Rate this post

Zapowiedź tego filmu widziałam po raz pierwszy w kinie dobre pół roku temu (jak nie więcej). Zaintrygował mnie. Ciekawa intryga, ładne, jasne zdjęcia, nadmorski, grecki klimat połączony z odrobiną luksusu, atrakcyjne nazwiska w obsadzie… Długo nam przyszło czekać na polską premierę Rozgrywki. Tak jakby dystrybutor wahał się, czy w ogóle wypuścić film do kin. Chyba słusznie (się wahał), bo film, niestety, do najlepszych nie należy.

 

A przecież ma świetny punkt wyjścia. Elegancka, bogata para w podróży, ona – piękna, stylowa, roześmiana, on – starszy od niej, dystyngowany, ale osnuty mgiełką tajemnicy i ten trzeci – niegrzeszący uczciwością, niepokojący, prosty, pałający zmysłowością. Krótka chwila, gdy sprawy wymykają się spod kontroli sprawia, że cała trójka jest zmuszona uciekać. Różne pragnienia, różne cele i wiszące w powietrzu niespełnienie mogłyby doprowadzić do eksplozji emocji i akcji.

 

Tymczasem to, co się dzieje bliższe jest nagłym, szybkim, ale cichym pęknięciom niż głośnemu, intensywnemu wybuchowi. Niby coś się tu dzieje, ale akcja momentami mocno nuży, niby są emocje, ale jakieś takie bezpłciowe, aktorzy niby starają się wskrzesić w swoich bohaterach jakieś emocje, ale ostatecznie są jednak trochę drewniani. Taki film, który jakkolwiek się w miarę dobrze ogląda, to nie zostawia po sobie zupełnie nic. I wylatuje z głowy tuż po seansie.

 

Nawet Alberto Iglesias, tak czarujący zawsze muzyką (to ten sam kompozytor, który oprawia filmy Almodovara, pomyślcie więc, jak pełna emocji i dramatyzmu jest to zwykle muzyka!), tym razem dostosował się do wszechogarniającej przeciętności. Ładne to, ale nawet w połowie nie tak dobre, jak nas przyzwyczaił. Szkoda.

 

I tyle, bo naprawdę nie ma o czym mówić. Mam nadzieję, że nie będziecie tracić czasu, by sprawdzać, czy mam rację.

 

Czy polecam? Nie.