Przyszedł mi pomysł na nowy cykl, przy okazji oglądania ostatnich odcinków Falling Skies i Suits. Obydwa są w trakcie drugiego sezonu i obydwa miały całkiem niezłe przyjęcie w debiucie. W drugiej serii jednak coś się zmieniło. Jeden z nich dorósł, drugi niestety zawodzi. Przeczytajcie który, to który i dlaczego tak się stało.

Na początek muszę powiedzieć, że o ile Suits w pierwszym sezonie, całkiem mi się podobali, to Falling Skies mnie oczarowało. Wreszcie miałem apokaliptyczny serial dla siebie (Walking Dead nie trawię). Garnitury, oglądałem za to jakby jednym okiem, kiedy już wszystko inne się skończyło.

Kto by się spodziewał, że w drugich sezonach, nastąpi taka zmiana kursu seriali.

O tym, że Falling Skies wystartowała z drugim sezonem średnio, pisałem już tutaj. Nie mniej jednak sądziłem, że serial nie jest jeszcze na straconej pozycji. Po obejrzeniu 4 odcinków drugiego sezonu, nie jestem już takim entuzjastą.

Postacie zaczynają się nudzić, a wątki rodzinne przeważać nad tymi survivalowymi. Zaczął się serial o wychowywaniu dzieci, zamiast o przetrwaniu, czyli dokładnie to co mnie wkurza w Walking Dead. Twórcom jakby brakuje pomysłu co dalej. Co prawda drugi pułk, zmierza w kierunku zgrupowania ludzi, ale niewiele z tego wynika.

Dodajmy do tego efekty specjalne, które wyglądają coraz słabiej z odcinka na odcinek i mamy zawodnika na deskach.

Nie chciałbym wróżyć źle, ale mam przeczucie, że trzeci sezon, zamówiony nie dawno przez TNT może być ostatnim. Oglądalność spada coraz bardziej. W pierwszym sezonie tylko raz zeszła poniżej 4 milionów. Obecnie serial notuje same trójki z kursem spadkowym. Zejście poniżej trzech milionów widzów, będzie najpewniej ostatnim gwoździem do trumny.

Póki co jednak kibicuje jeszcze Tomowi Masonowi, aby odzyskał swój animusz.

Przejdźmy więc do wielkiego wygranego tych wakacji: Suits.

Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że ten serial ma potencjał na coś więcej niż miły odstresowywacz. Na szczęście twórcy mają bardziej otwarte głowy niż ja i przez rok czasu od pierwszego sezonu, ciężko pracowali nad ulepszeniem postaci i fabuły. I to naprawdę widać!

Na początek największa zmiana drugiego sezonu – Louis. Dostał on nową szansę, a jego postać zrobiła ciekawy zwrot, zachowując przy tym absolutnie spójność. Aktor wywalczył sobie więcej roli i świetnie to wykorzystuje. Ze znienawidzonej osoby, Louis wyrasta na jedną z moich ulubionych. Nie jest już tylko zrzędliwym biurokratom, ale udowadnia również, że jest zwinnym prawnikiem, a wątpienie w niego jest sporym błędem. Udowadnia to nie tylko nam, ale również swoim współpracownikom.

Mamy również nową postać, Daniel Hardman. Współwłaściciel kancelarii, odsunięty przez Jessicę i Harvey`ego w brudny sposób, powraca. Jest to spory problem, dla wszystkich pracowników kancelarii, w której szykują się zmiany.

Do tego wątki zaczynają być ciągnięte przez kilka odcinków, co bardzo mi się podoba. Metamorfoza serialu z procedurala w fabularny jest wspaniałą sprawą do obserwowania. Mogliśmy to obserwować np. we Fringe.

Jeżeli serial w dalszym ciągu będzie się tak poprawiał to możemy mieć naprawdę bardzo mocną pozycję po utracie Damages, które niedługo się kończy.

USA Network, po White Collar, dołożyło sobie kolejną cegiełkę do stania się stacją liczącą się na rynku seriali.

I to by było na tyle. Podobał Wam się tekst? A może się z nim nie zgadzacie? Dajcie nam znać w komentarzach.