Horror – nie wiem jak Wam, ale w moim odczuciu jest to gatunek gry, który, aby prawidłowo zadziałał wymaga od twórców podwójnego wysiłku. Nie wystarczy wspaniała grafika, nie wystarczy wspaniały dźwięk i kilka screamerów (red. momentów, gdzie podskakujecie w strachu, gdyż coś nagle pojawiło się na ekranie i drze jape), potrzebna jest przede wszystkim atmosfera nieustającego strachu przed kolejnym krokiem. Aby ten strach był, warto też wzbogacić to o odpowiedni scenariusz, choć nie zawsze jest to warunek konieczny.

Głównym atutem horroru jest strach

Skoro tak ładnie rozpocząłem tę recenzję, wypada powiedzieć, że powyższe jest idealną definicją gry, o której za chwilę przeczytacie. The Evil Within to jest w 80% to, o czym wspomniałem. Na rynku brakowało mi typowych gier horrorów (które osobiście uwielbiam) na PS4. To już dwa lata od premiery  urządzenia i choć pojawiło się kilka mocnych pozycji, to wciąż odczuwałem niedobór, charakterystycznej adrenalinki, towarzyszącej grom tegoż gatunku. Podsumujmy. Mamy Bloodborne, który jest i nie jest horrorem. Dying Light? Bo co? Zombie? Też nie bardzo. Until Dawn? To troszkę komedia. The Order 1886? No już bardziej, ale dalej mało strachu. The Last of Us? Bardzo przyzwoita gra, ale dalej marny z niej horror. A The Evil Within to klasyk w czystej postaci. Prawdziwy Horror przez duże H. Chcesz się bać? To dobrze trafiłeś. Pamiętaj jednak, aby zadbać o właściwą atmosferę, zawsze!

Gra jest tworem firmy Tango Gameworks oraz wydawcy Bethesda, która znana jest m.in. z Fallout 4 oraz The Elder Scrolls. Wsparta została przez wybitnego japońskiego reżysera Shinji Mikamiego. Od początku do samego końca gra trzyma w niesamowitym wręcz napięciu. Jest tak straszna, że każdy kolejny Chapter (jest ich 15) zmusza do zadania sobie pytania, czy chcę to przeżywać dalej? Czy napewno chcę się dalej bać? Czy podołam? Wielokrotnie przerywaliśmy grę, aby „odpocząć”, a do kibla chodziliśmy razem – ze strachu. Taki oto wpływ ma ta „właściwa atmosfera”. Ciężko oczywiście w to wszystko uwierzyć, ale to sama prawda.

W trakcie zabawy, obserwując bohatera i niektóre lokacje gry, przychodził nam na myśl, inny klasyk gatunku: Alan Wake ze wszystkimi jego kontynuacjami. Jeżeli znacie Alan’a Wake’a, to pewnie czym prędzej sięgniecie po The Evil Within, obie mają ze sobą całkiem sporo wspólnego. Gra też porównywana jest często do Resident Evil lub Silent Hill. Pomimo niewątpliwych podobieństw, w końcu Shinji Mikami to człowiek odpowiedzialny za narodziny Resident Evil w ogóle, w moim odczuciu The Evil Within jest zdecydowanie lepsza od swojej poprzedniczki.

Jeśli chodzi o technikalia samej gry to, to co pierwsze rzuca nam się w oczy, to grafika. Pierwszy filmik niestety raczej rozczarowuje, jakość nie przystaje do współczesnych produkcji. Jednakże jak pomyślę o Fallout 4, to uważam, że najgorzej nie jest (choć przy Fallout 4 pierwszy filmik stawiał oczy w osłupienie). Oceniłbym grafikę na 6/10. Muzyka to już zupełnie co innego. Buduje właściwą atmosferę i jest godna polecenia. Nie jest to oczywiście gra na poziomie wspomnianego już Bloodborne czy Wiedźmina, w których twórcy otarli się o geniusz, jednak należy się jej solidne 7/10. Fabuła oraz scenariusz od samego początku daje do myślenia i jest źródłem niekończących się dywagacji, nt. głównego bohatera. Choć lekko naiwna i przewidywalna, to jednak wciągająca i na prawdę udana. Daję 10/10. Po horrorze nie spodziewam się filozoficznych wzniesień, tylko strachu, strachu i jeszcze raz strachu. Gra absolutnie godna polecenia. Ogólna ocena uwzględniając powyższe to 8.3/10.

Jak natrafiłem na tą grę?

Skorzystałem z ciekawej oferty w sklepie PS Store. Zakupiłem tytuł za jedyne 63 zł. Normalna cena sklepowa to około 200 zł. Można się też wymienić na tą grę np. na Gametrade albo na jakimś forum. Decyzja spontaniczna, choć już długo się nad nią zastanawiałem. Przyciągała mnie do siebie jakąś tajemniczą mocą, pomimo tego, że niewiele o niej słyszałem, a widziałem ją wyłącznie na PS Store. Gameplay’e na YT także nie zachwycają, a jako źródło potencjalnych „spojlerów” nie są moją ulubioną formą zapoznawania się z grą, więc unikam jak ognia.

Czy wśród Was znajdują się maniacy horrorów ? Jeżeli tak to jakie inne gry byście polecili ? Co powiecie o The Evil Within?

Kilka słów o samej historii (bez spojlerów).

Wcielamy się w postać Sebastiana Castellanosa, który już od pierwszej sekundy wydaje się jakiś dziwnie opanowany (jak na beznadziejną sytuację, w której się znalazł). W koło, dosłownie fruwają flaki, krew leje się litrami, spływając wodospadami po ścianach, gonią go żądne jego śmierci, paskudne, zmutowane kreatury, a ten… z kamienną twarzą walczy o przetrwanie. Nie wiem co on ładuje sobie w żyłę podczas rutynowego dodawania sobie życia, ale jeśli w tym tkwi tajemnica jego stoicyzmu, to chcę tego trochę na zebrania w pracy :p Nasz, dzielny policjant trafia wraz z ekipą swoich pomocników (również gliniarzy) do zakładu dla psychicznie chorych i to właśnie po przekroczeniu bram owego specyficznego miejsca, robi się na prawdę ciekawie i strasznie. Swoją drogą szpital psychiatryczny, to dość oklepany, ale zawsze dobry motyw w grach, które z samego założenia mają nas wystraszyć. Jest strasznie, jest okropnie, obrzydliwie i przerażająco. Jest super.

W grze, twórca fabuły w dość udany sposób odzwierciedla tajniki schizofrenicznego umysłu. Dochodzimy do momentu kiedy rzeczywistość (oczywiście ta w grze) miesza nam się z wyobrażeniami o tejże rzeczywistości, a także z wizją czegoś co być może wydarzy się pod koniec gry. Wizje w koszmarze (a może to dzieje się naprawdę?) przeplatają się w niespójną całość, można się w tym chwilami pogubić, ale pamiętajmy że mamy do czynienia z pomieszaniem zmysłów. Nie wiadomo, czy mieszają się one nam, naszemu bohaterowi czy to faktycznie przedstawiony w grze świat, owładnięty dziwną zarazą oddziałuje na żyjące w nim stwory odbierając im resztki dawnego człowieczeństwa. A miało nie być filozoficznie.

Dalej jest tylko lepiej, a może właściwie gorzej, bo strach w The Evil Within, będzie towarzyszył nam do samego końca. Przeraża nie tylko samą scenografią (brrrr), historią i przeciwnikami, ale też ciągłym niedoborem wszystkiego co mogłoby nam ułatwić przetrwanie. Tak, zdecydowanie „lizanie ścian” w poszukiwaniu wszystkiego co może nam się w grze przydać, to nieodłączny element opisywanej rozgrywki. Nawet jeśli na chwilę „zapełnimy” znaleziskami swoje wątłe rozmiarem magazyny, to robimy to tylko po to, by już za chwilę stracić je w walce z ultrasilnym bossem, z którym karkołomna walka to także intelektualna mordęga w poszukiwaniu bossowych „pięt Achillesowych”.

Podsumowując

Mamy do czynienia z wybitnym horrorem, straszakiem, grą przy której lęk nie raz zjeży nam włosy na głowie, a niektórym na plecach :p Jeśli reprezentowany przez The Evil Within gatunek, nie jest Ci obojętny, to stanowczo POLECAM, za całokształt po prostu.