Takie klasyki jak Sok z żuka, Edward Nożycoręki, Charlie i fabryka czekolady, Gnijąca panna młoda, Alicja w krainie czarów i Mroczne cienie łączy jeden człowiek, którego stylu nie można pomylić z żadnym innym. Tim Burton słynie z tworzenia oryginalnych obrazów, które jednych zachwycają, drugich obrzydzają i budzą niezrozumienie.
Kiedy na ekranie zobaczymy niesamowicie długie postaci o wielkich, podkrążonych i smutnych oczach, powinniśmy już wiedzieć z kim mamy do czynienia. Burton wprawdzie nie tworzy horrorów, ale jego filmy mają budzić w widzu niepewność, lęk i dyskomfort. Dąży do tego operując cieniami, których zadaniem jest podkreślenie mrocznej atmosfery filmu. Można także powiedzieć, że większość jego dzieł ma gotycki podtekst. Praktycznie w każdym jego utworze głównym bohaterem zostaje ktoś, kto nie może wtopić się w społeczeństwo i w nim funkcjonować. Oprócz tego jego postaci nie radzą sobie z otaczającą je rzeczywistością. Wolą żyć na uboczu, gdyż czują się inni, nieakceptowani i odrzuceni.
Podobnie jest w najnowszej animacji Burton’a pod tytułem Frankenweenie. Głównym bohaterem jest chłopiec, którego najlepszym przyjacielem jest jego pies, Sparky. Pewnego dnia ginie on pod kołami samochodu, a nie mogący pogodzić się z tą tragedią chłopiec, postanawia go ożywić za pomocą pioruna. Eksperyment udaje się, jednak gdy koledzy ze szkoły chłopca się o tym dowiadują, postanawiają poeksperymentować i stwarzają kilka potworów.
Chociaż premiera tego filmu miała miejsce w Polsce dobry miesiąc temu, to chciałabym zaznaczyć, że Frankenweenie mimo że jest animowany, nie jest przeznaczony dla dzieci, gdyż te nie do końca by go zrozumiały. Wiele jest w nim scen, które śmieszą dorosłego, ale nie dlatego że są zabawne, ale absurdalne. Oprócz tego wiele osób poniżej dziesiątego roku życia po prostu bałoby się tego, co widzi na ekranie. Wykopywanie zwierzęcych zwłok na ciemnym cmentarzu z pewnością nie jest tym, co wielu rodziców chciałoby pokazać swoim pociechom. Film nie jest kolorowy, podobnie jak Gnijąca panna młoda jest czarno-biały, co potęguje emocje widza. Frankenweenie śmieszy z dwóch powodów. Po pierwsze, niektóre postaci mają tak absurdalny wygląd, że nie sposób się nie uśmiechnąć. Wszyscy (główni) bohaterowie filmów Burtona mają wspólne cechy, są zwykle wysocy, mają przeraźliwie chude nogi i małe stopy. Nie inaczej jest w Wiktorem, właścicielem Sparky’ego. Po drugie, absurd, tego co widzimy na ekranie, niekiedy sięga zenitu
Historia Sparky’ego mimo że jest nieprawdopodobna od początku do końca, to do pewnego momentu ma cechy nie budzące sprzeciwu naszych mózgów. Kiedy jednak koledzy Wiktora wykopują swoje dawno temu zmarłe zwierzątka, a przez miasto maszeruje wielki jak King Kong żółw, nad domami lata krzyżówka kota i persa, zaczynamy mieć pewne wątpliwości. Wszyscy Ci, którzy oglądali inne produkcje Burton’a, nie są wcale zdziwieni, są przyzwyczajeni do nietypowych sytuacji, jakie mogli zobaczyć choćby w Soku z żuka. Tim Burton zaczerpnął motyw do swojego filmu ze słynnej XIX wiecznej powieści Mary Shelley pod tytułem Frankenstein albo: Współczesny Prometeusz. Książka ta opowiada o Wiktorze Frankeinstainie (tak samo nazywa się główny bohater Frankenweeniego), który pragnie rozwikłać zagadkę śmierci. Z kolei inspiracją dla angielskiej pisarki była tak zwana „afera grabarzy” z 1606 roku, która miała miejsce w niemieckiej miejscowości Frankenstein. Niewielu wie, że to miasto mieści się dzisiaj w Polsce i nosi nazwę Ząbkowice Śląskie.
Ci, którzy znają wcześniejszą twórczość Burton’a, zauważą, że Wiktor mieszka w takim samym mieście, w jakim mieszkał Edward Nożycoręki. Także muzyka jest podobna w obu produkcjach, gdyż została stworzona przez tego samego kompozytora, który napisał muzykę m.in. do Gliniarzy z Beverly Hills, Simpsonów, Mission: Impossilble, Facetów w czerni, Chicago, Danny’ego Elfman’a.
Niektórzy krytycy uważają, że animacja Burton’a z 2012 roku jest wtórna, gdyż bezpośrednio nawiązuje do filmu krótkometrażowego z 1984 roku. Oprócz tego graficznie jest bardzo podobna do Gnijącej panny młodej. Odpieram wszystkie te zarzuty tym, że swojego stylu trudno się wyrzec. Tim Burton jest Tim’em Burton’em i jego dzieła zawsze będą do siebie podobne. Według mnie to zaleta, a nie wada. Każdy, kto jest fanem jego twórczości, nie rozczaruje się, gdyż we Frankenweeniem zobaczy pełnokrwistego reżysera, który ma swój styl i się go trzyma.
Frankenweenie to także opowieść z morałem. Reżyser filmu pokazuje, że takie dwa uczucia, jak przyjaźń i miłość, gdy razem współgrają, mają ogromną siłę: mogą wskrzesić to, co jest już martwe. Mimo że historia ta jest nieco makabryczna, gdyż w końcu nie na co dzień widzi się małego chłopca, idącego z łopatą na cmentarz, który pragnie odkopać trupa i go wskrzesić. Film ten ujmuje, niekiedy wzrusza, jednak jesteśmy w stanie już na początku przewidzieć tok wydarzeń. Do kina pójdą jednak Ci, którzy chcą się po prostu napatrzeć na burtonowską grafikę i poczuć specyficzny klimat, potęgowany przez muzykę Elfman’a.