Najnowszy film Richarda Curtisa dobija do takiego poziomu słodkości, że po wyjściu z kina marzy się o zrobieniu czegoś złego.
Jest to jedno z możliwych odczuć, drugie – to utopia o tym, jak fajnie byłoby żyć w świecie skonstruowanym w Czasie na miłość. Niezależnie od tej subiektywnej dwoistości, film trzeba docenić. Curtisowi znów się udało.
Brytyjski reżyser jest znanym specjalistą od komedii romantycznych. Napisał scenariusze, między innymi do Czterech wesel i pogrzebu czy Dziennika Bridget Jones, z sukcesem wyreżyserował To właśnie miłość. Jego najnowsza produkcja narusza nieco schemat gatunku, pozostawia jednak to, co w nim najważniejsze – nastawienie na humor i wzruszenie.
Lake’owie to porządna brytyjska rodzina. Należy do niej młody, rudowłosy Tim. Tuż po sylwestrowej nocy chłopak dowiaduje się o dziwnych zdolnościach męskich członków rodu – potrafią oni podróżować w czasie. Wkrótce Tim wybiera się do Londynu, by wykorzystać swoje nowe umiejętności w celu poszukiwania miłości życia. Tam poznaje Mary i w ten sposób rodzi się miłość. Curtisowi udało się umiejętnie rozłożyć akcenty pomiędzy wątkiem nowego związku a opisem relacji syn – ojciec (w tej roli świetny Bill Nighy), co wychodzi na dobre i tak już porządnemu scenariuszowi. Czas na miłość to film niezwykle ciepły, opowiedziany z wyczuciem, dzięki czemu schematy konwencji nie wybijają się na pierwszy plan, pozostawiając tę rolę niepozornym, ale uroczym bohaterom.