Dawno chyba żadne hasło reklamujące film nie było tak adekwatne do jego treści. Bo Ki (Roma Gąsiorowska) naprawdę trudno polubić. Z pozoru jest wspaniałą dziewczyną – otwarta, uśmiechnięta, pozytywnie zakręcona, towarzyska – wszędzie jej pełno. Ale przy okazji jest totalnie pogubiona – w życiu prywatnym wiedzie jej się bardzo średnio, z kasą cienko, o pracę trudno, a w dodatku musi troszczyć się nie tylko o siebie, ale i swojego synka, Pio (Kamil Malecki). Niby jest samodzielna, ale we wszystkim potrzebuje czyjejś pomocy, niby poczuwa się do odpowiedzialności, ale jej zachowanie nie ma z tym nic wspólnego, niby się stara, ale właściwie ma do wszystkiego bardzo swobodny stosunek. Bawi, złości, irytuje, intryguje, pociąga. Nie pozostawia obojętnym. Jak potoczy się jej życie w tym kolorowym, ale tak brutalnym codziennym życiu?To nie jest historia, która ma swój początek i wyraźny koniec. Zostajemy wrzuceni w życie Ki nagle, trochę nieproszeni, ale w gruncie rzeczy słabo zauważeni i w niczym nie zakłócający jej codziennych działań. A jest ich trochę – trzeba przecież wstać i jakoś się ogarnąć, zdecydować, komu tym razem podrzucić dziecko, pójść pozować studentom, bo dobra i taka praca, wyskoczyć na jakąś imprezę, a w międzyczasie wstąpić do mopsu po parę zaświadczeń i zasiłek. Ki nie jest złą osobą. Ona po prostu czerpie z życia pełnymi garściami, nie zastanawiając się (lub po prostu nie chcąc tego robić), czy narusza przy tym czyjąś prywatność. Nie ma skrupułów, ma za to tupet; nie jest delikatna, nie rozumie aluzji, nie ruszają ją zasady. Dla niej życie jest elastyczne, stworzone dla ludzi, nie odwrotnie. To dlatego tak trudno jej zrozumieć dystans Miko (Adam Woronowicz) i złość Dor (Sylwia Arnesen), gdy przekracza granicę uprzejmości, życzliwości, przyjaźni. Ki, choć otacza się wieloma ludźmi, w gruncie rzeczy jest okropnie samotna. Samotna samotnością fizyczną i samotna w obliczu okrutnej codzienności, która wymaga zbyt wiele jednocześnie, której tak trudno podołać samodzielnie, a co tu mówić o odpowiedzialności za małego człowieka. I jak to zwykle bywa jest też samotna w desperackiej walce o przetrwanie i zapewnienie małemu nie tylko siebie, ale i życia w ogóle, może z ojcem, jakimś, jakimkolwiek, byle porządnym. Bita przez system, zaburzoną komunikatywność, przykre doświadczenia. Za wcześnie wyrzucona poza wir szalonego życia, obezwładniona potrzebami, o których realizację tak trudno.
Roma Gąsiorowska to dobra aktorka jest. W roli Ki wypada tak naturalnie, że pewnie gdybyście spotkali ją na ulicy z małym chłopcem na ręku, ucieklibyście gdzie pieprz rośnie, byle przypadkiem nie zauważyła waszego zainteresowania i życzliwego uśmiechu. Fantastyczna rola i oby takich więcej. Dawid świetnie też dobrał Adama Woronowicza do roli sztywnego, pozbawionego poczucia humoru i – chyba, chyba… – obarczonego jakąś ponurą przeszłością Miko, któremu Ki staje na drodze i wprowadza do swojego życia z nachalnością akwizytora. Poza tym niewiele – parę znanych, mile widzianych twarzy (Globisz w roli kierownika ośrodka pomocy społecznej; Królikowski jako szef Ki), zbyt jednak rzadko w filmie spotykanych, by zapadły mocniej w pamięć. Roma zdominowała ten film i taka dominacja jest zdecydowanie pożądana.
Czy polecam? Tak. Miejcie jednak na uwadze, że nie będzie fajerwerków, wielkich zwrotów akcji i wciągającej fabuły. To po prostu wycinek trudnego, maskowanego w kolorowych barwach, nużącego… życia.