Życiowy, naturalny i gorzko prawdziwy – to obraz debiutanckiego obrazu Leszka Dawida. Rzeczywistość płynąca z ekranu może razić – wydaje się nieco groteskowa i absurdalna, ale takie właściwie jest życie – jest to droga z wieloma zakrętami i wybojami, na której proste odcinki zdarzają się rzadko. Taki też, właśnie fragment życia kreśli reżyser dla głównej bohaterki. Tytułowa Ki, na własne życzenie komplikuje swój los. Czasem z własnej głupoty, czasem przypadkowo.
Kinga – prosta dziewczyna, szuka sposobu na samą siebie. Ma dwuletnie dziecko – Piotrka – Pio. Potrzebując „kaski” pozuje nago studentom Akademii Sztuk Pięknych. Decyduje się też na występ przy rurze. Wierzy, że znajdzie powołanie, jako artystka performance… Przy tym nie odmawia sobie wypadów z przyjaciółkami na imprezy, podrzucając dziecko, co rusz kolejnej przyszywanej cioci. Historia Ki jest krótka, fragmentaryczna, jakby niedokończona, co może nieco przeszkadzać i denerwować. Prawdopodobnie taki był właśnie zamysł reżysera – bohaterka na koniec zostaje sama. Sama ze swoimi myślami i problemami – czy zmieni siebie? Na to pytanie widz nie uzyskuje odpowiedzi.
Postać tytułowej Ki – może irytować sposobem bycia, drażnić i denerwować. W tę rolę, doskonale wcieliła się Roma Gąsiorowska. Miała wkurzać i wkurza, cel został osiągnięty! Aktorka, którą lubię oglądać w każdej produkcji, zawsze jest wyrazista i charakterystyczna. Tym razem gra młodą matkę, która co rusz pakuje się w jakieś tarapaty. Przy tym jest „głupia”, infantylna, bezmyślna. Typ osoby, która robi szum wokół siebie i bałagan. Kobieta huragan w przypadku Ki to właściwie określenie. Stara się być inna, pośród otaczającej ją przeciętności kroczy przez życie skrótami. Walczy o siebie i swe dziecko, – choć nie jest matką przez duże M – miłości do swego dziecka nie można jej odmówić. Pomimo swojego osobliwego charakteru, da się ją lubić.
Dziewczyna żyje tym, co jest tu i teraz. Mówi, co myśli, robi, co chce. Nikim i niczym się nie przejmuje. To typ osoby pasożytującej na innych. Każdy musi mi pomóc i tyle… Tak bynajmniej myślała. Tylko, dlaczego? Facet z poczekalni, lekarz z pogotowia, koleżanki – a przecież każdy ma swoje problemy i obowiązki. Może gdyby Ki robiła to w sposób subtelniejszy – a nie tak nachalny, prosty i bez obcesowy. Częściej zjednuje sobie wrogów aniżeli przyjaciół. Pech czy może ludzie są aż tak źli? Nie! To raczej styl życia Kingi i jej beztroska, wywołują lawinę nieprzyjemnych sytuacji. Reżyser dość ciekawie przemycił do filmu sugestię o Hezbollahu – jak dla mnie aluzja jest strzałem w dziesiątkę, bo Ki jest niekwestionowaną mistrzynią terroryzmu.
Mamy tu również wątek… No właśnie, nie do końca wiem jak go nazwać. Miłosny to zbyt dosadne słowo. Wątek damsko-męski, któremu niejedna osoba zacznie kibicować. Niemniej i tu nie narodzi się nic dobrego. Zbytnia różnica charakterów i osobowości, ona szalona i zwariowana, on poukładany i spokojny – trudno żeby byli parą. A jednak, sama przez chwilę myślałam, że Kinga ułoży sobie życie, które w końcu będzie ustabilizowane i zwyczajne z Miko. W tej roli Adam Woronowicz pokazał, co znaczy dobre aktorstwo. Zresztą wraz z Romą Gąsiorowską jest mocną stroną produkcji.
W tym filmie, nie sama historia jest ważna, a osobowość i postawy życiowe bohaterów. Mamy, więc wielobarwną Ki. Stuprocentową egoistkę, doprowadzającą do szału każdego, bez krzty ogłady i zażenowania. W jej słowniku słowa dziękuje i przepraszam nie istnieją. Współlokatorkę Dorotę – kobietę sukcesu, zimną i oschłą, która pod płaszczem eleganckiej i poukładanej damy, trzyma zatrute strzały. Wyrafinowana i nieprzyjemna. Mamy też Miko – studium samotności, człowieka powściągliwego, cichego i na wskroś melancholijnego. Trio tych trzech osobowości to niesamowite kompendium ludzkiej psychiki. Znajdziemy, więc tu masę emocji, uczuć, myśli i zachowań.
Jedno jest pewne – film ma znakomite przesłanie, bynajmniej dla mnie. Jesteśmy kowalami własnego losu, osobami dorosłymi a przede wszystkim myślącymi, dlatego odpowiadamy za swoje decyzje i zachowanie. Tytułowa Ki w głównej mierze za swój trudny los może podziękować sobie. Ale czy Ki nie jest znakiem naszego pokolenia? Ciąża w młodym wieku, problemy finansowe i mieszkaniowe, brak miłości i akceptacji, brak dojrzałego mężczyzny przy boku i w końcu parcie na szkło, marzenia i upadki. Czyż nie tak wygląda życie młodych, samotnych matek, które nie wpisują się w sztampowy światopogląd, które po prostu chcą przeżywać życie, a nie tylko egzystować w zawieszeniu? Film nie każdemu musi się podobać, bo jest dość „dziwny”, jak sama bohaterka. Ja bynajmniej obejrzałam i nie żałuje.