Rate this post

Kto zna choć jeden film Q. Tarantino, zdaje sobie sprawę, czym pachnie jego twórczość. Tam od pierwszej sceny zaczyna się dziać! Ten reżyser słynie także z niekonwencjonalnych scenariuszy, które po zrealizowaniu powodują na twarzy widza jednoczesne zdumnienia, ale także podziw.

Po Bękartach wojny, które mnie osobiście zachwyciły nie tylko fabułą, ale grą aktorską chociażby Ch. Waltza i B. Pitta, Q. Tarantino znowu wzniósł się na wyżyny swego geniuszu. Jego najnowszy film, Django, to opowieść o niemieckim łowcy głów, który żyje z tego, że zabija ściganych przez prawo przestępców. Pewnego dnia spotyka dwóch braci, którzy dosłownie wloką za sobą kilkunastu niewolników. Dr King Schultz stara się dowiedzieć, czy wśród nich znajduje się choć jeden, który wie, jak wyglądają kolejni ludzie, których planuje pojmać. Gdy okazuje się, że jeden z nich posiada takowe informacje, Schultz stara się go wykupić. Kiedy to się nie udaje, zabija tych, którzy stoją mu na przeszkodzie, a resztę niewolników czyni wolnymi. Temu jednemu (Django), który może mu pomóc, proponuje spółkę. Od tego momentu rozpoczyna się ich przygoda. Razem podróżują po Ameryce i szukają ściganych przez prawo. Schultz wkrótce staje się dla Django nie tylko nauczycielem, ale także przyjacielem, który wysłuchuje historii byłego niewolnika. Okazuje się, że jest on żonatym mężczyzną, który został oddzielony od żony. Dr King postanawia pomóc swojemu nowemu towarzyszowi i wyruszają na poszukiwania Broomhildy. W czasie swojej podróży dowiadują się, że mieszka ona na plantacji Calvina Candie (Leonardo di Caprio), który wokół siebie zgromadził wielu inteligentnych, a zarazem bardzo lojalnych ludzi. Zaczynają się podchody. Django i dr King zdają sobie sprawę, że wykupienie kobiety może nie być takie proste i uciekają się do pewnego fortelu, który jednak nie do końca się udaje…

QuenntinTarantino na pomysł scenariusza wpadł już w 2007 roku. Już wtedy wiedział, że chce stworzyć western, który zrobi oczywiście w swoim stylu. Akcja filmu toczy się na początku II polowy XIX wieku. Reżyser chciał pokazać problem niewolnictwa, jaki miał miejsce w tamtych czasach. Największą inspiracją dla Tarantino był film Sergia Corbucciego pt. Django, który ten stworzył w 1966 roku. Ta produkcja filmowa jest uznawana za jeden ze sztandarowych dzieł nurtu zwanego spaghetti westernem. Za twórcę tego podgatunku uznawany jest z kolei Sergio Leone. Spaghetti westerny były kręcone przy wykorzystaniu bardzo niskiego budżetu. Charakteryzowały się scenami, które epatowały brutalnością i czarnych humorem.

Tarantino rolę dr Kinga Schultza przygotował specjalnie dla Waltza, który grał w jego wcześniejszym filmie Bękarty wojny. Można stwierdzić, że temu austriackiemu aktorowi opłacało się przyjąć obie role, gdyż za każdą z nich dostał Oskara! Został doceniony nie tylko przez widzów, ale także profesjonalistów z Amerykańskiej Akademii Filmowej. Film zaczęto kręcić już 2011 roku w Kalifornii, która obfituje w krajobrazy pasujące do wyobrażeń widzów o tym gatunku. Django nie jest prawdziwym westernem, ani nawet spagetthi westernem. Reżyser miesza style i gatunki, co doskonale słychać w tle. Oprócz tego, że słyszymy ścieżki dźwiękowe typowe dla tego westernu, to jednak przeplatają się one chociażby z muzyką popularną w latach 60. i 70. XX wieku, a nawet z typowym, czarnym rapem!

 

Filmy Tarantino to suma jednej wielkiej zgrywy, geniuszu reżysera i wielkiej dbałości o każdy szczegół. Reżyser praktycznie w każdym firmie nie jest wstanie się powstrzymać przed absurdalnymi scenami, takimi jak rozbryzgi krwi, widowiskowe strzelaniny itp. Jak to bywa u Tarantino film kończy się jednym wielkim „BUM”! Django wraz z Broomhildą odchodzą w dal, a w tle widać ogień, który mógłby strawić pół wsi.

Mimo że twórca filmu, tworząc scenariusz, niekiedy odbiega od praw psychologii, a widzowie buntują się przeciw wyborom, jakich dokonują główni bohaterowie, to i tak w pełni akceptują to, co zrobił reżyser. Gdyby nie duma doktora Kinga akcja mogłaby się potoczyć całkiem inaczej. Chociaż film kończy się częściowym happy endem, to jednak mógłby on być jeszcze bardziej szczęśliwy. Mimo to widz wie, że gdyby wszystko szło po jego myśli, dzieło to stałoby się po prostu miałkie. Należy zatem całkowicie zawierzyć się mistrzowi Tarantino!