Jak nie zapłacić stówy za wpis na internetowym forum

Gdyby nie doniesienia o skazaniu na grzywnę internauty, który zamieścił na forum wpis – delikatnie mówiąc – nieprzychylny polskim żołnierzom w Afganistanie, nie wiedziałbym nawet, że istnieje art. 52a Kodeksu wykroczeń. A istnieje i jest dość niebezpieczny, dlatego każdy internauta znać go powinien.
Żołnierz australijskich sił specjalnych w Afganistanie

Insurgents Driven Out of Shah Wali Kot by isafmedia, on Flickr

Według mediów, skazany internauta napisał na forum „A niech giną, kto kazał im tam jechać, napaść i mordować Afgańczyków. Pytam, kto dał im takie prawo. Czym Afgańczycy sobie zasłużyli, by Polacy wtrącali się w nie swoje sprawy”. Po złożeniu przez jednego z uczestników afgańskiej misji zawiadomienia o przestępstwie, został „namierzony” i ostatecznie skazany na stuzłotową grzywnę. Powód? Naruszenie wspomnianego art. 52a, który stanowi:

Kto:

publicznie nawołuje do popełnienia przestępstwa lub przestępstwa skarbowego,
publicznie nawołuje do przeciwdziałania przemocą aktowi stanowiącemu źródło powszechnie obowiązującego prawa Rzeczypospolitej Polskiej,
publicznie pochwala popełnienie przestępstwa, jeżeli zasięg czynu albo jego skutki nie były znaczne

– podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.

Tyle przepis. Nie znam uzasadnienia wyroku, ale rozumiem go tak: (jeszcze) wolno krytykować decyzje polskich władz oraz wysyłanie polskich żołnierzy na misje za granicą. Jest jednak granica, polegająca na tym, że w myśl polskiego prawa, Irakijczyk lub talib, strzelający w swoim kraju do polskiego żołnierza, popełnia przestępstwo. To ważne, bardzo ważne, bo wielu internautów mylnie sądzi, że jest inaczej, że mianowicie człowiek ten to partyzant, który walczy z okupantem, uczestniczy w wojnie, a więc ma prawo strzelać. Okazuje się jednak, że nie ma. Nie wolno więc do tego publicznie nawoływać ani czynu takiego pochwalać.

Czemu uważam, że ten artykuł KW jest niebezpieczny? Nie chcę się rozwodzić nad operacjami w Iraku czy Afganistanie, zamiast tego wyobraźmy sobie taką oto – zupełnie realną – sytuację. Jest sobie jakiś kraj, nazwijmy go Torturia. Od wielu lat rządzi nim pułkownik Dick Tator. Nikomu to specjalnie nie przeszkadza, bo Amerykanie są wierni swojej zasadzie „owszem, to sk…syn, ale NASZ sk…syn”. Któregoś dnia pułkownik zmienia jednak zdanie w sprawach zasadniczych, mówi zdecydowane „nie” jakiemuś amerykańskiemu koncernowi i zaczyna polityczny flirt z Iranem lub, dajmy na to, Wenezuelą.

Dalej to już znany schemat: zaczynają się doniesienia, że Dick Tator majstruje coś chemicznego, a w jego fabrykach powstają bombki nie tylko choinkowe. Raz-dwa fiku-myku rezolucja ONZ, potem druga, wreszcie – interwencja NATO. Oczywiście Polska bierze w niej udział, bo przecież „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” i musimy pomóc. I jeśli nawet w momencie wkraczania do Torturii nasi żołnierze są dla niektórych najeźdźcami / okupantami, to tylko przez chwilę: po szybkim opanowaniu kraju zostają przeprowadzone wybory i władzę obejmuje prezydent Mario Netca. Oczywiście wyraża wdzięczność za uwolnienie kraju od tyrana i prosi wojska NATO o pozostanie w Torturii do czasu uporania się z walczącymi tu i ówdzie zwolennikami obalonego (a pewnie i powieszonego, czemużby nie) pułkownika. Owszem, jakaś część zwolenników Dicka Tatora podjęła walkę partyzancką i atakuje znienacka stacjonujących w kraju żołnierzy, w tym i Polaków. Ci jednak są tam przecież najzupełniej legalnie, z mocy rezolucji ONZ, ponadto wspierają prezydenta Mario Netcę, jego legalną władzę, a więc walka z nimi to już nie obrona Torturii, ale bandytyzm i terroryzm. Do którego nie wolno nawoływać ani którego nie wolno pochwalać.

Skracając ten wywód do maksimum: w każdej chwili możni tego świata mogą wysłać wojsko do dowolnego kraju, obalić jego władze i ustanowić swoje. Żołnierze, wykonujący takie operacje, działają najzupełniej legalnie, z mocy prawa, zatem jakikolwiek zamach na nich jest niedopuszczalny.

Także werbalny, także w postaci wpisu na jakimś polskim forum. Pamiętaj o tym, internauto. No, chyba, że masz wolną stówę w zanadrzu.