Rate this post

Przywykliśmy już, że polskie komedie z reguły nie są dobre. Większość z nich doprowadza nas do totalnego podirytowania. Nie bawią! Nie śmieszą! A „wkurzają”. Niemniej niczego nie powinno się uogólniać, bo wyjątki od reguły się zdarzają. Film Andrzeja Saramonowicza, Jak się pozbyć cellulitu, to dość przyjemny kawałek, który ma w sobie kilka pysznych rodzynek! Nie jest to, ani znakomita komedia, na której „pękniemy ze śmiechu”, ale też nie totalnie beznadziejna. Powiedzmy sobie, że jest „fajna”, że jest o kobietach i chyba tak naprawdę dla kobiet!

Fabuła filmu jest pokręcona, by nie powiedzieć „głupkowata”, ale moim zdaniem w tym tkwi jej urok. Reżyser nie silił się na sensowną historię, ani też na nadmuchiwaną komedię, czy kryminał w stylu Kojaka. Warto dodać w tym momencie, że oprócz wątków komediowych, obraz Jak się pozbyć cellulitu ma wplecione wątki kryminalne, sensacyjne a nawet musicalowe. Taki miszmasz z umiarkowaniem. Jeszcze jedna uwaga, jeśli panie spodziewają się cudotwórczej recepty na to, jak się pozbyć cellulitu, z pewnością w tym filmie jej nie znajdą!

 

W obrazie Saramonowicza poznajemy dwie przyjaciółki – Ewę i Maję, a cała historia rozpoczyna się w salonie SPA. Panie obiecują sobie koniec nudy i faktycznie nie będą na nią narzekać. Kobiety w salonie spotykają – masażystkę Kornelię, która opowiada niewiarygodną historię o seryjnym mordercy – Jerrym Rzeźniku. Ot tego momentu akcja nabiera rozpędu. Dziewczyny nie tworzą już duetu a trio. Okazuje się, że nader pomocne we wszystkim będzie – zioło. „Babeczki” palące trawkę, kopiące w nocy grób, odbierające telefony od swych mężczyzn – przekomiczna scena. Kobiety za sprawą fatalnych omyłek, wplątują się w śmieszne, dziwaczne a czasem i niebezpieczne sytuacje. Początkowo uciekają przed rzekomym psychopatą, by następnie opracować misterny plan – jak się go pozbyć. Z roli uciekinierek stają się super-mankami! Jak ta historia się dla nich zakończy? Warto sprawdzić!

Ciekawie i z humorem przedstawiona płeć damska, na własne życzenie stwarza sobie komiczne sytuacje. Najśmieszniejsze jest to, że choć są one tak bardzo oderwane od rzeczywistości, nasze bohaterki tego nie dostrzegają. W całej produkcji widzimy damską część, która do szczęścia nie potrzebuje mężczyzn. Ci są raczej gdzieś z boku – są niezbędni tylko w awaryjnych sytuacjach. Zabawne, ale też i trafne są dywagacje na ich temat, które zazwyczaj pojawiają się po relaksacyjnych seansach z ziołem czy skórkami od banana! Teoria o penisach bardzo interesująca i naprawdę warto ją poznać! Myślę, że właśnie, dlatego w dużej mierze, film ten przypadnie do gustu kobietom, bo w pewnym sensie pokazuje nasze – kobiecie problemy, obrazuje nasz stosunek do mężczyzn – to jak ich niekiedy traktujemy, oraz to, że często też, mylimy się, co do nich! To też ciekawie pokazana damska przyjaźń, której jak widać nic nie jest w stanie zniszczyć!

We filmie, mamy sporo naprawdę śmiesznych gagów. Dwa teksty rozłożyły mnie na łopatki. –  „I gdyby „Bóg” była kobietą, nie było by czegoś takiego jak te „suki” kalorie” oraz drugi tekst, – „W „dupy” se kremy wcierają, ale żeby o rozum zadbać to nie”. Jak dla mnie – rewelacja. Podobnie dialogi, które tak naprawdę są najlepszym – najśmieszniejszym elementem w produkcji – lepszym niż fabuła.

Mocne strony komedii to wyraziste postacie kobiecie. Dominika Kluźniak i Maja Hirsch zagrały wyśmienicie. Udowodniły, że są naprawdę dobrymi aktorkami, a duet, który stworzyły był idealny. Dominika Kluźniak, jako Ewa pokazała światu swój talent komediowy w mistrzowskim wykonaniu. Jej rola zasługuje na olbrzymie oklaski. Myślę, że bez niej ten film byłby dużo gorszy. Natomiast przekleństwa w ustach Mai Hirsch nie są wulgaryzmami, a dopełnieniem śmiesznych dialogów. Bez tych „gorszących wstawek” straciłyby swój urok. Magdalena Boczarska, mnie osobiście nie przypadła do gustu. Była sztuczna, drażniąca i zupełnie nie zgrała się z resztą dziewczyn. Najlepszą rolę męską odegrał Wojciech Mecwaldowski – jego postać szalonego kochanka, jak mantrę powtarzającego „faken” jest przezabawna.

Podsumowując, film nie ma wielkiej głębi. A po napisach końcowych po prostu o nim zapominamy. Ale czasami taki odmóżdżacz, dla wytchnienia umysłu jest wręcz wskazany! Ponadto śmiech to zdrowie – warto, więc zafundować sobie nieco lekkiej rozrywki – nawet tej – w polskiej wersji! Tym bardziej, że produkcja Jak się pozbyć cellulitu, szczerze nas rozbawi, bo braku sporej dawki humoru nie można jej zarzucić.