Rate this post

Fakt, że muzyka w filmach jest dla mnie bardzo ważna, jest Wam doskonale znany. Na początku roku przez kilka tygodni raczyłam Was wpisami zbierającymi najlepsze utwory ze ścieżek dźwiękowych do filmów, które miały premierę w ubiegłym roku; nie raz i nie dwa proponowałam Wam też interesujące kompozycje na fanpage’u, mając nadzieję, że poruszą Was tak jak mnie. Muzyka filmowa towarzyszy mi właściwie wszędzie – w domu, w pracy, w busach i tramwajach i, oczywiście, w kinie, nieodmiennie kojąc zmysły, wzruszając i poprawiając nastrój.

 

Festiwal Muzyki Filmowej marzył mi się od miesięcy. Kiedy więc okazało się, że będę mogła w nim uczestniczyć w sposób pełny, nie posiadałam się z radości. Bo i było z czego się cieszyć. Program, zapowiadający udział takich mistrzów jak Alberto Iglesias, Abel Korzeniowski, Craig Armstrong, Janusz AP Kaczmarek, Don Davis czy James Newton Howard, zwiastował ogrom wrażeń. Wrażeń, których nie da się opisać słowami, bo trzeba je po prostu poczuć. Dlatego obszernej relacji z prawdziwego zdarzenia nie będzie. Zapraszam Was do przeżycia choć części tych emocji, których ja mogłam doświadczyć na żywo w jedyny sposób, w jaki jest to możliwe – wsłuchując się w te cudowne brzmienia. To, oczywiście, nie wszystkie kompozycje, zagrane przez AUKSO Orchestra i Narodowa Orkiestrę Symfoniczną Polskiego Radia podczas festiwalu (niektóre były premierą światową i nie są jeszcze dostępne publicznie), ale jestem pewna, że to wystarczy, by obudzić w Was zainteresowanie. Miłego słuchania.

Inaugurujący festiwal koncert muzyki Alberto Iglesiasa – hiszpańskiego kompozytora, od ponad 18 lat współpracującego z Pedro Almodóvarem, a także wieloma europejskimi i amerykańskimi reżyserami. Prócz oprawienia filmów hiszpańskiego twórcy, skomponował m.in. ścieżki do Chłopca z latawcem, dylogii Che, Wiernego ogrodnika i Szpiega. Koncert rozpoczęło fenomenalne Las Vecinas z Volvera:
A zaraz później przepiękna i wzruszająca 5-częściowa suita ze Skóry, w której żyję, której fragment brzmi tak:
Po kilkunastominutowej suicie, łączącej motywy z kilku filmów Almodóvara (Porozmawiaj z nią, Przerwane objęcia, Złe wychowanie, Wszystko o mojej matce, Volver), nadszedł czas na trzy utwory ze ścieżki dźwiękowej do Szpiega z obłędnym George’m Smileyem w roli głównej:

Były jeszcze dwie pieśni z gatunku angielska poezja śpiewana, a potem (już następnego dnia) alternatywne propozycje festiwalowe w wydaniu Ernsta Reijsegera (kompozycja do filmu Wernera Herzoga Jaskinia zapomnianych snów oraz Requiem for a Dying Planet) oraz Valgeira Sigurðssona (suita z filmu Draumalandið) – interesujące, ale będące jedynie lichą przystawką dania głównego, które czekało nas podczas sobotniej gali.

Wtedy też na scenie zaprezentowane zostały utwory 10 światowej sławy kompozytorów, z których każdy – co do jednego – wart jest odrębnej noty. Kompozycje były przepiękne i – mimo że większość z nich doskonale znałam, nie opuszczają mojej głowy od soboty. Zaczęło się od genialnego Abla Korzeniowskiego i jego cudownych utworów do filmu Madonny W.E.:
poruszającego Samotnego mężczyzny:
i najnowszego, niemożliwie dobrego Escape from Tomorrow:
Pozostając w klimacie polskiej muzyki filmowej, na telebimie ukazały się kadry z kultowych Psów Pasikowskiego, a orkiestra zagrała mocne brzmienia Michała Lorenca. Zaraz po nich Bandyta:
Trzeci z polskich wirtuozów – Jan AP Kaczmarek – zaprezentował prawykonania utworów do filmów, na których premierę przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać. Na pocieszenie zaś – uroczą, Oscarową kompozycję do Marzyciela. Diego Navarro z kolei przedstawił utwór z filmu Oscar, a Don Davis dał nam mocarny przedsmak niedzielnego finału festiwalu:

James Newton Howard postawił na grozę i choć bardzo chciałam usłyszeć akcję Bourne’a lub epicki pochód trybutów z Igrzysk…, kompozycje z Osady i Szóstego zmysłu zadowoliły mnie w pełni: Komponujący na potrzeby małego ekranu i – dla kontrastu – wielkich produkcji HBO Trevor Morris zaprezentował świetne tematy główne z Borgiów: i Dynastii Tudorów:

Craig Armstrong zaś, na którego czekałam w szczególności, przyjechał nie tylko z cudownym Wielkim Gatsby’m:
ale i małą niespodzianką w postaci utworu z mojej ulubionej sceny ulubionego filmu romantycznego, czyli To właśnie miłość. Utworu w sieci niestety brak, ale scenę odświeżyć zawsze warto:
Zwieńczeniem festiwalu był wielki koncert „Matrix na żywo” – przygotowywana przez wiele lat wersja symultaniczna. Efekt – oszałamiający. 130 minut filmu, który w 1999 roku zmienił podejście do kina s-f, wyświetlany na wielkim telebimie, pod którym orkiestra, pod batutą samego kompozytora ścieżki, Dona Davisa, na żywo podkładała pod film muzykę. Możecie sobie wyobrazić, jakie to robi wrażenie? Niezwykłe.
FMF 2013 to potężna dawka wzruszeń i odkryć. Wspaniały czas, wart swojej ceny i okrutnie niskiej temperatury festiwalowych wnętrz. Wierzę, że za rok będzie jeszcze lepiej. A może kiedyś doczekamy się, że przyjadą do Krakowa sami Hans Zimmer i Alexandre Desplat?:)

 

Dajcie znać, czy spodobały Wam się powyższe utwory.