Rate this post

Nikt na świecie nie robi takiego kina jak Skandynawowie. Ich filmy są rozpoznawalne na pierwszy rzut oka: surowe, chłodne, bezkompromisowe, do bólu szczere. Nie znają blockbusterowych efektów i amerykańskich pościgów, stawiają na nieruchomy obraz i palące milczenie i mają w nosie tych, którzy przychodzą do kina po rozrywkę i pociechę. Nawet gdy bawią, przefiltrowują swój humor przez groteskę, spełniają się w absurdzie, a w ich śmiechu jest więcej goryczy niż słodyczy. To świat widziany innymi, północnymi, nordyckimi oczami – tak, wydawałoby się, daleki, a jednocześnie dziwnie uniwersalny i nasz. Przez kino może i jeszcze bliższy…

Dziś kilka rekomendacji, pierwszych tego typu, ale na pewno nie ostatnich. Poniższe szwedzkie, norweskie i duńskie filmy to tytuły, które widziałam tydzień, miesiąc, rok, a nawet więcej temu, a które nadal siedzą mi w głowie i składają się na obraz kina skandynawskiego. Bez klasyków bezsprzecznie wartych uwagi (Jabłka Adama, Tańcząc w ciemnościach, filmy von Triera, seria Millennium, Festen czy niedawne Polowanie), za to z perełkami, o których wielu nie miało okazji usłyszeć. A powinno. Niech więc.

Wyspa skazańców (Kongen av Bastøy, 2010)

Zimna jak lód (i to dosłownie) historia chłopców, odsiadujących kary w odciętym od świata poprawczaku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w obliczu swoich wychowawców to raczej oni są ofiarami. Mrożący krew w żyłach norwesko-szwedzki dramat ze Stellanem Skarsgårdem i Kristofferem Jonerem w rolach głównych. Zdumiewa, oburza i bardzo, bardzo smuci. Więcej o filmie pisałam tutaj.

Tuż po weselu (Efter brylluppet, 2006)

Jeden z moich ulubionych skandynawskich filmów. Opowiada o Duńczyku (fantastyczny Mads Mikkelsen), opiekującym się sierocińcem w Indiach, który przyjeżdza do ojczyzny załatwić kilka formalności i zupełnie przypadkiem trafia na wesele córki dawnej znajomej. To spotkanie odmienia jego życie. Brzmi bardzo zwyczajnie i sztampowo, ale ten niepozorny dramat rodzinny rozwija się w taki sposób, że ogląda się go z rosnącą uwagą i wypiekami na twarzy. Niewyobrażalne dylematy, niewygodne sytuacje, trudne relacje. Dostarcza.

Kochanek królowej (En Kongelig Affære, 2012)

Jeszcze jeden film ze świetną rolą Madsa Mikkelsena. Na pierwszy rzut oka zupełnie nie przypomina filmów z Północy, ale gdy przyjrzeć się tej biografii (to historia romansu królowej Danii Karoliny Matyldy Hanowerskiej z Johannem Friedrichem Struenseem), na wierzch wychodzi niesamowita zdolność Skandynawów do chwytania sedna najtrudniejszych, najbardziej skomplikowanych ludzkich myśli, zachowań i relacji. Oprócz nich – wspaniałe stroje i jeden z najciekawszych debiutów aktorskich, jakie widziałam w wykonaniu Mikkeala Boe Følsgaarda. Kandydat Danii do Oscara w kategorii film nieanglojęzyczny. Więcej o filmie pisałam tutaj.

Nie ma tego złego (Smukke mennesker, 2010)

Komedia pomyłek o gorzkim zabarwieniu w wydaniu niezwykle twórczych Duńczyków. Jest ich czworo, różni ich wszystko (od płci i wieku, przez zajęcie, aż po upodobania), łączą trudne doświadczenia i pragnienie bliskości, ludzkiego ciepła tylko na wyłączność. Przedziwny, chwilami odpychający, częściej jednak intrygujący i… inspirujący. Więcej o filmie pisałam tutaj.

Northwest (Nordvest, 2013)

I jeszcze raz Dania. Tym razem w brutalnym, ciemnym wydaniu. Northwest to jedna z dzielnic Kopenhagi słynąca z przestępczości. Michael Noer pokazuje od podszewki, jak wygląda hierarchia grupy młodych przestępców, jak zdobywa się w niej pozycję i jaką cenę trzeba ponieść, by coś w takim środowisku znaczyć. Porażające, okrutne i znów – takie smutne…

Wyprawa Kon-Tiki (Kon-Tiki, 2012)

Autentyczna historia Norwega, który wyruszył w morską wyprawę tylko po to, by udowodnić swoje geograficzne odkrycie. Jak nie przepadam za sztuką marynistyczną w żadnym wydaniu, tak ten film wyjątkowo mnie wciągnął. Podobnie jak Kochanek królowej w wyścigu po Oscara nie miał szans z Miłością Hanekego, ale był bardzo miłym akcentem Północy w ówczesnych wyprawach po nagrody filmowe.

Blind (2014)

Świeżutka i niezwykle ciekawa propozycja Norwegów, którą miałam okazję zobaczyć na tegorocznym OFF Plus Camera. Opowiada o młodej kobiecie, która wskutek postępującej choroby traci wzrok. Zmuszona uczyć się życia od nowa mierzy się z własnymi ograniczeniami i wyobraźnią, która… no właśnie… płata jej figle? wyprzedza rzeczywistość? a może pomaga poskładać układankę? Świetny narracyjnie dramat z elementami skandynawskiej groteski.

Misiaczek (Teddy Bear, 2012)

Jeśli zastanawialiście się kiedyś, czy Skandynawia może urodzić ciepły film, to musicie zobaczyć Misiaczka. Cudowny, pokrzepiający, choć podejmujący trudny temat i prezentujący toksyczną relację film z niesamowitą rolą kulturysty, Kima Kolda. Jego reżyser, Mads Matthiesen zgarnął Nagrodę Reżyserską w Sundance, a sam film wygrał OFF Plus Camera w 2012 roku w wiele mówiącej o nim kategorii „Wytyczanie drogi”. Więcej o filmie pisałam tutaj.

Jeśli nabraliście ochoty na skandynawskie perły, mieszkacie nad morzem lub w lipcu wybieracie się tam na choćby kilkudniowy pobyt, zachęcam Was do skosztowania filmowych propozycji 14. Festiwalu Filmów Skandynawskich, który odbędzie się w dniach 21-27.07.2014 r. w Darłowie. Szczegółowy repertuar znajdziecie tutaj.

Moja lista filmów skandynawskich do zobaczenia pęka w szwach, ale bardzo chętnie poczytam, co polecacie i równie chętnie przepchnę te tytuły na początek listy:)