Jeszcze do niedawna udział znanego aktora w serialu był uznawany za zawodową degradację. Bo jak to, mały ekran, odcinki, mniejszy zasięg, niższa gaża i ograniczona popularność…? Kto się na to świadomie godzi? Jak się okazuje – coraz więcej hollywoodzkich gwiazd, tych zapomnianych i tych całkiem na topie. Cieszący się uznaniem krytyków i sympatią widzów właśnie w serialach tworzą kreacje zapadające w pamięć na lata i przez lata też – jeśli nie przez całą swoją karierę zawodową – jednoznacznie z tą rolą kojarzeni. Czasy, w których rola w serialu była przepustką do wielkiego ekranu (case Jennifer Aniston alias Rachel w Przyjaciołach), jeszcze się nie skończyły (czy ktoś zwracał mocniej uwagę na Bryana Cranstona, sporo grającego w filmach przed fenomenalnym występem w Breaking Bad?), ale rynek serialowy szuka świeżości. I tę świeżość gwarantują (u)znane nazwiska.
Sztandarowym przykładem fantastycznego duetu, który pokazuje, że udział w głośnym serialu dla dwójki aktorów może znaczyć coś zupełnie innego, są Kevin Spacey i Robin Wright, gwiazdy House of Cards. Spacey w momencie rozpoczęcia zdjęć do House of Cards był uznanym aktorem, kojarzonym z wielu, wspaniałych ról. Lester Burnham z American Beauty, Eugene Simonet z Podaj dalej, Prot z K-PAX czy David Gale z Życia po życiu to kreacje, które przylgnęły do niego i świadomości widzów, gotowych przywołać je z pamięci na zawołanie. W przypadku Robin Wright nie jest to takie łatwe. Wprawieni kinomaniacy szybko skojarzą jedną z jej pierwszych zauważalnych ról (Forrest Gump), ale potem? No, właśnie. Choć Wright gra w filmach dużo i radzi sobie w nich całkiem nieźle, dopiero rola Claire Underwood otworzyła światu oczy na jej talent. I wygląda na to, że aktorka świetnie ten moment wykorzystuje, pozwalając sobie na udział w pozycjach ambitnych (Kongres) i kinie gatunkowym (Bardzo poszukiwany człowiek), ze świetnym zresztą efektem. Oby tak dalej, Claire.
Magnetyczny ekranowy duet złożony z aktorów wielkiego kalibru reprezentują Matthew McConaughey i Woody Harrelson, twarze pierwszego sezonu Detektywa. McConaughey rozpoczął współpracę z producentami True Detective tuż po premierach filmów, które pozwoliły mu odbić się od wizerunku filmowego lowelasa (świetny Uciekinier, zgrabny występ w Magic Mike’u) i dosłownie pięć minut po zakończeniu zdjęć do tytułów, które zagwarantowały mu przychylność krytyków i widzów, sławę, pieniądze i Oscara (Witaj w klubie, Wilk z Wall Street), przygotowując się już powoli do angażującej pracy z Nolanem przy Interstellar. Udział tak zapracowanego i rozchwytywanego aktora w nowym serialu HBO – która to stacja, swoją drogą, w byle kogo i byle co też nie inwestuje – to był strzał w dziesiątkę. Ale i Woody Harrelson, pojawiający się na ekranie regularnie, ale nieświecący takim blaskiem jak jego kolega, jest wciąż pożądanym współpracownikiem i twarzą, która widzom się nie nudzi. I to jemu właśnie rola w I sezonie Detektywa mogła pomóc bardziej niż McConaugheyowi, dla którego udział w produkcji – wyśmienity, jak wiemy – był „tylko” ukoronowaniem jego pracy i kolejnym dowodem na to, jak świetnym jest aktorem.
O tym, że aktorzy wciąż muszą to udowadniać, świadczy przypadek Williama H. Macy’ego. W bijącej rekordy popularności komedii Shameless – Niepokorni aktor wciela się w postać wiecznie pijanego, zgryźliwego ojca szalonej rodzinki. Mówią, że rola życia. Jakby nie było, jest Macy na pewno żywym przykładem tego, że dla prawdziwych talentów nigdy nie jest za późno i że czasem na szansę trzeba poczekać trochę dłużej.
Very Farmigi z kolei chyba nikt nie podejrzewał o potrzebę udziału w produkcji małego ekranu. Aktorka znana, lubiana, wyrazista, choć – fakt – może nieczęsto obsadzana w rolach wymagających i dających pole do popisu. Zaskoczeniem był więc nie tylko fakt, że nawiązujący do Psychozy miniserial grozy Bates Motel był firmowany nazwiskiem aktorki, ale i między innymi jej udziałem wygrał – nie tylko wyróżnienia w sezonie nagród, ale przede wszystkim sympatię kapryśnych fanów gatunku.
Pozostając przy horrorach i miniserialach – Jessica Lange, American Horror Story. O 66-letniej aktorce dziś w kinie jest już zdecydowanie ciszej niż kiedyś, nic więc dziwnego, że propozycja zagrania tajemniczej i nieco przerażającej sąsiadki w serialu zbierającym mrożące krew w żyłach historie była dla Lange atrakcyjna. A okazała się taka i dla producentów, którzy w kolejnych odsłonach serialu chętnie wracają do współpracy z aktorką. Z dużym powodzeniem.
I jeszcze jeden serial grozy z równie imponującą obsadą. Eva Green jest bez wątpienia kobietą z pazurem. O tym, że skrywa w sobie tajemnicę, udowodniła już w kilku rolach (niezapomniane Pęknięcia, Mroczne cienie czy choćby Sin City 2), także w filmach historycznych. Angaż do roli w serialu o niepokojących, tajemniczych zdarzeniach i zbrodniach – Dom grozy – musiał w końcu nastąpić. To naprawdę ciekawy przykład zachowania spójności ekranowego wizerunku. Zupełnie odwrotnie niż u Josha Hartnetta, aktora, który wybił się, grając grzecznych, ślicznych chłopców, a skończył na rolach śmiertelnie (dosłownie) poważnych. Co, swoją drogą, jest też jakimś progresem.
O nieustannym rozwoju może też mówić Idris Elba, do niedawna tytułowy Luther. Emitowany w latach 2010-2013 serial BBC to historia inspektora tropiącego seryjnych morderców o wiele mówiącym nazwisku Luther, z jednym z najbardziej znanych brytyjskich czarnoskórych aktorów w roli głównej. Doceniany i do dziś bardzo żałowany przez widzów, szczególnie, że jego amerykański remake ma być pozbawiony jednego z jego najlepszych elementów – udziału w obsadzie Elby.
Najnowsza produkcja medyczna – The Knick – już w pierwszym sezonie zdobyła popularność widzów. Stało się to nie tylko z powodu ciekawej (ale nie oryginalnej przecież) tematyki serialu, ale i udziału w produkcji Clive’a Owena, który na potrzeby roli przeszedł nawet delikatną, ale sugestywną metamorfozę fizyczną. Wcielający się w rolę ambitnego chirurga o niemiłej powierzchowności Owen ma tu przed sobą spore wyzwanie: jego bohater to wypisz wymaluj dr House początków XX wieku. Odkleić swoją interpretację od fantastycznej kreacji Hugha Lauriego łatwo z pewnością nie było. Jak na razie aktor radzi sobie świetnie, wytwórnia planuje ciąg dalszy serialu, oby tak samo interesujący jak pierwszy jego sezon.
Na brak zainteresowania widowni z pewnością nie narzekał emitowany przez osiem lat zdobywca wielu nominacji do Emmy i Złotego Globu serial NBC Biuro. Jego niekwestionowana gwiazda – Steve Carell – wykonał tu świetną robotę: z postaci, która nie może poszczycić się prestiżem społeczno-zawodowym (szef firmy sprzedającej papier), stworzył wyrazistego, barwnego i sympatycznego wbrew pozorom bohatera, który irytuje i bawi na przemian. Dla widzów – świetna, wieloletnia zabawa, dla aktora chyba wystarczająca dawka odgrywanego humoru, skoro po zakończeniu emisji serialu spakował manatki i z komediowego pola wyruszył odkrywać poważniejsze gatunki kina. Co na złe wcale mu (i kinu) nie wyszło.
Większość fanów filmów o Hannibalu Lecterze na wieść o produkcji serialu o słynnym mordercy (Hannibal) złapała się za głowę. Bo po co, tamto było taaakie dobre, to bez sensu, nie psujmy, przecież Hopkins i w ogóle. I tak krzyczano, krzyczano, aż zobaczono w akcji Madsa Mikkelsena, aktora już widzianego tu i ówdzie, lubianego i – jako duński „towar eksportowy” – w pełni w Fabryce Snów zaakceptowanego. Głosy nie ucichły, ale teraz w miejscu oburzenia jest zachwyt. Chcesz nakręcić serial na podstawie głośnej, lubianej historii? Nie zapomnij o dobrym aktorze głównym, który zagwarantuje ci sukces.
Czy to pytanie zadali sobie twórcy Newsroomu – mam wątpliwości, ale chyba w tym szaleństwie faktycznie była metoda. Jeff Daniels to zdecydowanie słabnąca w blasku gwiazda komediowej sceny filmowej, a jednak w serialu o złożonym świecie mediów znalazła dla siebie idealne miejsce. Ale czy wiedząc, że serial pisze Aaron Sorkin, a produkuje go HBO, można było się wahać? Danielsowi główna rola w serialu spadła z nieba w idealnym momencie jego kariery i zdecydowanie ją wzmocniła. Aż żal, że serial skasowano po trzecim sezonie, bardzo ciekawe, jak to wszystko by się potoczyło.
Zdecydowanie nie słabnie natomiast gwiazda Glenn Close, mistrzyni drugiego planu, wciąż niedocenianej w taki sposób, na jaki zasługuje. Pięć lat aktorka pracowała na planie prawniczego serialu Układy. Główna rola despotycznej i zawziętej prawniczki zaskarbiła jej mnóstwo dobrej krytyki, która wreszcie przekuła się na telewizyjne nagrody (dwukrotnie nagrodzona Emmy, prócz tego Satelita i Złoty Glob), ale na pierwszoplanowe role kinowe (prócz znakomitego, acz nienagrodzonego Alberta Nobbsa) – już niekoniecznie.
Dobre recenzje zebrała także najnowsza prawnicza propozycja ABC – Sposób na morderstwo, w którym główną rolę gra Viola Davis. Aktorka znana z kina głównego nurtu ma tyle fanów, co wrogów, a argumentem dla jednych i drugich jest ten sam kameralny, pozbawiony zbędnej ekspresji styl gry. O tym, że mimo to jest bardzo sugestywny Davis przekonała już niejednokrotnie (nominacje do największych nagród nie pojawiły się znikąd), tu po raz kolejny udowadnia, na co ją stać.
Świetnie radzi sobie także młoda gwardia. Jeden z ulubionych aktorów Christophera Nolana, Cillian Murphy, wciela się aktualnie w rolę młodego gangstera w Peaky Blinders, filmowy Frodo (Elijah Wood), konsekwentnie próbuje uwolnić się od łatki hobbita i popada w… depresję, na szczęście tylko w serialowej komedii Wilfred, a znany z roli Solomona Northupa ze Zniewolonego Chiwetel Eijofor wskoczył w rolę muzyka w Dancing on the Edge. Świetnie radzi sobie też Melissa McCarthy, grająca w – a jakże – pociesznej komedii o parze „anonimowych łakomczuchów” Mike i Molly.
Te nazwiska wcale nie wyczerpują tematu. Wśród nich pojawić się powinny te, których popularność przed udziałem w produkcji mogłaby podlegać dyskusji (Claire Danes i Homeland) lub wcale nie, ale ich bohaterowie są aktorami już „tylko” się przypominającymi (Jeremy Irons w Rodzinie Borgiów, Kiefer Sutherland i Touch, Jon Voight w Ray Donovan, Liv Tyler w Pozostawionych, Lucy Liu w Elementary, Toni Colette – Wszystkie wcielenia Tary, Laura Dern i Iluminacja) lub grającymi wcześniej na tyle mało, że ich rola w serialu miała większe przebicie (Zooey Deschanel i Jess i chłopaki). Są też seriale, które chyba postawiły sobie za cel ściągnięcie jak największej liczby fantastycznych aktorów, by wspomnieć tylko o Zakazanym imperium z imponującym trio w postaci „hollywoodzkich łajdaków”: Michaela Shannona, Steve’a Buscemiego i Michaela Pitta.
Jeszcze większą dawkę znanych nazwisk i świetnego warsztatu prezentują miniseriale, choćby niedawne Fargo z brawurowymi rolami Martina Freemana i Billy’ego Boba Thorntona, Political Animals, z Sigourney Weaver w roli byłej pierwszej damy, polityczno-szpiegowska produkcja BBC The Honourable Woman z Maggie Gyllenhaal w roli businesswoman zaangażowanej w działania pokojowe na Bliskim Wschodzie, imponujący obsadą Bogaci i rozpustni z całą plejadą gwiazd (Tobey Maguire, Kristen Wiig, Jessica Alba, Val Kilmer, Tim Robbins) czy świeżutka Olive Kitteridge ze wspaniałym występem Frances McDormand. Mało? Castingowcy produkcji małego ekranu dopiero się rozkręcają…