszcze sprzed ery kaset. Już tłumaczę czemu. Muzyka na kasetach była bardziej kompaktowa, łatwiejsza do przechowywania i przeniesienia. Jednakże przez rozmiar kaset, była ona również bardziej spłaszczona, było na niej mniej dźwięków, gdyż zwyczajnie na małej powierzchni mieściło się ich mniej. Potem, wraz z płytami CD, nastała era nagrywania cyfrowego, gdzie dźwięk również był spłaszczany. O ile na płytach CD jeszcze tak bardzo tego nie czuć, to w przypadku kompresji MP3 wyraźne jest odjęcie wielu dźwięków, aby zyskać mniejszą wielkość pliku. I mimo tego, że wciąż są produkowane płyty winylowe, to są one nagrywane z plików cyfrowych, czyli mają wady obu rodzajów nośników. Dlatego stare płyty winylowe (mające charakterystyczny, głęboki dźwięk) są tak bardzo pożądane.
A mnie się niedawno przypomniało, że gdzieś w otchłaniach garażu leży sobie stary, polski gramofon – Unitra. Jakby nie patrzeć, jest to nie byle jaki sprzęt, który nie odbiegał w swoich czasach możliwościami od konstrukcji zachodnich. Poszedłem więc, wyciągnąłem, wyczyściłem, podłączyłem i… nic. Ramię nie działało, więc trzeba było oddać do naprawy. A że znajomy tym się hobbystycznie zajmuje, oddałem mu gramofon i już po tygodniu miałem go z powrotem. Podłączyłem i… znowu coś nie zagrało. Jak się okazało, żeby podłączyć go do nowego, cyfrowego amplitunera, trzeba mieć specjalny przetwornik.
Więc weszło w grę allegro i po kolejnym tygodniu miałem już skompletowany sprzęt. Który wciąż nie działał tak jak powinien. Oddałem więc po raz kolejny wszystko kumplowi, sprawdził, coś tam poprzekręcał i voila! Gramofon działa jak w momencie kupna ponad 20 lat temu.
I muszę przyznać jedno: warto było czekać, starać się, kombinować, by gramofon zaczął działać, bo to jest zupełnie inna liga. Samo włączenie to jest swoistym rytuałem: włożenie płyty, ustawienie ramienia, obniżenie igły i pierwsze, trzeszczące dźwięki z głośników same w sobie tworzą świetny klimat. A moment wejścia pierwszych dźwięków to już poezja dla uszu. Nic nie gra tak dobrze, ani kasety, ani CD ani najlepiej skompresowane MP3.
Ostatnio pojechałem jeszcze do zaprzyjaźnionego sklepu muzycznego i udało mi się wyłowić takie oto 4 perełki:
Może i nie było tanio, ale Pink Floyd – ‘Dark Side of the Moon’ z winyla brzmi niewiarygodnie. Tak samo zresztą jak Prince, ACDC i Deep Purple. Głęboki bas, czyste wysokie tony. A to jeszcze nie jest wszystko. Dalej w planach mam wzmacniacz lampowy, który powinien wycisnąć z gramofonu 100% możliwości. No i oczywiście będę poszerzał bibliotekę płyt, coś na kształt tej, którą ma Harvey Specter z Suits w swoim gabinecie. Marzenie.