Chcę oglądać twoje blogi, blogi, blogi, blogi, blogi…

Ten tytuł chodził mi po głowie już od jakiegoś czasu, a miał wprowadzać nieco inny tekst, niż ten, co poniżej. Ale czasem przypadek płata figle i zmienia blogerskie plany. Dzięki temu podreperuję zaniedbaną strasznie kategorię „Coś dla oka”. Czystym przypadkiem trafiłem bowiem w Internecie na film z takim oto głównym motywem:

Dziewczyna na kanapie. bosen nogi, laptop

Niech się na mnie Autorka tego filmu, Dorota Kamińska, prowadząca blog „Pozytywna kuchnia” nie pogniewa za to, co teraz napiszę, ale powstrzymać się nie mogę. Otóż gdyby nie ścieżka dźwiękowa, to wobec takiej scenerii, pozycji i ubioru bohaterki zacząłbym się rozglądać za jakimś okienkiem, w którym mógłbym podać numer karty kredytowej, a potem via chat online zgłosić swoje życzenia… No co ja zrobię, widziałem już parę bardzo podobnych obrazków w serwisach o zupełnie innym charakterze…

Ponieważ sympatyczna pani Dorota wspominała o innych filmach z sobą w roli głównej, zajrzałem do jej serwisu. I nie zawiodłem się – już wkrótce na moim ekranie widniał taki oto obrazek, nadawany z YouTube:

Dzxiewczyna w szortach, siedząca po turecku na kocu w plenerze

Coś mi mówiło, że będzie jeszcze ciekawiej – otworzyłem więc filmik o łososiu z grilla. Znów było na co patrzeć, czego najlepiej dowodzi taki oto (nie mój!) komentarz:

Screen komentarza z YouTube

No, skoro sama Autorka zaprasza, trudno nie skorzystać. Obejrzałem:

Dziewczyna w szortach przy ogrodowym stoliku

I oczywiście nie mam pojęcia ani o łososiu, ani o szaszłykach, bo tematyka kulinarna zupełnie mnie nie interesuje, a oglądając, myślałem tylko „no wstań wreszcie”… Co z tego wynika?

Z jednej strony wykorzystywanie przez blogerkę własnych walorów zewnętrznych może odnosić jak najbardziej pozytywny skutek, bo przyciąga wzrok, męski zwłaszcza (w tym miejscu zastanowiłbym się, czy blog kulinarny adresowany jest głównie do mężczyzn). I jako mężczyzna jestem z całego serca „za”. Zwłaszcza, że to nieczęste zjawisko, jeśli pominąć niektóre szafiarki. Z drugiej jednak strony chyba nie od rzeczy byłaby pewna ostrożność, bo niechcący można wywoływać skojarzenia takie, jak wspomniane przeze mnie przy okazji pierwszego filmu, a ponadto przykucie wzroku widza do czegoś, co nie jest tematem filmu, odwraca jego uwagę i szkodzi zasadniczemu przekazowi. Wiele więc zależy od proporcjum.

Jest oczywiście i drugi blogerski biegun, o którym trzeba tu wspomnieć. Wiele blogerek z zadziwiającym wręcz uporem stroni od ilustrowania swoich internetowych dzienników własnymi podobiznami, choć z treści wynika, że byłoby warto. Ich blogi to tylko bloki tekstu, nie okraszone niczym. Tu aż się prosi o uchylenie rąbka tajemnicy, niekoniecznie w sposób wyzywający albo ujawniający tożsamość: można przecież ze zdjęcia wyciąć fragment (np. oczy lub kawałek półprofilu) i umieścić choćby w listwie bocznej. Niech to budzi ciekawość, pobudza wyobraźnię, niech będzie jakąś maleńką dziurką od klucza…

Bo blogi się nie tylko czyta, blogi się też ogląda. A wszystko, co tej oglądalności służy, leży w zasięgu ręki – czemu w rozsądny sposób nie korzystać?