Po ostatnich doniesieniach o niedbalstwie i totalnym braku empatii wśród lekarzy, nie mogę powstrzymać się od dobitnego komentarza na ten temat. Na zadane w tytule pytanie, odpowiadam NIE WIERZĘ i to do tego stopnia, że uważam tę grupę zawodową za najbardziej chciwą i pozbawioną skrupułów ze wszystkich możliwych. Odnoszę wrażenie, że czasy doktora Judyma bezpowrotnie przeminęły i przyszło nam egzystować w świecie, w którym życie przeliczane jest na pieniądze i staje się sposobem na nieuczciwe przepychanie się łokciami w drodze do wymarzonej kariery. Niestety, nagrodą w lekarskiej hierarchii, nie jest już dzisiaj poczucie należytego spełnienia swoich obowiązków, a ilość zer na koncie bankowym.
Media kipią od informacji o lekarskich zaniedbaniach, a ława oskarżonych zamiast uderzyć się w pierś, opamiętać i zacząć robić co do nich należy, próbuje zamieść ludzkie życie pod dywan. Zbulwersowała mnie sprawa 2,5 letniego Oliviera, który za nieludzką postawę włocławskich lekarzy zapłacił najwyższą cenę. Dobiła informacja, o dwuletniej dziewczynce, która przez głupotę częstochowskich lekarzy zmarła na sepsę. A to wierzchołek lodowej góry informacji, które kiełkują w mojej głowie pytaniem, DLACZEGO? Dlaczego żyjemy w kraju, w którym o podstawowe badania należy błagać, a wizyta w gabinecie na koszt NFZ kojarzy się z opryskliwą „świętą krową” w białym fartuchu, której prawie nic się nie chce. Prawie, bo jej postawa odmienia się na widok białej koperty lub na pytanie o wizytę prywatną. Dlaczego, lekarze wiedząc o konsekwencjach swojego zaniedbania, potrafią spojrzeć na siebie w lustrze, potrafią z tym żyć i bronią się wzajemnie, uciekając od konsekwencji? Dlaczego, za spowodowanie śmierci lub uszczerbku na zdrowiu niewinnych pacjentów, poprzez zaniedbanie swych obowiązków, dalej sprawują funkcję lekarza i dlaczego nie obowiązuje ich prawo? Prawo za ponoszenie odpowiedzialności za ich własne czyny.
Nie pojmuję sytuacji, w której przedstawiciele grupy zawodowej, która z założenia wzbudza zaufanie i ogromny szacunek, w tak perfidny sposób olewają swoje obowiązki, mydląc oczy, narażając pacjenta na utratę zdrowia lub życia. Jedna z najbliższych mi osób od wielu lat zmagała się z problemami zdrowotnymi, które przez niedbalstwo, lenistwo i głupotę lekarzy stały się realnym zagrożeniem. Co więcej, osoba ta zdiagnozowała się sama, dniem i nocą analizując, porównując i dociekając prawdy, konfrontując swoje przypuszczenia z wiedzą czerpaną z książek i stron internetowych. To straszne, że człowiek czuje, że z jego zdrowiem (lub zdrowiem najbliższych) dzieje się coś złego, widzą to członkowie rodziny, dostrzegają wszyscy, tylko nie lekarz, dla którego wyniki badań, wywiad (choć to w przypadku naszych lekarzy mocno powiedziane) i odczucia pacjenta nie mają najmniejszego znaczenia.
Jako matka apeluję!!! Żyjemy w chorych czasach, w których zasada ograniczonego zaufania do stawianej diagnozy jest najwłaściwszą postawą, biorąc pod uwagę instynkt przetrwania. Jeżeli lekarz mówi, że nie ma powodów do zmartwień, że to grypa lub zwykła infekcja (wyświechtane formułki, nadużywane przez konowałów wszystkich specjalizacji), a Wasza intuicja aż krzyczy, że coś jest nie tak… drążcie, wymagajcie, a jeśli wyrzucą Was drzwiami, wtargnijcie oknem. Prawidłowa diagnostyka to jedyna droga do wdrożenia skutecznego leczenia, a to zasrany obowiązek każdego z lekarzy. Oczywiście nie namawiam do podważania opinii lekarskiej, jedynie do konfrontowania jej z opiniami innych kolegów po lekarskim fachu. Takie nasze prawo.Na koniec nie mogę nie wspomnieć o sztandarach, lekarzach z krwi i kości, dla których należyte spełnianie swojego obowiązku jest sprawą honoru. Takich, dla których życie pacjenta to bezcenna nagroda w prawidłowo przeprowadzonym procesie leczenia. Takich, dla których składana przysięga jest czymś więcej niż zlepkiem przypadkowych słów do wyklepania na pamięć.

Niestety, postawa lekarzy, w skutek błędów których gasną niewinne istnienia, jest niczym szkarłatna litera i zasługuje na społeczne potępienie. Co gorsza, wspomniane błędy popełniane są w lateksowych rękawiczkach, pod pozorami należycie spełnianych obowiązków, z towarzyszącą im zmową milczenia całego otoczenia medycznego. To niedopuszczalne, że w wyniku zaniedbań, lenistwa i najzwyklejszej znieczulicy umierają ludzie, a sprawcy z racji wykonywanego zawodu umywają ręce. To niedopuszczalne, że w procesie zdobywania doświadczenia zawodowego, lekarze zdaję się wyzbywać sumienia, a śmierć, która chcąc nie chcąc jest nieodłącznym elementem życia, coraz częściej powodowana jest przez tych, którzy w założeniu od owej śmierci powinni nas oddalać.