Rate this post

„Osiemnastoletnia Helen ma obsesję na punkcie płynów ustrojowych i nieustannie opowiada o swojej fizjologii. Dziewczyna jest na bakier z higieną osobistą”. Gdy przeczytałam ten opis, zapoznając się z filmami, biorącymi udział w Konkursie Głównym OFF Plus Camera, poczułam olbrzymi opór. Bardzo chciałam zobaczyć wszystkie tytuły walczące o nagrodę, a tu taki koszmarek – kolejny film szafujący seksualnością, który nie wychyli się poza wulgarność bez większego sensu. Przełamałam się jednak i nie żałuję. Wilgotne miejsca to jeden z najobrzydliwszych filmów, jakie w życiu widziałam. Ale to film dobry i wart uwagi. Już mówię dlaczego.

 

Rzadko zdarza mi się być na seansie, podczas którego publiczność jednym chórem głośno reaguje na wszystko, co dzieje się na ekranie. Podczas oglądania Wetlands wszyscy jęczeliśmy z obrzydzenia i marszczyliśmy brwi na widok kolejnych pomysłów bohaterki, podobnie jak śmialiśmy się do rozpuku w scenach naprawdę dobrej jakości absurdu. To inspirujące doświadczenie przeżywać taki film z obcymi ludźmi. Kategoria wstrętu jest zresztą nie od dziś punktem zainteresowania naukowców, sama nie raz zastanawiałam się, jak to jest, że kontakt z takimi rzeczami z jednej strony obrzydza, z drugiej przyciąga, ciekawi, intryguje. Takie są właśnie Wilgotne miejsca – wstrętne i intrygujące jednocześnie.

 

Ciekawym jest także fakt, że to, co część odbiorców poczytuje za największą wadę filmu, innych – na przykład mnie – do niego przekonuje. Obie strony czytają bowiem kwestię tę zupełnie inaczej. Dla pierwszych seksualność i natarczywa fizjologia, wokół których obraca się film niemieckiego debiutanta, to sztuka dla sztuki – kolejna prowokacja, która nie ma głębszego sensu, rzecz nastawiona na szokowanie, nie posiadająca żadnej wartości naddanej. Ci drudzy, dla ktorych może – jak dla mnie – warstwa estetyczna filmu to tylko pretekst do powiedzenia czegoś o relacjach międzyludzkich, tę wartość odnajdą w desperackim wołaniu bohaterki o uwagę. Wilgotne miejsca to klasyczny dramat rodzinny widziany oczami pokrzywdzonego dziecka, które tracąc fundament, szuka substytutów bezpieczeństwa. Dla Helen takim wentylem było własne ciało. Nic dziwnego, że Wnendt uczynił je głównym bohaterem swojego filmu.

 

Fantastycznie zagrała swoją rolę starsza od swojej bohaterki o 11 lat Carla Juri. Odważna, wymagająca maksymalnego skupienia rola aktorki, która może zagrać w kinie absolutnie wszystko. Bardzo mnie ucieszyło wyróżnienie dla niej od jury konkursowego festiwalu. Podobnie jak nagroda publiczności, do której sama wysoką oceną filmu się przyczyniłam.

 

Chciałabym, byście wybierając się na ten film, spróbowali zobaczyć w nim coś więcej niż to, co sam chce wam pokazać. Bez uprzedzeń i krytykanctwa. O wiele łatwiej jest szafować słowami-wytrychami niż wyciagnąć z takiego obrazu coś więcej, zobaczyć smutną, ale tak prawdziwą metaforę współczesności.

 

Czy polecam? Tak.