Szczerze powiedziawszy podeszłam do tego filmu dość sceptycznie zastanawiając się, co nowego może pokazać kolejna „taneczna” produkcja? W końcu mieliśmy już okazję podziwiać trzy części Step Up. A jednak, moje obawy okazały się zupełnie niesłuszne. Obejrzałam film i okazał się on być – zjadliwym kawałkiem, po którym nie mam niestrawności. Dla miłośników tańca natomiast będzie on wykwintnym deserem!
Tym razem fabuła jest nieco odmienna. Reżyser ciekawie wprowadził oprócz tańca pewien zmodyfikowany trend zwany flash mob, na którym oparto historię tancerzy. Ponadto subtelnie podjęto temat sztuki, jako manifestację i rodzaj buntu – wyrażenie tego, co ważne. Taniec okazał się idealną bronią w walce ze złym biznesmenem. Powiem tak – w końcu doczekaliśmy się filmowego koktajlu opartego na bazie hipnotyzującego – tanecznego widowiska z lekką domieszką spraw istotnych.
Bohaterowie pochodzą z Miami na Florydzie. Tworzą tak zwany The Mob – organizują pokazy tańca na ulicy, w galerii czy w restauracji. Bawią się przy tym niesamowicie a taniec jest czymś więcej niż pląsy i podskoki, to sens życia. Ponadto ich celem jest wygranie nagrody pieniężnej na You Tube, muszą tylko zebrać odpowiednią ilość odsłon. Szokują, więc za każdym razem jeszcze bardziej! Grupie przewodzi Sean (Ryan Guzman), który pewnego dnia spotyka intrygującą nieznajomą o imieniu Emily (Kathryn McCormick). Obydwoje mają marzenia, które zamierzają wytańczyć. Dziewczyna pochodzi z zupełnie innego środowiska, jest córką bogatego inwestora, który jest tym złym. Przyjeżdżają do Miami, ona chce zostać profesjonalną tancerką, on wybudować w dzielnicy The Mob ekskluzywny hotel. Zaczyna się batalia członków grupy o uratowanie rodzinnych stron!
Fabuła w niektórych momentach jest nieco przerysowana, zbyt ckliwa i naiwna. Wszyscy są młodzi, piękni, bez pieniędzy a jednak stać ich na sprzęt elektroniczny wysokiej klasy, modne ciuchy i dobre samochody! No i ta miłość ponad podziałami, no i ta walka dobrych ze złym, no i to szczęśliwe zakończenie… Mnie jednak te niedociągnięcia rekompensują ciekawe układy taneczne i choreografia, dla których warto obejrzeć Step Up. Korporacyjne roboty krytykujące świat interesów czy bajkowy występ w restauracji to dopiero początek. Wisienką na torcie tanecznego show jest występ w galerii – bogata inscenizacja porusza i subtelnie pieści wyrafinowane zmysły estetyczne. To po prostu trzeba zobaczyć, bo słowa mogą w tym przypadku zniweczyć cały efekt. Zresztą cały film to pokaz naprawdę dobrego tańca przy dobrej muzyce. Odnośnie gry aktorskiej mogę powiedzieć, że na aktorów patrzy się przyjemnie, za to słucha już nieco gorzej. Dialogi są w niektórych momentach infantylne.
Ciekawie w tym filmie pokazana jest walka o marzenia, o które zawsze i wszędzie bez względu na okoliczności trzeba walczyć do samego końca. Co prawda tutaj spełniają się one aż nazbyt łatwo a ich finał jest zbyt idealistyczny i lukrowany, ale cóż to tylko film. Chwała reżyserowi i scenarzyście, że w końcowej scenie – nie pojawiła się dystyngowana pani od baletu mówiąca z podziwem w głosie– Emilly dostałaś drugą szansę – masz u nas tę pracę!
Film nie szczególnie ideologiczny, ale też nie beznadziejny. Jak dla mnie na „lekkie” wieczorowe kino idealny! W końcu obraz Step Up ma być rozrywką przyjemną dla oka. Nie należy on do gatunków ambitnego kina nota bene nie pretenduje do takiego miana i nie powinno się go mierzyć takimi kategoriami!