Louis i Donna. To oni trzymają w ryzach cały drugi sezon serialu o najprzystojniejszych prawnikach na Manhattanie. Gdyby ich zabrać, dwa największe wątki, na których zbudowano tę serię, miałyby poważny problem z utrzymaniem uwagi widzów. W II sezonie W garniturach nie ma bowiem miejsca na nieustanny śmiech – jest nie tylko śmiertelnie poważnie, ale i bardzo niebezpiecznie. Dla bohaterów, firmy, a przede wszystkim – tajemnicy.

 

Nie spodziewam się, by recenzję II sezonu serialu czytały osoby nieznające jego fabuły, delikatne spoilery uznaję tu za oczywistą konieczność. Kryzys więc – ten kryzys, który zwieńczył w spodziewany sposób pierwszą serię – został zażegnany nie tylko za szybko, ale i zdecydowanie za prosto. Ma to pewnie swoje uzasadnienie we wprowadzeniu kolejnego, ważnego i ciągnącego się przez kilka(naście niemal) odcinków, wątku (powrót Hardmana), nie mniej jednak jak na kluczową kwestię fabularną, to chyba trochę za mało. Scenariuszowo nie leży zresztą więcej wątków, poczynając od nużącej momentami walki o władzę w kancelarii, spychającej inne sprawy na dziesiąty plan, przez męczące turbulencje na linii Mike-Rachel, aż po nudną (szczęśliwie, że przełamaną bliżej finału sezonu) postawę Harveya. W obliczu tych nieciekawych wątków, sprawa Donny i kolejne perypetie Louisa, lśnią jeszcze większym blaskiem niż mogłyby, będąc jedynie tłem dla głównych wydarzeń. Doprawdy zaskakujące, że mimo tej jakościowej huśtawki, twórcy uniknęli dziur fabularnych – ta historia jest wciąż spójna i leży bohaterom tak dobrze jak ich garnitury.

 

Brzmi rozczarowująco i jest rozczarowująco, ale to wcale nie znaczy, że drugi sezon Suits ogląda się źle. Nadal przyjemnie popatrzeć na te wszystkie fantastyczne garnitury i kostiumy, skrywające się pod nimi smukłe ciała, piękne buzie, otaczający je luksus i posłuchać, jak można być błyskotliwym. Trochę może to wszystko nuży, trochę mniej intryguje i bawi, ale ostatecznie wygrywa kilkoma mocnymi wątkami, które na parę chwil zajmują 100% uwagi. Wystarczy, by czekać na więcej. Ostatecznie, to nadal bajka – już nam doskonale znana, ale z tak ładnymi obrazkami i giętką treścią, że nie sposób odmówić sobie kolejnej jej lektury.

 

Czy polecam? Tak.