Internetowy vox populi staje się coraz głośniejszy

W Polsce zaczęło się to chyba od ACTA. Przypomnijmy: masowe protesty najpierw w Internecie, potem na ulicach, zmusiły rząd do zmiany stanowiska. To chyba ten sukces sprawił, że internauci, a przynajmniej pewna ich część, zaczynają łączyć się i wspólnie realizować jakieś cele. Pytanie tylko, czy zawsze słuszne.

Po chuligańskich ekscesach związanych z meczem piłkarskim Polska – Rosja stworzono demotywator, w którym „w imieniu wszystkich świetnych chłopaków i dziewczyn” ktoś przeprasza i wyraża wstyd za kiboli. Wszystko byłoby super, gdyby nie to „w imieniu wszystkich” – bo wbrew pozorom, wcale nie wszyscy się z tymi przeprosinami utożsamiają, ba, nie wszyscy życzą sobie, by je wygłaszać.
Zanim weźmiesz udział w masowej akcji internetowej – pomyśl…

Fot. datarec / sxc.hu

Na fali emocji bardzo łatwo wpaść w pułapkę myślową, sprowadzającą nas do przekonania, że tak samo jak my myślą wszyscy inni lub przynajmniej większość. Przepraszający za wybryki kiboli nie wzięli więc pod uwagę, że choć zbiorą niemałe poparcie, to równocześnie spotkają się ze zdecydowanym sprzeciwem tych, którzy:

nie utożsamiają się z kibolami, zatem nie widzą powodu, by za ich wybryki przepraszać („niech przepraszają winni, a nie my”)
uważają, że to Rosjanie prowokowali większość bójek („nasi kibole tylko się bronili”)
rosyjski marsz na stadion w polskiej stolicy był prowokacją („nie będzie Ruski pluł nam w twarz”)
są zdania, że cała ta afera to rosyjska prowokacja, przygotowana gdzieś na wysokim szczeblu, a Polska dała się w nią wciągnąć („Putin upokorzył Tuska”)
twierdzą, że nie ma sensu nagłaśniać chuligańskich burd, bo przesłonią one sukces organizacyjny Euro 2012 („mamy wspaniałe Euro, po co zajmować się garstką idiotów, od tego jest policja”)

etc.

Nie jest moim zamiarem wypowiadanie się, kto ma w tym sporze rację, a jedynie wykazanie, że zdania są – jak to w Polsce na porządku dziennym – podzielone, zatem wyskakiwanie przed szereg z takim demotywatorem (który do Rosjan błyskawicznie dotarł) nie daje gwarancji działania ani „w imieniu”, ani w słusznej sprawie.
Czy wiesz, że…
…reklama odporna na AdBlock jest skuteczniejsza? A jest – bo zobaczą ją wszyscy. Nawet ci, którzy zrobiliby wszystko, żeby jej nie zobaczyć. Może chcesz tu taką umieścić?

Na tej samej fali kolejne zbiorowe działanie internautów – tym razem w obronie amatorskiego filmiku, stworzonego na podstawie cudzych materiałów i publikowanego w YouTube, następnie tamże przez TVP blokowanego. Internauci wysyłają ten film z coraz to nowych kont na YouTube, a na Facebooku domagają się, by TVP wyemitowała go przed meczem Polska – Czechy. Na nic zdają się tłumaczenia TVP, że uregulowania dotyczące praw autorskich, m.in. umowy z UEFA, jednoznacznie zabrania takich praktyk: poparcie rośnie, a w chwili, gdy piszę ten tekst, przekracza już liczbę 13 tys. osób.

Gromy spadają też na TVP na jej facebookowej stronie i …miejscami robi się zabawnie. Internauci argumentują bowiem nierzadko, że TVP jest utrzymywana z abonamentu, zatem ma robić to, czego oczekują oni – widzowie. Równocześnie jednak wielu z nich bez cienia żenady, publicznie przyznaje, że …abonamentu nie płaci. No cóż – w bardziej sprawnie funkcjonującym państwie mogliby się wkrótce potem spodziewać skutecznej egzekucji abonamentu za dziś i za ileś wstecz plus odsetki, ale mniejsza o to: w tłumie rozgorączkowanych dusz niektórzy zapominają o zasadzie „płacę i wymagam” i jej uzupełnieniu „a jeżeli nie płacę, to nie mam prawa wymagać”.

Niektóre wypowiedzi są po prostu kuriozalne. „Prawa autorskie, prawa autorskie – a myślałem, że i PZPN i TVP działają dla i na zlecenie narodu polskiego” – pisze ktoś. „Nie rozumiem jakiś pieprzonych praw autorskich, każdy Polak ma prawo zobaczyć w internecie i powtórkę bramek, i również filmiki fanowskie. żenada” (pisownia oryginału) – pisze ktoś inny. Filozofia jest prosta: gdy tłum podskoczy i zakrzyknie, ma dziać się wola jego i koniec. Przy tej okazji mnożą się narzekania na kiepski program. Także od tych, co nie płacą abonamentu („teraz tym bardziej nie zapłacę!”).

Całkowicie zapomniano przy tym – i to jest chyba fenomen – o odpowiedzialności polityków, którzy od niepamiętnych czasów nie umieją lub nie chcą uregulować kwestii mediów publicznych, ich bezstronności, służebnej roli wobec widzów i słuchaczy, a także kwestii abonamentu i jego skutecznego egzekwowania. Można chyba powiedzieć, że tym razem rządzącym się upiekło.

Zastanawiam się, czy jutro nie powstanie jakaś ciesząca się gigantycznym poparciem strona na Facebooku, żądająca zwycięstwa w meczu z Czechami, a gdyby „poskutkowało”, to następna, o ćwierćfinale.

Ale vox populi to nie zawsze vox Dei i – moim subiektywnym zdaniem – warto o tym pamiętać przed przyłączeniem się do internetowej akcji lub choćby wyrażeniem dla niej poparcia.