Mark Webber nie ma łatwego życia. Nie dość, że nazywa się dokładnie tak samo, jak słynny rajdowiec, w związku z czym, by znaleźć go w sieci, trzeba najpierw przedrzeć się przez gąszcz informacji via Formuła 1, to jeszcze do tej pory nie miał szczęścia być oglądanym i zapamiętanym przez szerszą publiczność. Ale też nic dziwnego. Jego dotychczasowa twórczość skupiała się głównie na drugoplanowym aktorstwie w produkcjach co najwyżej średnich, nie mogąc przebić się do kina mówiącego o poważnych sprawach i poważnie też traktowanego. Webber chyba zdawał sobie z tego sprawę, bo wziął się porządnie w garść i zajął reżyserką. Debiutanckie Explicit Ills mimo dobrego przyjęcia nie powędrowało w świat, drugi film – The End of Love – już tak. Nominowany w Konkursie Głównym na festiwalu Sundance dziś walczy o podobną nagrodę podczas tegorocznego OFF Plus Camera.
Mark (Mark Webber) jest samotnym ojcem 2,5-letniego Issaka (Issak Love). Utrzymanie okrojonej rodziny, wychowanie niezwykle ciekawego świata synka, żałoba po śmierci żony, wreszcie próba skrępowania potrzeb, jakie drzemią w młodym mężczyźnie – wszystko to sprawia, że codzienność jest dla Marka ogromnym wyzwaniem.
Ojcostwo. Zapewnienie dziecku wszystkiego, co potrzebne mu do godnego życia? Bycie oparciem, synonimem bezpieczeństwa, wzorem, autorytetem? A może po prostu – bycie? Gdy brakuje drugiej gałęzi, ta obecność może okazać się niewystarczająca – najpierw tylko w odczuciu ojca, kiedyś na pewno także dziecka. Mark czuje, że nie może dać swojemu synowi wszystkiego, ale choć brakuje na czynsz, a pożyczone pieniądze rozpływają się na skutek pechowych wypadków, poświęca Isaakowi cały swój czas, uczucie i życiową energię, poważnie uszczuploną po stracie ukochanej, mocno jednak zasilanej przez małego człowieka. Jest w tych swoich tylko z pozoru nieporadnych działaniach niezwykle autentyczny. Tę naturalność potęguje naturalna relacja ojca z synem, w której nie ma ani grama udawania. Isaak jest prawdziwym synem Marka Webbera, a siła tej więzi wybrzmiewa z ekranu z całą siłą rodzicielskiego uczucia; tym sposobem ujmuje, porusza i wzrusza do głębi.
Isaak jest zresztą zupełnie odrębnym komponentem całej tej historii. Co można powiedzieć o 2,5-latku na ekranie? Nic mądrego. Isaak nie jest aktorem, nie jest przygotowany (nawet nie mógł być) do gry aktorskiej, na planie zupełnie więc nie zdawał sobie sprawy z tego, co się dzieje – dopiero dziś, gdy ma 5 lat, ogląda siebie na dużym ekranie (co – jak opowiadał na spotkaniu przybyły do Krakowa Webber – wprawia go nieodmiennie w prześmieszne zdumienie). Dzięki temu jego wkład w przedstawianą historię nie jest jedynie zwykłym „byciem” – jego obecność nie tylko dodaje filmowi wartości, ona ją tworzy. Isaak to jeden z tych dzieciaków, które rozkładają na łopatki bystrością i wzbudzają salwy śmiechu jedną, niepozorną i zupełnie dla nich naturalną wypowiedzią. Webber przyznał na spotkaniu, że scenariusz The End of Love powstał, gdy Isaak był bardzo mały i jeszcze nie mówił. Kiedy nagle się „otworzył”, reżyser miał ochotę podrzeć i wyrzucić cały tekst, bo na jego oczach powstawała właśnie potężna część filmu. I dzięki Bogu, że zaufał synowi, bo dzięki jego naturalnej, spontanicznej „grze” film – mimo pewnej dozy goryczy i smutnych akcentów – jest niezwykle pocieszny i pozostawia po sobie bardzo przyjemne wrażenie.
Nie chciałabym pozostawić Was z odczuciem, że The End of Love to film łatwy i przyjemny w odbiorze, a o jego sile stanowi postać rozkosznego Isaaka. Historia Webbera (nomen omen, bo film zawiera sporo wątków autobiograficznych) to słodko-gorzki obraz samotnego rodzicielstwa, świeże spojrzenie na skrępowaną obowiązkami raczkującą dojrzałość, której odebrano coś ważnego i ofiarowano w zamian coś… jeszcze ważniejszego. Brzmi jak życie.
Czy polecam? Tak, bardzo.